"Czas honoru": Historyczna fikcja
Jeden z najpopularniejszych seriali zachwycił widzów. W przeciwieństwie o wielu kombatantów oraz historyków, którzy odmówili mu opieki merytorycznej i protestowali, by miał tytuł „Cichociemni”.
Można dyskutować na temat drobnych wpadek, np. jakim samolotem lecieli Cichociemni - Liberatorem czy Halifaxem - czy też, dlaczego wiosną 1941 r. Bronek (Maciej Zakościelny) używał pistoletu maszynowego Sten, skoro wyprodukowano go dopiero kilka miesięcy później. Są to jednak szczegóły. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby na nich się jedynie skończyło.
Serial "Czas honoru", choć zrobiony dobrze i kochany przez widzów, często był mocno podkoloryzowany. Już pierwsze sceny wywołały uśmiech na twarzach znawców tematu. W skład serialowej drużyny Cichociemnych weszło dwóch braci - Władek (Jan Wieczorkowski) i Michał (Jakub Wesołowski) - a dowodził nimi... ich ojciec (Jan Englert).
W rzeczywistości regulamin nie dopuszczał do "zrzutu" kilku członków danej rodziny, podobnie jak stacjonowania w miejscu, w którym przebywają ich krewni, w tym przypadku matka - Maria (Katarzyna Gniewkowska). Co więcej, w przeciwieństwie do serialowej paczki, żołnierze nie zatrzymywali się w Warszawie. Tutaj tylko się aklimatyzowali, a następnie ruszali w teren.
Podobnie nieprawdziwie zostały ukazane losy więźniów z Szucha czy Pawiaka. Zacząć trzeba od tego, że odbicie żołnierzy z aresztu gestapo graniczyło niemalże z cudem. Jeśli już taki miał miejsce, kontrwywiad AK badał sprawę żołnierza oraz poddawał go "kwarantannie", czyli odcięciu od organizacji do czasu zakończenia śledztwa. Gdy jego wynik był pozytywny, oficer zmieniał przydział na leśny lub zostawał wysłany do innego miasta. A nie tak jak było to pokazane na ekranie, gdzie uratowani z Szucha czy Pawiaka nadal pozostawali w stolicy.
Podobnie sprawy miały się w przypadku wyglądu. Twórcy "Czasu honoru" powielili błędną wizję ubioru, która pojawiała się wcześniej w innych filmach i serialach, np. w "Stawce większej niż życie". Czarne skórzane płaszcze i tyrolskie kapelusiki - obowiązkowe ubranie każdego gestapowca - na dobre chyba wyryły się w pamięci reżyserów i występują w każdej produkcji wojennej. Tymczasem na ulicach okupowanej Warszawy były one spotykane sporadycznie. Tak samo jak oficerki, element obowiązkowy garderoby Bronka, funkcjonują jedynie w głowach Niemców, którzy do tej pory tak sobie wyobrażają strój przeciętnego Cichociemnego.
Ironiczny grymas historyków wywołał też inny ich "dodatek" - broń, z którą się nie rozstawali, czy to na spacerze, czy to podczas kolacji. Nasi bohaterowie nie mieli także problemu, by rozmawiać o akcjach konspiracji w miejscach publicznych i chętnie przez innych uczęszczanych, np. w parku. I tu warto na moment się także zatrzymać z innego powodu. Mianowicie egzekucjach, które były ulubioną serialową "rozrywką" Wojciechowskiego i jego podwładnych. Wydawać by się mogło, że takie zadania były na początku okupacji normą. Tymczasem w latach 1941-42 podziemie walczyło głównie za pomocą tzw. "małego sabotażu".
Problematyczne okazało się także posługiwanie się bronią, zwłaszcza wspomnianego już wcześniej pistoletu maszynowego Sten. Uważniejsi widzowie zwrócili uwagę na fakt, że ekranowi żołnierze wielokrotnie trzymali karabin lewą ręką za magazynek. Taki sposób chwytu powodował, że się luzował, co sprawiało, że kula nie trafiała do lufy, a broń się zacinała.
Warto jednak pamiętać, że w tej historycznej fikcji, nierzadko nie mającej z prawdą nic wspólnego, zostały też odnotowane fakty. Na przykład zrzut Bronka, Władka, Michała i Janka (Antoni Pawlicki), młodych żołnierzy konspiracji wysyłanych z Londynu. Do innych ważnych wydarzeń należy także odbicie, bliskiego już otrucia się cyjankiem, więźnia przy ul. Pawiej, poprzez zarażenie go tyfusem (ratunek Władka).
Należy też wspomnieć, że ukazane w serii 2. tortury na Pawiaku w formie ćwiczeń na rozżarzonym żużlu istniały naprawdę i były przedmiotem rozprawy w powojennym procesie gestapowców. Z kolei do porażki podziemia - rozbicia oddziału "Osa"-"Kosa30" - doszło, kiedy żołnierze zaniechali zasad konspiracji i udali się na ślub jednego z oficerów (ślub Leny i Janka).
Jednak działalność naszych Cichociemnych to głównie pasmo sukcesów takich jak: akcja "Góral", czyli obrabowanie transportu bankowego Niemców (napad na Reichsbank), "Koppe", która była próbą zamachu na SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppe (nieudany zamach na Rainera, granego przez Piotra Adamczyka), "Akcja w Celestynowie" - odbicie transportu więźniów (przejęcie ludności jadącej do Auschwitz na bocznicy kolejowej) czy "Most III" - kryptonim, pod którym kryła się operacja kradzieży elementów pocisku (przechwycenie przez Michała, Bronka i Władka tajnej broni V-2).
A to tylko najważniejsze działania, które zostały ukazane w serialu, a miały miejsce. Nie zapominajmy jednak o tym, że były one zaczerpnięte z całej działalności konspiracyjnej ZWZ i AK, a nie jednej grupy. Podobnie w serialowej akcji pojawiły się osoby znane z kart historii tego okresu: pięściarz Franciszek Szymulski (3. seria) był odpowiednikiem Franciszka Szymury, a płk. Brodowicz (Przemysław Sadowski) nawiązywał do ppłk. Wacława Berki o pseudonimie "Brodowicz".
Przy rozliczaniu, co w "Czasie honoru" jest prawdą, a co nie, należy pamiętać, że mieliśmy do czynienia z serialem obyczajowym, a nie produkcją dokumentalną.
I pomimo tych nieścisłości, należy oddać, że "Czas..." oprócz dostarczenia polskim widzom emocjonującej rozrywki, podniósł także ich świadomość historyczną.
A to jest bezcenne!