"Czuję się wybrańcem losu"
Była złą Sylwią w serialu "Tylko miłość" i nagrodzoną "Orłem", odważną filmową Joanną. Teraz Urszula Grabowska w "Chichocie losu" gra "ostrą" panią prokurator.
Serial opowiada o przewrotności losu. Także w życiu pani bohaterki taki moment nadchodzi?
- W "Chichocie losu" gram panią prokurator Dorotę Makowską, która próbuje pogodzić bezkompromisowość w pracy z życiem prywatnym. Niestety, kilka rzeczy wymyka jej się spod kontroli, parę razy myli się też w ocenie sytuacji. Na pewno nie oczywisty będzie rozwój relacji z jej partnerem zawodowym, komisarzem Wilczkiem, którego początkowo ledwo toleruje. W tej kwestii można mówić o pewnej przewrotności losu.
Co napędza panią do działania?
- Praca i rodzina to dwie rzeczy, które napędzają moje życie.
Niedawno za rolę w filmie "Joanna" otrzymała pani Złotego Orła dla najlepszej aktorki. Kiedy minęło oszołomienie, jaka myśl przebiła się przez emocje?
- Że ta wspaniała przygoda trwa już dwa lata, od momentu czytania scenariusza, poprzez realizację zdjęć, premierę, aż do tej nagrody, którą traktuję jako cudowne zwieńczenie czasu poświęconego "Joannie". Dlatego moje pierwsze myśli i podziękowania pobiegły do reżysera filmu Feliksa Falka. Poza tym byłam szczęśliwa i duma.
Polskie kino od dawna nie miało tak wyrazistej bohaterki. Gratuluję!
- To głównie wyjątkowość materiału. Jest mnóstwo zdolnych koleżanek i kolegów, którzy czekają na swoją kolej, pracują sumiennie i rzetelnie przez lata, a nie dostają takiej szansy. W pewnym sensie czuję się wybrańcem losu. I bardzo sobie cenię to, co mnie w życiu spotyka. Co przekłada się też na zaangażowanie w wykonanie zadania. Czego efektem jest wspomniana nagroda.
Nie boi się pani klątwy, która ciąży nad nagrodzonymi aktorami. Podobno przestają grać.
- Zobaczymy (śmiech). Nie wiem, co jeszcze jest mi w życiu pisane. Na razie nie mogę narzekać, też na brak propozycji zawodowych, bo takie mam. Oczywiście, zawsze mogłoby być ich więcej.
Najbardziej zaskakująca postać, jaką pani zaproponowano?
- Ciągnie się za mną wizerunek złego charakteru, który zawdzięczam Sylwii ("Tylko miłość"). Na szczęście "Joanna" to odmieniła.
A pani rola marzenie?
- Nigdy takich nie miałam. Oczywiście mam apetyty i ambicje,ale wolę działać pomału. To się sprawdza i przynosi interesujące propozycje. Powoli dojrzewam, rosnę wewnętrznie, także do tego, aby pewne sprawy wziąć w swoje ręce. Robię to wolno, krakowskim tempem, to może być i za pięć lat (śmiech). Generalnie jest do przodu. Czuję wokół dobrą energię.
Rozmawiała Beata Banasiewicz