To nie sztuczki
Choć otrzymuje sporo propozycji filmowych, zwykle odmawia. - Teraz skupiam się wyłącznie na nauce! - mówi student IV roku krakowskiej PWST, Bartosz Gelner.
Dołączył Pan do obsady "Czasu honoru" w czwartej części serialu. Kim jest cichociemny Alan Krawczyk?
- Synem Polaka i Angielki, porucznikiem Polskich Sił Zbrojnych, wyszkolonym w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Tam uzyskał zgodę na zrzut do okupowanego kraju, dokąd doleciał z płk Skotnickim (Hubert Urbański). Ich zadaniem jest wesprzeć Władka (Jan Wieczorkowski), Michała (Jakub Wesołowski), Bronka (Maciej Zakościelny) i Janka (Antoni Pawlicki).
Czy udział w tym przedsięwzięciu wymagał specjalnych predyspozycji?
-Dużej odporności na upały! Ilość ubrań, jakie mają na sobie skoczkowie, mocno dawała nam się we znaki.
Czy w scenach zamachu na dworcu berlińskim były jakieś "sztuczki"?
- Przede wszystkim nie były one nagrywane w Berlinie! Tamtejszy dworzec jest na wskroś nowoczesny, toteż w serialu "zagrały" go zabytkowe wnętrza Politechniki Warszawskiej. Swoją drogą, z podziwem patrzyłem na zabiegi twórców, którzy w każdym odcinku pieczołowicie dopasowywali szczegóły widoczne na ekranie do realiów wojny. To dla mnie ważne, z uwagi na historię rodziny.
Ktoś z niej walczył?
- Mój pradziadek, major Józef Szczepaniak, służył w Anglii, w Dywizjonie 302, jako oficer odpowiedzialny za bombowce. Po wojnie wrócił do kraju, do żony i dzieci, w tym do mojej babci. Szykanowany był przez Urząd Bezpieczeństwa, który nie witał przybyszów z Zachodu jak bohaterów. Dziś, grając żołnierza tej samej armii, czuję jakbym zamykał klamrą tamten tragiczny rozdział sprzed lat. I w takim kontekście rola ta jest dla mnie wyjątkowa.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj