Wesołowski w sidłach miłości
W jego dorobku artystycznym przybywa ról historycznych. Jakub Wesołowski świetnie się w nich czuje. Opowiada też o pracy na planie 4. sezonu "Czasu honoru", który zobaczymy jesienią.
Jak się czujesz w archaicznym stroju spadochroniarza?
- Fantastycznie! Tęskniłem za nim od czterech lat (śmiech). Dopytywałem, kiedy znowu będę skakał. I skaczemy - tym razem w innym składzie.
To wdzianko jest ciężkie?
- Nie, to imitacja, jest więc w miarę lekkie. Nawet nie byłoby najgorzej z temperaturą, gdyby nie dzisiejszy upał. Przy pierwszej serii strój był o wiele cięższy, było goręcej, a my pod spodem nosiliśmy jeszcze ubrania. Teraz, nauczeni doświadczeniem, przekonaliśmy panie z garderoby, żeby zakładać mniej tych ciuchów.
A dadzą Wam poskakać naprawdę? Tak naprawdę?
- To by było wielce niebezpieczne. Obecnie stroje do skakania są chyba dużo prostsze i przyjemniejsze. Skok w tym tutaj byłby obarczony sporym ryzykiem. Ale będziemy wyskakiwać z samolotu z wysokości jakichś dwóch metrów. Spadochron raczej się nie rozłoży (śmiech).
Korzystacie z pomocy dublerów?
- Chłopaki uciekają od dublerów. Co możemy, robimy sami. To jest kwestia ambicji. Oczywiście kaskaderzy są niezbędni w niektórych scenach, choćby dla zabezpieczenia. Jeżeli coś wykonujemy sami, to tylko dlatego, że nam pokazali. Są naprawdę fantastyczni.
Ale widziałam, że zdarzają się drobne kontuzje...
- Tak to jest, gdy mężczyźni bawią się w wojnę.
Rzeczywiście traktujecie to jak zabawę w wojnę?
- Trochę tak, bo spędzamy tyle czasu na planie, że gdyby to była zwykła praca i forma obowiązku, emocje nie byłyby tak pozytywne, jak są tutaj. Tu, mam nadzieję, prywatnie wszyscy bardzo się lubią.
Coraz częściej oglądamy Cię w filmach i serialach historycznych, które cieszą się sporą popularnością...
- Mam taką nadzieję. Tego typu produkcje zawsze charakteryzują się ogromnym pietyzmem wykonania, a my - realizując je - mamy równie wielką frajdę. Mamy też to szczęście, że tutaj naprawdę wszyscy wkładają w pracę maksimum swoich możliwości. A jestem świadomy, że nie każdy serial robi się w ten sposób.
Interesowała Cię historia zanim zacząłeś pracę przy tych produkcjach?
- Tak. Okres II wojny światowej czy lata 30. szalenie mnie pociągały. Miałem słabość do tych czasów chyba z racji tego, że są nam bliższe niż Jagiełło na koniu.
Dziadkowie opowiadali ci o wojnie?
- U mnie w domu bardzo dużo mówiło się o historii. Serial stał się dodatkowym pretekstem do rozmów o przeszłości. Czasy współczesne są tak mało poważne, że chciałoby się podyskutować o czymś, co ma jakiekolwiek znaczenie. A historii na pewno nie można go odmówić.
Zdradź naszym Czytelnikom - tyle, ile możesz - co czeka Twojego bohatera w 4. części "Czasu honoru".
- Miną dwa lata od ostatnich wydarzeń poprzedniego sezonu. Ten czas spędziliśmy razem z bratem, Władkiem (Jan Wieczorkowski), we Włoszech, gdzie realizowaliśmy się jako żołnierze, ale serce cały czas gnało nad Wisłę. Przy najbliższej więc okazji wracamy do Polski. Tu, jak zwykle, wpadnę w sidła miłosnych uniesień. Jako ten najwrażliwszy dam się najmocniej omotać Karolinie Osmańskiej (Magdalena Boczarska), która bardzo namiesza w naszych szeregach.
Rozmawiała Anna Mieczkowska