Zabijanie? To bułka z masłem
Michael C. Hall, gwiazda serialu "Dexter", twierdzi, że wielka sława to żart, a życie należy cenić.
"Tele Świat": Od pięciu lat gra pan Dextera. Czy teraz łatwiej panu wcielać się w postać seryjnego zabójcy?
- Tak. Teraz to bułka z masłem.
Ale charakter pana postaci nie stał się pana drugą naturą?
- Mam nadzieję, że nie.
Czy zna pan finał serialu? Może Dexter zginie?
- Do tej pory nakręciliśmy pięć sezonów i nie sądzę, żeby powstało drugie tyle. Ale nikt jeszcze nie wie, jak to się skończy.
Ile czasu zajmuje praca nad jednym sezonem?
- Około pięć miesięcy. Cieszę się, że nie zajmuje dziewięć albo dziesięć miesięcy, bo chyba bym oszalał. Na szczęście mam wystarczająco dużo czasu, żeby odpocząć od mojego bohatera i wrócić na plan w pełni sił.
Rok 2009 był dla pana wyjątkowy. Pokonał pan nowotwór węzłów chłonnych i zdobył Złoty Glob. Jak pan się teraz czuje?
- Dobrze, coraz lepiej. Dowiedziałem się o chorobie pod koniec kręcenia czwartej serii. Leczenie zbiegło się więc w czasie z przerwą między sezonami. Byłem szczęśliwy, gdy okazało się, że moja choroba jest uleczalna oraz że mogę ją pokonać bez przerywania produkcji.
Czy choroba wpłynęła na zmianę pana stylu życia?
- Zawsze dbałem o siebie, chodziłem do dentysty i zdrowo się odżywiałem. Choroba zmieniła mnie bardziej w wymiarze duchowym, psychicznym. Czuję wielką wdzięczność, że żyję.
W Polsce ma pan bardzo wielu fanów...
- ...miło to słyszeć.
Czy czuje się pan gwiazdą?
- Tak, chodzę po domu nago i mówię: "Jestem sławny!" (śmiech). Nie, to nie dla mnie. Jestem po prostu pracującym aktorem.
Kto jest więc, według pana, hollywoodzką gwiazdą?
- George Clooney!
Z Michaelem C. Hallem rozmawiała Marzena Juraczko.