Małgorzata Pieczyńska o serialu "Dewajtis": Ludzie z problemami podobnymi do dzisiejszych [wywiad]
Małgorzatę Pieczyńską od lat możemy oglądać w serialu "M jak miłość", w którym występuje w roli Aleksandry. Choć aktorka na co dzień mieszka w Szwecji, nie rezygnuje z pracy w Polsce i chętnie angażuje się w nowe projekty. Ostatnio można było ją oglądać w serialu "Dewajtis", który okazał się absolutnym hitem TVP.
Na antenie TVP1 emitowany jest serial "Dewajtis" na podstawie powieści Marii Rodziewiczówny, w którym kreuje pani postać Olgi Czertwan. To była ciekawa przygoda?
Małgorzata Pieczyńska: - Fantastyczna! Olga Czertwan jest kobietą w średnim wieku. Gdy wchodziłam w jej skórę, wyobrażałam sobie, że była przez całe życie tłamszona przez męża. Nigdy nie "rozwinęła skrzydeł", a marzy o tym. Widzimy ją dopiero w momencie, w którym, po śmierci męża jest zmuszona wziąć życie w swoje ręce. Jest do tego zupełnie nieprzygotowana. Musi przejąć rolę mężczyzny, lecz tylko wydaje jej się, że wie jak to zrobić. Podoba mi się w tym serialu to, że pokazane są przeróżne kobiece postawy. Maria Rodziewiczówna była nowoczesna i feministyczna. Ten feminizm chciała popularyzować i przekazywać kobietom swoją koncepcję życia w społeczeństwie i rodzinie.
Powieść "Dewajtis" przedstawia losy bohaterów żyjących w XIX wieku. Lubi się pani wchodzić w kostium, czuć ducha epoki?
- Dla aktora to ogromna przygoda. Wielki ukłon w kierunku Elżbiety Radke, która jest autorką kostiumów. Dzięki niej było tak pięknie i bajkowo. Uwagę przykuwa również makijaż, który był tak delikatny, jakbyśmy go zupełnie na sobie nie mieli. To dzięki temu na ekranie jesteśmy naturalni i prawdziwi, a nasze postaci są uwiarygodnione. Gorsety i długie suknie to tylko powłoka. Pod nią są żywi ludzie z problemami podobnymi do dzisiejszych.
Zastanawia mnie to, jak radziła sobie pani, grając w ciężkich sukniach, szczególnie gdy zdjęcia realizowaliście w środku lata.
- Przy wysokich temperaturach to było wyzwanie. Suknie miały długi rękaw, były dopasowane do ciała i ciężkie. Ja na co dzień praktykuję jogę, więc trzymanie wyprostowanej sylwetki, nie stanowiło dla mnie większego problemu, co wcale nie jest takie oczywiste szczególnie wśród młodych ludzi. Często garbimy się i trudno zaakceptować krępujący strój.
Czy mimo że serial przedstawia losy bohaterów z zupełnie innych czasów, niż te, w których żyjemy, porusza tematy, które we współczesnym świecie nam towarzyszą?
- Ależ to jest bardzo współczesna opowieść. Rodziewiczówna już wtedy motywowała kobiety do kształcenia się, zadawania sobie pytania, kim tak naprawdę jesteśmy i kim chcemy być? Przecież dziś też widzimy postawę kobiety - "powój". Nie widzącej wartości w niezależności ekonomicznej, własnych ambicjach, w wolności osobistej. W niektórych środowiskach również dziś promuje się kobietę w roli wyłącznie opiekunki, kucharki, sprzątaczki i domowej "gejszy". Moja bohaterka po śmierci męża chce przeorganizować wszystko. Zmienić meble, sposób przyjmowana gości, stroje, a nawet jedzenie. Rozumiem, że ta kobieta nie była sobą przez cały okres małżeństwa. Ale kim jest bez wykształcenia? Czy będzie potrafiła zarządzać majątkiem? Powieść dotyka także problemu bezkrytycznej miłości do dziecka. Te zachowania w dzisiejszych czasach także możemy zauważyć. Przecież "synkowi wszystko wolno", a tak naprawdę dla niego jest to bardzo krzywdzące.
Czym serial różni się od kultowej książki Marii Rodziewiczówny? Miała pani okazję przeczytać tę powieść wcześniej, czy dopiero zetknęła się z nią pani, gdy otrzymała propozycję zagrania w ekranizacji?
- Powieść przeczytałam, zanim zaczęliśmy zdjęcia. Z pewnością moja postać w serialu jest bardziej rozbudowana, wyeksponowana i ciekawsza. To woda na mój młyn. Olga ma więcej barw w scenariuszu. Wchodzi w bezpośrednie konflikty tam, gdzie w książce tylko się ich domyślamy. Jest jak kolorowy ptak. To ciekawy materiał aktorski.
W trakcie zdjęć do "Dewajtis" pojawiała się pani także na planie serialu "M jak miłość", w którym od lat wciela się pani w postać Aleksandry. Jak znajduje pani czas, aby "skakać" między dwiema epokami?
- W ogóle nie znajdowałam czasu. Przez ostatnie miesiące miałam tylko tydzień wolnego. W "Dewajtis" dialogi były długie, ambitne i trudne. Wymagały dużych przygotowań. Zupełnie inaczej niż w przypadku potocznego, współczesnego dialogu. W "Dewajtis" język był archaiczny. W jednej ze scen przygotowywałam przyjęcie i prezentowałam menu. Nazwy niecodziennych potraw, francuskie zapożyczenia językowe, archaiczna składnia, do tego swoboda w wysławianiu się, to nie było proste. Odnoszę się do stylu dialogu z szacunkiem, ponieważ to między innymi język uwiarygadniała epokę, czyli w tym wypadku wiek XIX.
- Równocześnie musiałam być na planie szwedzkiego, kultowego serialu "Morden i Sandhamn". Choć jest to współczesna produkcja, to jednak grałam w języku szwedzkim, a granie w obcym języku nigdy nie jest łatwe. Zrozumie to tylko aktor, który tego doświadczył.
No właśnie, na co dzień dzieli pani swoje życie między Polską a Szwecją. Jak różnią się realia pracy w tych dwóch krajach?
- Różnica jest ogromna. Przede wszystkim w Szwecji plan zdjęciowy nie trwa 12 godzin. Pracujemy przez 8, a resztę dnia mamy dla siebie. Mamy możliwość dobrze przygotować się na kolejny dzień, zregenerować się, spędzić czas z rodziną, a to sprawia, że pracujemy bardziej efektywnie. W Polsce po dniu zdjęciowym jest czas tylko na powrót do hotelu i kąpiel. To dotyka wszystkich pionów zawodowych. Zmęczenie po 12-godzinnym dniu zdjęciowym jest kolosalne.
Aleksandra Wojtanek / AKPA