Chciałaby zagrać morderczynię
- W życiu jest wiele kobiet "z jajami", a w filmie polskim jest ich jak na lekarstwo - mówi Karolina Piechota.
Kim jest Ula, którą gra Pani w serialu "Chichot losu"?
- To najbliższa przyjaciółka Joanny. Razem studiowały psychologię, a teraz wspierają się w codziennych kłopotach. Ula stara się pomóc Joannie, kiedy ta niespodziewanie musi się zająć dziećmi swojej zmarłej koleżanki.
Za co widzowie mogą polubić Pani bohaterkę?
- Ona niekoniecznie da się lubić od pierwszego wejrzenia. Ma jednak wiele zalet - jest zdecydowana, otwarta i bardzo bezpośrednia. Z rozwojem akcji widzowie się o tym przekonają.
Jest podobna do Pani?
- Na pewno ma mój wygląd (śmiech). A tak poważnie, to różnimy się prawie we wszystkim. Kiedyś byłam zagorzałą singielką, jak moja bohaterka, ale teraz się zmieniłam. Ula udaje, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia, a ja lubię mieć kogoś bliskiego i głośno się do tego przyznaję.
Za rolę w filmie "Drzazgi" uhonorowano Panią na festiwalu w Gdyni "Złotymi Lwami". Czy to wiele zmieniło w Pani życiu?
- Nagroda dała mi pewien prestiż, ale nie zostałam zasypana propozycjami ról. W Polsce nagrody nie mają aż tak wielkiego znaczenia, aby po ich otrzymaniu aktor nagle trafiał na szczyt. Myślę też, że nie byłam wtedy dostatecznie dojrzała, aby wykorzystać profity płynące z otrzymania tej nagrody. Do tego trzeba dojrzeć.
Jest Pani feministką?
- Podziwiam ich determinację. Zdecydowanie wolę czytać kobiecą literaturę, czy oglądać filmy o kobietach. Myślę, że bycie kobietą jest zdecydowanie trudniejsze niż bycie facetem. To chyba jednak za mało, bym mogła uważać się za feministkę.
Na ekrany wszedł film "Czarny czwartek...". Pani też tam gra.
- Zagrałam sekretarkę prezydenta miasta Gdyni, która przez przypadek znalazła się w samym środku wydarzeń. To ona przyjmuje delegację protestujących.
O jakiej roli Pani marzy?
- U nas mało jest ciekawych propozycji dla kobiet. Główne role grają zazwyczaj mężczyźni, a kobiety są do nich tylko ładnym dodatkiem. Dlatego nie pogardziłabym rolą silnej kobiety, na przykład morderczyni. Nie wiem, kto decyduje, jakie scenariusze są przyjmowane, ale chyba mężczyźni. Przecież w życiu jest wiele kobiet "z jajami", a w filmie polskim jest ich jak na lekarstwo. Rozmawiała Ewa Pokrywa