"Czarna lista": Red jest miły tylko dla starszych pań
- Red jest złym kolesiem, nie miej żadnych złudzeń to naprawdę zły człowiek! Jest miły tylko dla starszych pań - śmieje się James Spader, odtwórca głównej roli w serialu "Czarna lista", w rozmowie z naszą wysłanniczką Agnieszką Maciaszek. Aga spotkała się z aktorem 11 września w Nowym Jorku, by porozmawiać o postaci Reda, wydarzeniach jakie czekają na widzów w 3. sezonie "Blacklist" i byciu głosem Ultrona z najnowszej części filmowych "Avengersów".
Agnieszka Maciaszek: Jak się masz?
James Spader: W porządku, zmęczony, ale w porządku. Jakoś krótki ten tydzień (śmiech), bo cały tydzień pracy zamknęliśmy w trzy dni.
Czyli masz zastrzyk energii na kolejny sezon serialu? Czy możesz zdradzić, bez wchodzenia w szczegóły, co się będzie działo?
- Właściwie to nie wiem, czy mam zastrzyk energii, czy nie, ale skoro poprzedni sezon zakończył się ucieczką Elizabeth i Raymonda, to oni będą nadal uciekać, a siły specjalne, jak to siły specjalne, będą robić wszystko, żeby ich dopaść. Ale tak naprawdę największe zaskoczenia wciąż przed nami. Właśnie kręcimy piąty odcinek trzeciego sezonu i wciąż mamy jeszcze mnóstwo wątków, które rozwijają się w różnych kierunkach i właściwie do końca nie wiadomo, jak się potoczą. Widziałem już dwa pierwsze odcinki trzeciej serii. Są po prostu świetne i wygląda na to, że będzie to moja ulubiona część.
- Co do wielowątkowości, to myślę, że dzięki niej akcja posuwa się naprzód. Gdy pierwszy raz czytałem scenariusz, nie sądziłem, że niektóre wątki mogą iść w taką stronę, a potem zobaczyłem wyraźnie, jak nabierają kształtu i jak się rozwijają. W trzeciej serii przestrzeń, w której poruszają się bohaterowie, wciąż się poszerza, jestem tym naprawdę bardzo podekscytowany. To jest właśnie to, co najbardziej lubię i czego szukam w serialach telewizyjnych - niezmienne podsycanie ciekawość i zainteresowania widza w dłuższej perspektywie czasowej. To ważne, zwłaszcza dla serialu, który, jak w przypadku "Blacklist", składa się z 22 odcinków w jednej serii. Jestem bardzo szczęśliwy, że wciąż możemy zaskakiwać widza i podsycać jego ciekawość.
Jakie są różnice jeśli chodzi o pracę nad filmem i serialem? Już dość długo grasz tę samą postać...
- Nigdy jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. Ale praca na planie serialu i praca nad filmem to dwie zupełnie różne rzeczy. Właściwie, jeśli chodzi o grę aktorską, to nic się nie zmienia. Przy pracy nad filmem dla mnie najlepsze jest to, że jest to pewien skończony proces, kompletna historia, która kończy się w ściśle określonym miejscu i życie toczy się dalej. Jeśli zaś chodzi o pracę nad serialem, to najlepsze w niej jest to, że jest przeciwieństwem tego, co powiedziałem przed chwilą o filmie. Tutaj nie widać końca drogi, nie wiesz nawet w jakim miejscu jesteś, chociaż nagle możesz też dostać zadyszki.
- Ale ja to lubię, może jestem trochę masochistą, (po chwili namysłu) tak zdecydowanie jestem masochistą i lubię tę podróż, w której jeszcze nie do końca wiem, dokąd zmierzam. To zawsze jest tak, że staram się wyczuć kierunek, w którym zmierza dany sezon serialu, jaki on ma być. Rozmawiam o tym ze scenarzystami na wiosnę, mniej więcej do ósmego, dziewiątego odcinka i potem już dokładnie wiem, dokąd zmierzamy i co robimy, czym to ma być.
- Potem mamy przerwę w połowie sezonu i ta druga połowa to coś jakby zarys tego, co się będzie działo, gdzie i w jakich okolicznościach znajdą się bohaterowie. Zwykle późną jesienią wiemy już dokładnie, co robimy i dokąd to wszystko prowadzi.
Czasami aktorzy wydają się być związani z postacią, którą grają. Jak postać Raymonda Reddingtona wpisuje się w twoją ścieżkę kariery?
- O Boże! Właściwie to nigdy o tym nie myślałem, nie mam też poczucia, że jestem na ścieżce kariery. Nigdy nie byłem zbyt dobry w planowaniu takich rzeczy i nigdy się na tym za bardzo nie skupiałem. Właściwie to mogę odpowiedzieć na to pytanie takim przykładem: bardzo długo grałem w serialu ("Boston Legal" przyp. red.), który był czasem zabawny, czasem głupawy, a czasem bardzo dramatyczny, a czasem to wszystko na raz. Bardzo trudno zaszufladkować bohatera, którego w nim grałem.
- Nie sądzę, że byłbym szczęśliwszy grając przez długi czas tylko i wyłącznie role dramatyczne. Kiedy rozglądałem się za kolejną rolą w serialu, zależało mi na tym, aby mieć możliwość poruszania się w różnych kierunkach, aby moja postać była wielowymiarowa.
- Tak właśnie jest w "Blacklist" - bywa zabawnie, czasem akcja toczy się wartko, są też brutalne sceny przemocy, a z drugiej strony są momenty totalnego spokoju - ta mieszanka bardzo mi odpowiada, w końcu pracuję nad tym okrągły rok - lubię, gdy jest różnorodnie.
Jesteśmy dziś (11.09) w Nowym Jorku na Manhattanie. Czy myślisz, że wydarzenia, które miały miejsce 14 lat temu wpłynęły na tematykę seriali takich jak "Blacklist"?
- Nie chciałbym w żaden sposób bagatelizować tamtych wydarzeń i ich wpływu na życie w USA czy gdziekolwiek indziej, czy też, uściślając na życie tutaj w Nowym Jorku, ale myślę, że to symptomatyczne jak w ogóle zmienił się świat wokół nas. Jakie to ma znaczenie, czy to wydarzyło się 11 września 2001 roku? Równie dobrze mogło wydarzyć się 4 maja 2004 roku.
- Mnóstwo potwornych rzeczy stało się od tego czasu, ale obserwuję także dużo pozytywnych zmian wkoło mnie. Tak naprawdę wszyscy się zmieniliśmy, nic nie jest już takie samo, nawet jeśli pracujesz ciągle w tym samym miejscu, ono też bardzo się zmieniło. Jest to także zupełnie inna rzeczywistość niż 5 czy 10 lat temu, świat pędzi naprzód tak szybko, że łatwo nam zatracić, a nawet zrozumieć cykliczność pewnych procesów historycznych czy społecznych. Pytanie, ile rzeczy się stało po 11 września i czy one stałyby się gdyby tamtych wydarzeń nie było? Myślę, że większość z nich jednak by się wydarzyła. Myślę, że życie dziś jest trudniejsze, bo świat stał się w pewnym sensie po prostu mniejszy...
Czemu?
- Chodzi głównie o komunikację. Świat stał się mniejszy, ale też większy, przynajmniej dla mnie. Ludzie żyjący daleko od siebie, mają na siebie ogromny wpływ. Popatrz na telewizję - jej powstanie wiele lat temu było traktowane jako przełomowe wydarzenie, ale tak naprawdę została ona również wykorzysta do nagłośnienia terroryzmu, nie tylko w serialach. To właśnie dzięki telewizji możesz opowiadać o międzynarodowym terroryzmie, chcąc wywołać zmianę w miejscu, w którym aktualnie jesteś.
A wracając do serialu. Wydaje się, że tylko Red wie, o co tak naprawdę chodzi i cieszą go intrygi, w które wplątani są bohaterowie?
- Hmm, tak to właściwa dyskusja (śmiech). Patrząc z punktu widzenia postaci, którą gram, myślę, że Reddington czuje się świetnie w tym chaosie (śmiech). Byłoby doskonale gdyby ludzie zdawali sobie sprawę, że mogą kontrolować chaos, który ich otacza, ale nie jestem tak do końca pewny czy to w ogóle możliwe. My ludzie, jako gatunek, lubimy dominować. Możemy oczywiście próbować panować nad tym, co nas otacza, ale myślę, że ciągle ponosimy klęski na tym polu - to taka nasza słabość (śmiech).
Za każdym razem, gdy oglądam produkcje z Twoim udziałem, jestem zafascynowana Twoim głosem. Niedawno w "Avengersach" byłeś głosem Ultrona. Powiedz, jaka jest różnica między graniem postaci filmowej/serialowej, a podkładaniem głosu?
- Cóż, uważam, że jeśli jesteś aktorem, to głos jest twoim podstawowym narzędziem pracy. Przynajmniej dla mnie zawsze był i traktowałem go, jako jedną z moich mocnych stron, niezależnie od tego w jakie filmowe przedsięwzięcie byłem zaangażowany. Właściwie to zaryzykowałbym tutaj zestawienie pracy nad filmem/serialem i pracy w teatrze. Na scenie ważne jest to, żeby wszyscy, nawet w najdalszych rzędach dobrze cię słyszeli. Używasz więc głosu w innym natężeniu, wykorzystując oczywiście odpowiednią modulację, jednak mówisz przesadnie głośno i wyraźnie, w sposób nienaturalny, właśnie po to, aby być dobrze słyszanym.
- Gdy pracuję na planie filmowym to nie jest konieczne, mogę mówić ciszej. Nigdy nie chodziłem na lekcje emisji głosu, jednak mam coś takiego jak wyczucie głosu i doskonale zdaję sobie sprawę czy coś brzmi dobrze czy nie. Brzmienie postaci, którą gram jest dla mnie bardzo, bardzo ważne. Ciężko mi to wytłumaczyć, ale kiedy gram nie planuję, jak będzie brzmieć dana postać, lecz kiedy ją słyszę wiem już czy jest OK czy nie. To samo z konkretną sceną - nie chodzi tylko, czy była dobrze zagrana, ale o to jak brzmi w niej nasz głos. Generalnie mam bardzo dobry słuch, odziedziczyłem to po mojej mamie - ona też miała świetny słuch, jako dzieci musieliśmy być bardzo ostrożni (śmiech).
Czasami twój głos jest przerażający, a czasami kojący...
- Tak! Ale to oczywiście wszystko zależy od okoliczności czyż nie? (śmiech)
Myślisz, że to kwestia Bostonu?
- Nie, prawdopodobnie nie.
Każdy odcinek "Blacklist" to osobna historia kolejnego przestępcy z czarnej listy Reda z niewielką domieszką osobistych historii bohaterów. Przeczytałam gdzieś, że trzeci sezon będzie bardziej historią Reda i Elizabeth, czy to prawda?
- W pierwszym sezonie producenci mieli zachować balans pomiędzy dwoma typami seriali - każdy odcinek był osobną fabułą, z niewielkimi wstawkami dotyczącymi życia głównych bohaterów. Wszystko to, z myślą o widzach, którzy mogli włączyć się w oglądanie w dowolnym momencie, nie tracąc zbyt wiele, jeśli chodzi o wątki osobiste. Teraz ruszamy z trzecim sezonem i jak już dało się zauważyć w drugim, a nawet końcówce pierwszego sezonu serial robi się bardziej "serialowy" i w związku z tym relacja pomiędzy głównymi bohaterami też się zmienia. To wynika oczywiście także z potrzeby zdobywania nowej publiczności.
Wiemy już, że w trzecim sezonie sporo się zmienia, zarówno jeśli chodzi o sposób działania Liz i Reda oraz fakt, że teraz ona może polegać już tylko i wyłącznie na nim.
- Tak teraz uciekają razem, on już nie ma dostępu do większości tych zasobów, z których mógł korzystać wcześniej, wiele rzeczy poszło nie tak i nie wydaje mi się aby sposób, w jaki Red na to dopowie, był dla widzów jakoś szczególnie zaskakujący. Red całkiem dobrze czuje się w tej sytuacji i tak zrobi swoje, nie zastanawiając się czy Liz będzie chciała za nim podążać tanecznym krokiem czy nie. Tak czy inaczej przekroczy wszelkie, nieprzekraczalne granice, tylko po to, aby osiągnąć swój cel. Nie raz w tym sezonie Reddington upadnie ale zawsze się z tego upadku podniesie.
Dzięki roli w "Blacklist" jesteś teraz odkrywany przez młodszą publiczność?
- Tak, to zaczęło się już po moim udziale w "The Office" ("Biuro"). Wystąpiłem w jednym sezonie i nagle średnia wieku ludzi rozpoznających mnie na ulicy spadła. Tego samego roku, gdy wystąpiłem w "The Office" grałem też w filmie Lincoln przeznaczonym dla zupełnie innej grupy wiekowej ale okazało się, że miał on bardzo dużą publiczność w różnym wieku, gdyż dzieciaki chodziły do kina ze szkoły, całe rodziny oglądały go też z zainteresowaniem jako film historyczny. Jednak zdecydowanie te seriale ("The Office" i "Blacklist" przyp. red.) spowodowały, że poznała mnie młodsza publiczność.
- Jednak w przeciwieństwie do "Boston Legal", który miał rzeczywiście starszą widownię, przy Blacklist okazało się, że właściwie nie ma demografii jeśli chodzi o fanów serialu. To znaczy, jeśli miałbym bazować tylko na tym, kto podchodzi do mnie na ulicy. Mieszkam w Nowym Jorku, dużo podróżuję, sporo czasu spędzam w Europie więc właściwie podchodzą do mnie wszyscy, nie mogę powiedzieć, że jest to jakaś określona grupa - są to ludzie o bardzo różnym statusie ekonomicznym - pełna demokracja, takie all inclusive. Bazuję oczywiście tylko na tym, jacy ludzie mnie zaczepiają i na tym co widzę wszędzie, gdzie się pojawię.
Czy ludzie rozpoznają cię jako postać z Avengersów?
- Prawdziwi fani Avengersów dokładnie wiedzą, kto podkładał głos Ultrona. W czasie, gdy kręciliśmy Avengersów występowałem przecież też w popularnym serialu telewizyjnym, więc myślę, że widzowie mogli łatwo rozpoznać mój głos.
Występowałeś w TV zanim robili to inni topowi aktorzy. Masz zdolność przewidywania przyszłości?
- Nie, na Boga nie! To właściwie zaczęło się od "The Practice" ("Kancelaria adwokacka"). To był ostatni rok tego serialu. Spotkałem się z Davidem Kelley’em, który wiedział, że nigdy wcześniej nie miałem styczności z tego typu pracą. To znaczy miałem jakieś tam niezbyt opłacalne epizody. David powiedział "Podpisz kontrakt tylko na rok, gwarantuje Ci 12 miesięcy pracy. Jak ci się nie spodoba to nie ma sprawy, nie przedłużysz i już, a ja po prostu pozwolę ci odejść". Jak mogłem mu odmówić?
- Więc kiedy spytano mnie o "Boston Legal", po prostu podpisałem kontrakt, nie pamiętam już na 6 czy 7 lat myśląc "Och to przecież dokładnie to samo" (śmiech). A kiedy podpisywałem kontrakt na "Blaclist" to też było podobnie, bo chcieli żebym dołączył do nich na rok, ale w tym samym czasie dostałem ofertę angażu do Lincolna i potrzebowałem 3 miesięcy jesienią, żeby być na planie filmowym. Oczywiście producenci zgodzili się na taki układ, mogłem więc bez przeszkód grać zarówno w serialu, jak i w filmie. No to grałem (śmiech). A kiedy okazało się, że będzie kolejny sezon "Blacklist" pomyślałem sobie: "Uff wystarczy mi jeszcze na ratę za dom" (śmiech).
- Och przepraszam zapomniałem czego dotyczyło pytanie. Ale wiesz co? Naprawdę lubię postacie, które gram i nigdy nie miałem poczucia, że w związku z tym, że gram w serialu nie mogę robić innych rzeczy, albo, że powinienem robić tylko to. I jest mi z tym naprawdę dobrze. Nigdy nie musiałem dokonywać wyboru. Gdy skończyłem "Boston Legal", przez rok grałem na Broadway’u, potem przez rok grałem w "The Practice", potem kręciliśmy Lincolna, potem Avengersów, a nie dalej jak wczoraj David Mamet powiedział mi, że chce abym wrócił na scenę, bo będzie znowu coś wystawiał. Wiesz, to jest po prostu to, co robię jako aktor - gram.
Powiedziałeś tak?
- Odnośnie powrotu na deski teatru? Jeszcze nie czytałem sztuki (śmiech) ale zobaczymy.
A skoro już jesteśmy przy reżyserach - współpracowałeś z wieloma mniej i bardziej znanymi, od którego nauczyłeś się najwięcej?
- Ciężko powiedzieć. Nauczyłem się naprawdę dużo od wielu z nich. Bardzo ciężko odpowiadać na takie pytania, bo tak właściwie najmniejsza rzecz, której nauczysz się podczas pracy nad jakimś projektem może okazać się tą najcenniejszą. Jedyną moja odpowiedzią może być zatem, że spotkałem na swojej drodze wielu reżyserów, którzy nauczyli mnie wielu wspaniałych rzeczy.
Jakieś 30 lat temu Red byłby odbierany jako złoczyńca...
- Red jest złym kolesiem (śmiech) nie miej żadnych złudzeń to naprawdę zły człowiek. Jest miły tylko dla starszych pań! (śmiech)
Jest też miły dla Elizabeth.
- No tak masz rację
Możesz grać Reda i równocześnie go osądzać?
- Oczywiście!
Wielu aktorów mówi, że nie osądzają postaci którą grają.
- Doprawdy? (śmiech) Cóż, czytałem między wierszami myśląc co masz na myśli mówiąc “osądzać" i trzeba być idiotą, żeby nie zwracać uwagi, gdy ktoś zachowuje się naprawdę źle (śmiech). Jestem bardzo ostrożny czytając scenariusz, zawsze wyrażam swoją opinię, gdy uważam, że Red zabija kogoś niewłaściwego albo w niewłaściwym czasie, albo że nie powinien tego robić. Wyobrażam sobie go, sposób w jaki żyje, jakim kodeksem etycznym się kieruje, w co wierzy i ostatecznie jak może pozbawiać kogoś życia i jaka jest wartość życia innej osoby.
Świetnie znasz tę postać! Czy to znaczy, że masz możliwość ingerowania w scenariusz na przykład gdy uważasz, że nie powinien kogoś zabijać, albo, że powinien zrobić to czy tamto?
- Dyskutujemy ze scenarzystami o różnych sprawach i czasami rzeczy się klarują i od razu wiadomo do czego taka czy inna sytuacja prowadzi. Jeśli tylko mogę wprowadzam do scenariusza elementy humorystyczne, w ogóle mamy z Redem bardzo podobne poczucie humoru. Właściwie, tak jak już mówiłem, nigdy nie myślę o sobie, gdy pracuję, myślę o tym kolesiu - co i jak mógłby zrobić w tej sytuacji. Podobnie, gdy wychodzę z pracy - nie jestem Redem. Staram się oddzielać życie zawodowe od prywatnego, po prostu mam taki zawód, że udaję kogoś, kim nie jestem i w ten sposób uczciwie zarabiam na życie.
Gdybyś miał wybrać swojego ulubieńca z czarnej listy kto by to był?
- Cóż nie jest to najmilsze pytanie, na które chciałbym odpowiedzieć (śmiech).
Ciekawi mnie co będzie z Liz i Redem w tym sezonie, zwłaszcza teraz, kiedy ona też jest po tej złej stronie. Byliśmy przed chwilą na planie piątego odcinka 3. serii i ta dwójka wciąż ucieka, więc rozwiązanie nie znajdzie się chyba zbyt szybko?
- Myślę, że Red jest też rozdarty tym, co się dzieje. Jak było widać w ostatnim odcinku drugiego sezonu, miał zupełnie inne plany.
Patrząc na serial w całości czy Red, jako charakter spełnia twoje oczekiwania, czy jest dokładnie taki, jak sobie go wyobrażałeś po pierwszym odcinku?
- Nie miałem i nie mam żadnych konkretnych oczekiwań odnośnie tej postaci, co nie znaczy, że nie jestem zainteresowany czwartym sezonem. W związku z tym nie spodziewam się też, że moje zachcianki będą spełniane od początku do końca. Rzeczy się zmieniają, ewoluują i rozwijają i to jest dokładnie to, co mi odpowiada. Myślę też, że to jest dobre dla widzów, bo podtrzymuje ich zainteresowanie, trzyma w napięciu.
Mówiłeś przed chwilą, że Red jest zły do szpiku kości ale to w jakiś sposób fascynujące obserwować, jak ten zły człowiek staje się jednak pozytywnym bohaterem.
- Myślę, że on już jest takim bohaterem. Właściwie sam nie wiem czy jest dobrym kolesiem robiącym złe rzeczy, czy złym kolesiem czyniącym dobro. To zmienia się dosłownie z dnia na dzień. Oczywiście wszystko zależy od okoliczności ale to naprawdę interesujące grać tę postać, oglądać i czytać ją.
Zwykle jako aktor wybierałeś role ciemnych i złożonych charakterów...
- Cóż rzeczywiście, właściwie to lubię taką dychotomię. Pamiętam, gdy po raz pierwszy przeczytałem scenariusz "Sekretarki", pomyślałem sobie wtedy "Boże co za świetny pomysł, klasyczne love story o masochistach (śmiech). Ta sadomasochistyczna historia okazała się jeszcze bardziej słodka niż myślałem i wiesz co? Po prostu to uwielbiam!
A jak myślisz dlaczego widzów tak fascynują te czarne charaktery? Weźmy na przykład Reda - grasz go w niezwykle uroczy sposób ale czy myślisz, że jest tak lubiany, bo mimo tego, że zły to jednak stara się również robić coś dobrego? Dlaczego dla widzów on jest tak atrakcyjny jako postać, właściwie taki antybohater?
- Nie mogę się wypowiadać za widzów, mogę Ci powiedzieć jak ja to odbieram. Osobiście nie lubię oczywistości, lubię sytuacje trudne i obce. Kiedy widzę postać, mającą pewien zestaw cech, które w jakiś sposób mnie pociągają, ale nie do końca jestem pewny czy będę umiał je dobrze oddać, to to mnie w jakiś sposób ciekawi, jest dla mnie interesującym wyzwaniem.
- I myślę, że postać Reda satysfakcjonuje mnie właśnie dlatego, że on robi rzeczy, które inni chcieliby robić ale z jakichś przyczyn nie mogą lub nie chcą się na to zdecydować. Myślę też, że on tak po prostu po ludzku obawia się tego, czego obawia się większość z nas. I chyba jeszcze to, że rzeczy, których my unikamy on po prostu przyjmuje takimi jakimi są. I na tej samej zasadzie myślę, że ten gość ma w sobie coś takiego familiarnego, jak ktoś z bliskiego sąsiedztwa nie jestem w stanie powiedzieć co to jest, ale myślę, że ludzie tak właśnie go odbierają.
Chciałbyś być takim Redem w prawdziwym życiu?
- O nie! To byłoby straszne, to byłoby złe! Nie sądzę, żeby mi się to podobało. Nie chciałbym też narażać mojej żony na takie straszne niebezpieczeństwa (śmiech).
Twórcy serialu pozostawili widzów z mnóstwem pytań dotyczących związków między bohaterami "Blacklist". Za każdym razem, gdy wydaje się, że znamy już odpowiedź, pojawiają się coraz to nowe wątpliwości. Ile o związku Reda i Liz wiesz ty, a my jeszcze nie?
- Dużo (śmiech). Znam dużo pytań, które się pojawią i dużo odpowiedzi, o których jeszcze nie wiecie (śmiech).
Dziękuje za rozmowę!
- Dziękuję, baw się dobrze w Nowym Jorku.
Serial "Czarna lista" można oglądać w AXN w każdą środę o 22.00.