Rozliczenie z "Dexterem"
To definitywny koniec przygód najsympatyczniejszego seryjnego mordercy w historii telewizji. Na finał "Dextera" czekały miliony widzów. Wielu z goryczą mówi o rozczarowaniu. Czy ocenę złagodzi obrona serialu przez Jennifer Carpenter i Michaela C. Halla?
Finał "Dextera" pobił w USA rekord oglądalności stacji Showtime. 22 września 2013 obejrzało go blisko 6,5 mln Amerykanów. Odcinek wzbudził wiele kontrowersji i rozpętał burzę na forach dyskusyjnych.
- To nie tak miało się skończyć! - krzyczą w komentarzach fani i przypominają słowa głównego bohatera: - Dla seryjnego mordercy nie ma szczęśliwego zakończenia.
Oczekiwali na sądny dzień. To miał być prywatny Armagedon Dexa (Michael C. Hall), a tu klops. Czy na pewno?
Jak oceniają finał aktorzy wcielający się w główne role?
- Podoba mi się to zakończenie. Może być wieloznaczne - mówi Michael C. Hall w wywiadzie dla "TV Guide".
- Mam nadzieję, że cały serial to dla nich zniewalająca i pociągająca przejażdżka. Ludzie polubili "Dextera" z różnych powodów. Zaczęliśmy w jednym miejscu, a skończyliśmy w zupełnie innym. Nic bym nie zmienił. No, może jedna kwestia mnie nurtuje. Dexter powinien zabić syna "Trójkowego..." - przyznaje z uśmiechem.
Podobnymi odczuciami dzieli się Jennifer Carpenter (Deb).
- Jestem usatysfakcjonowana. Miałam nadzieję, że los, który spotkał Deb, będzie miał swoje uzasadnienie. Czuję, że dla dobra serialu wielokrotnie musiałam postępować wbrew filozofii, jaką przyjęłam w stosunku do tej postaci. Kiedy dowiedziałam się, jak scenarzyści zamierzają zamknąć jej historię, kibicowałam troszkę innej wersji, a było ich kilka. Ostatecznie uważam, że finał wypadł naturalnie i prawdziwie. Tak od 4. serii przeczuwałam, iż jej historia nie będzie miała happy endu. Zaś co do Dextera. Nie chodzi o to, ile osób wylądowało na jego stole. On nie dostał tego, na co zasłużył. Wykluczył się z życia, które przestało mieć dla niego sens. Skazał się na trudną i niewygodną banicję. Uśmiercenie go to zbyt proste rozwiązanie - wyjaśnia Carpenter.
- To był i jest niesamowity serial. Odnoszę wrażenie, że wspólnie ukończyliśmy maraton. Zaliczyliśmy wzloty i upadki, ale nasza praca była szczera i emocjonalnie bardzo wyczerpująca. Sądzę, że "Dexter" podniósł poprzeczkę w telewizji.
Natomiast Michael nie ukrywa, iż cieszy się z rozstania z rolą Morgana.
- Kiedy gra się tak specyficzną postać przez długi czas, aktor zaczyna zrastać się z bohaterem. To wyczerpujące. Chciałbym już zająć się czymś innym - odważnie stwierdza gwiazdor.
Na otarcie łez aktorzy zdradzają kilka szczegółów dotyczących pracy nad "Dexterem". Jennifer przyznaje, że pojawił się moment w serialu, który według niej byłby przekroczeniem granic i postanowiła przekonać scenarzystów, iż trzeba to zmienić.
- Kiedy rozmawialiśmy o uczuciach Deb do swojego brata, zaplanowano scenę pocałunku. Kojarzycie moment, gdy jedzą chińszczyznę (sez. 6., odc. 11)? Początkowo miała to być scena miłosna, ale byłam absolutnie pewna, że nie chcę tego robić. To nie pasowało do ich relacji. Postanowiłam negocjować ze scenarzystami i skończyliśmy na bardzo szybkim pocałunku - mówi aktorka i opowiada o kolejnych ujęciach, których się obawiała ze względu na silne nagromadzenie emocji.
- Przeżyłam boleśnie śmierć Lundy’ego (Keith Carradine) na parkingu. Straszne. Byłam wtedy w rozsypce. Nie chciałam też strzelać do LaGuerty (Lauren Valez). Te wątki były dla mnie traumatycznym przeżyciem, chociaż może to brzmieć dziwnie. Po tylu latach intensywnego wejścia w rolę, te sceny wydały mi się zbyt osobiste. Ryzyko opłacało się i teraz są jednymi z moich ulubionych - wyznaje Carpenter.
Inne odczucia ma Hall, który przyznaje, że zawsze wraca myślami do chwili, w której Dex odkrył swoje pochodzenie w 10. odcinku.
- Lubię tę scenę, gdy Morgan upada na twarz w tym pokoju pełnym krwi. Mogliśmy zagrać to tylko raz, bo robiliśmy taki bałagan - opowiada Michael.
Nie zapomina też o przeciwnikach swojego bohatera, którzy podkręcali atmosferę każdego sezonu. Kogo najlepiej wspomina? Oczywiście faworyt jest tylko jeden. To "Trinity Killer", którego zagrał John Lithgow.
Jak mówi Hall: - Na planie był słodki niczym pluszowy miś, ale pracował jak prawdziwy grizzly.
Podobnie uważa Carpenter: - Tak, "Trinity...", to najbardziej kompleksowy morderca. Groźny i podobny do Dexa w tych próbach ułożenia sobie życia. Dotąd nikt nie skrzywdził bliskich mu osób.
Po śmierci Rity (Julie Benz) Morgan dramatycznie starał się chronić ludzi przed tym, kim jest. Hall zdradził również, że ostatnie morderstwo Dexa jest jednym z jego ulubionych, ale nie może pominąć ukatrupienia Małego Chino (Matthew Willig).
- Był ogromnym facetem. Udawanie, że mógłbym pokonać taką górę mięsa, jak mawiała Deb, było ekscytujące - przyznaje z uśmiechem aktor.
Zaś Jennifer zdradziła, że prywatnie odrzucają ją przekleństwa granej bohaterki.
- Wkurza mnie, że wszędzie jest przyzwolenie na taki język. Jednocześnie muszę usprawiedliwić używanie go podczas wcielania się w Deb. To było jej narzędzie zwracania na siebie uwagi. W jej przypadku, to nie brzmi, jak tani zabieg i nie mam ulubionego ciągu wulgaryzmów, który możecie usłyszeć w dialogach podczas oglądania. Ten rozdział uważam za zamknięty - kwituje Jen.
nex