Czarne lustro Black Mirror
Ocena
serialu
8,3
Bardzo dobry
Ocen: 44
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Ile jesteś w stanie zapłacić, by żyć? Ta seria ponownie wyciska łzy

W "Czarnym lustrze” Charlie Brooker po raz kolejny konfrontuje nas z przyszłością, w której technologia przenika każdy aspekt życia. Siódma odsłona serialu zawiera odcinki, które potrafią wstrząsnąć i dogłębnie poruszyć, ale nie brakuje też mniej udanych momentów.


"Czarne lustro" to seria, która już od wielu lat przyprawia widzów o ciarki niepokoju. Charlie Brooker stworzył niezwykłą antologię, w której każdy odcinek stawia przed nami pytanie o to, w jaką stronę podążamy jako społeczeństwo. Odkrywa przed widzami nie tylko mroczne strony galopującego rozwoju technologicznego, ale też ludzkiej natury, od których często wolimy odwracać wzrok. 

Poprzedni sezon serialu spotkał się z mocną krytyką. Fani zarzucali twórcom zbyt mocne odejście od tego, co uznawali za sedno całej serii. Jak zatem wypada najnowsza, siódma odsłona? Nie jest źle, choć do ideału trochę brakuje. 

Reklama

"Czarne lustro": wciąż potrafi chwycić za serce

Siódmy sezon "Czarnego lustra" jest bardzo nierówną produkcją. Pośród sześciu odcinków, znajdziemy takie, które wstrząsną nami, przewrócą nasze emocje na lewą stronę i włożą z powrotem na miejsce, zostawiając z wyrazem kompletnego osłupienia na twarzy. Są jednak takie, które porzucą nas albo z niedosytem lub pytaniem "i co, to tyle?". 

Największym pozytywnym zaskoczeniem był odcinek zatytułowany "Normalni ludzie". Historia jest bardzo prosta — dwójka ludzi, która bardzo się kocha, ale na drodze ich szczęścia staje poważna choroba. Na pomoc przychodzi jednak technologia i gdy wydaje się, że para wychodzi na prostą, okazuje się, że każdy dobry uczynek ma swoją cenę. W tym przypadku - 300 dolarów miesięcznie, by móc żyć. Ile jesteśmy w stanie zapłacić, by zachować chociaż namiastkę dawnego życia? 

Bohaterowie stają przed poważnym dylematem, a my razem z nimi. Finał zostawia nas z myślą, że przedstawiona historia nie jest taką abstrakcją, na jaką wyglądała na pierwszy rzut oka. 

Odcinek, który zapadł mi w pamięci i zdecydowanie zostanie ze mną na długo to "Hotel Reverie". Opowieść o kobiecie, która odkrywa w sobie nowe pokłady uczuć, miłości i przywiązania, zamknięta w czarno-białym obrazie chwyciła mnie za serce i nawet po drugim seansie byłam tak samo poruszona.

"Czarne lustro": jak do tego doszło?

Niestety tak jak wspomniałam wcześniej, są i te gorsze strony najnowszego sezonu i aż chciałoby się zacytować klasyka "a co to się stanęło?". Najdziwniejszym i najbardziej niepasującym do tego sezonu jest odcinek zatytułowany "Bête Noire". 

Historia na początku wydaje się przyjemna i dość prosta — młoda kobieta osiąga kolejne sukcesy w branży spożywczej, do czasu, gdy w biurze pojawia się znajoma z liceum. Od tego momentu Maria zaczyna popadać w obłęd, bo wszystko wskazuje na to, że cały wszechświat sprzymierzył się przeciwko niej. Bohaterka stwierdza, że wszystko jest winą Verity i zaczyna zadawać niewygodne pytania, by poznać prawdę.  

I wszystko byłoby świetne, gdyby nie ostatnie 15 minut odcinka. Nagle zaczyna dziać się dosłownie (!) wszystko i w takim tempie, jakby reżyser nagle zauważył, że kończy mu się miejsce na dysku i trzeba na szybko skończyć nagrywanie. Wyjaśnienie całej intrygi wygląda jak napisane na kolanie. Nie tędy droga panie Brooker!

"Czarne lustro": uniwersum lustra?

W najnowszej odsłonie moją uwagę przykuło szczególnie to, jak często pojawiały się nawiązania do opowieści z poprzednich sezonów. Wielokrotnie powraca do nas nazwa Junipero, którą poznaliśmy w sezonie trzecim - czy to pod postacią ulicy, czy nazwy restauracji. 

Przewija się także nazwa Streamberry - fikcyjnej platformy streamingowej, której nazwę usłyszeliśmy w pamiętnym odcinku "Joan jest okropna" z 6. sezonu z Salmą Hayek w jednej z głównych ról.

Mnóstwo ciekawostek pojawia się także na ścianach! Możemy znaleźć plakaty nawiązujące do Waldo z 2. sezonu, filmu interaktywnego "Bandersnatch", który z całego serca polecam oraz oczywiście grafiki "Kosmicznej floty". 

Dzięki takim elementom mam wrażenie, że wszystkie historie zostały osadzone w jakimś bardziej konkretnym miejscu w czasie, dzięki czemu powstaje swoiste uniwersum, którego tajemnice z chęcią będę odkrywać.  

No i na koniec zostaje nam najlepsze, czyli coś, co do tej pory nie miało miejsca — kontynuacja jednej z historii, czyli załoga USS Callister powraca, a wraz z nią Cristin Milioti! Rozwinięcie historii w filmowym metrażu jest nie tylko świetnym dopełnieniem, którego wielu potrzebowało, ale też po prostu dobrą historią. Tylko czy finał musiał wyglądać akurat w taki sposób? Czuję ogromny niedosyt — może doczekamy trylogii?

"Czarne lustro": czy warto obejrzeć?

Jeśli dotarliście do 7. sezonu "Czarnego lustra" to znaczy, że jednak coś was przyciąga do tego serialu. Muszę przyznać, że jako wieloletnia fanka, po przedniej serii byłam nieco zawiedziona, zabrakło tego "czegoś", co nadawało tej produkcji wyjątkowego smaku. 

Nowy sezon wraca na właściwe tory. Choć jak to bywa w każdej antologii, znajdą się lepsze i gorsze odcinki, to tutaj przeważają te lepsze, a budujące się "uniwersum" dodaje do seansu nieco zabawy. 

Czy warto zatem obejrzeć 7. sezon "Czarnego lustra"? Myślę, że tak — każdy znajdzie coś dla siebie i przynajmniej jedna historia poruszy nawet najbardziej zatwardziałe serca. Obejrzyjcie, a ja wracam do czekania na kolejne sezony, bo jak powiedział Charlie Brooker w 2018 "możemy nieustannie redefiniować, czym jest 'Czarne lustro’. Co podejrzewam, oznacza, że nie wolno nam przestać. Jesteśmy w potrzasku". 

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Czarne lustro | Netflix: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy