Czas honoru
Ocena
serialu
8,5
Bardzo dobry
Ocen: 1348
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Od aktora do jurora

Choć Robert Kozyra sam kiedyś przyznał, że jest drewnianym aktorem, nie mógł odmówić sobie udziału w czwartym sezonie "Czas honoru". Tłumaczy, że świetnie się bawi na planie tego serialu. A teraz skupia się już tylko na show "Mam talent" w TVN.

Co będzie się działo wokół Fischera w czwartym sezonie "Czasu honoru"?

- Losy Fischera staną się jednym z trzech głównych wątków tej serii. I nastąpi złamanie mojej roli. Z jednej strony jestem mordercą - nie ma co tutaj owijać w bawełnę. A z drugiej - ukochanym synusiem mamusi. Przychodzę do domu, gdzie się nią opiekuję i dbam o jej zdrowie.

Czyli zobaczymy ludzką twarz Fischera?

- Można tak powiedzieć.

A jakieś przełomowe momenty nastąpią w czwartym sezonie?

- Tak. Nie mogę za bardzo o tym mówić, ale akurat w tej serii wątek czterech głównych bohaterów splecie się z moim.

Reklama

Podoba się panu aktorstwo? Jak pan się w tym odnajduje?

- Dla mnie to jest tylko zabawa. Ja "przemazałem się" w poprzedniej serii. Natomiast przed tą kolejną zadzwonili do mnie producenci i powiedzieli: "przepraszamy bardzo, fabuła miała rozgrywać się już po wojnie, ale jednak będą to dzieje wojenne. Myśmy wybili już wszystkich Niemców, został tylko pan i Adamczyk. Czy możemy rozbudować pana rolę?". A ponieważ w tamtej serii chciałem się zabawić, nie mogłem im powiedzieć "do widzenia, nie będę tego robił".

Czyli nie ma pan ochoty "przemazać się" w innych serialach?

- W międzyczasie dostałem różne inne propozycje filmów, ale je odrzuciłem. To jest dla mnie raczej przygoda, zabawa.

A fajniejsza jest zabawa w bycie jurorem w "Mam talent"?

- To całkiem coś innego. W gruncie rzeczy i jedna, i druga rola to ciężka praca. I fizyczna, i psychiczna. Na planie serialu jest wiele godzin oczekiwań, kręcenia itd. A w "Mam talent" siedzi się 8-10 godzin w teatrze i trzeba wytrzymać nie tylko psychicznie, być w kondycji i powiedzieć coś fajnego, ale również przetrwać fizycznie, a to jest dość ciężkie, dlatego że teatry, w których kręcimy, nie są przystosowane do nagrywania programów telewizyjnych, brakuje w nich klimatyzacji. Jak zapalą wszystkie światła, zaczyna się problem.

Duże napięcie towarzyszy ocenianiu ludzi, którzy prezentują się na scenie?

- Tak. Są łzy, są wzruszenia. Ma się przed sobą mniej więcej 40 osób dziennie, już po selekcji. I dla każdej z nich to są być może najważniejsze dwie minuty w życiu. Trzeba mieć tego świadomość. Dlatego dla mnie to jest akurat ważne, żeby ocenić tych ludzi sprawiedliwie. Przecież oni nie oczekują, że będzie to wyłącznie zabawa ich kosztem, obśmianie ich. Oczywiście fajnie jest, gdy traktuje się to jak zabawę, ale oprócz humoru powinno jeszcze być wskazanie tym osobom, co robią dobrze, co źle, co w sobie rozwinąć, co schować.

Czy w najbliższym czasie planuje pan podjąć jakieś nowe wyzwania?

- Na razie skupiam się na "Mam talent", na programach live. To jest dla mnie najważniejsze. Bo już nagrałem "Czas honoru" i teraz pozostaje tylko kwestia montażu.

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Czas honoru | Robert Kozyra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy