Być jak Al Pacino
- Jako dziecko chciał mieć pizzerię. - Kochałem włoską kuchnię, ale potem pokochałem Ala Pacino i postanowiłem zostać aktorem - mówi Nathan Fillion z serialu "Castle".
Zaskakująco miły, przystojny, obdarzony bogatą wyobraźnią. Tak opisała Pana koleżanka z planu serialu "Castle", Stana Katic. Jaki naprawdę jest Nathan Fillion?
- Jak każdy Kanadyjczyk, lubię zjeść - i to tłusto. Nabrałem tego zwyczaju podczas mroźnych zim w moim rodzinnym Edmonton. Temperatury sięgały - 20 stopni, my zaś z rodzicami i bratem "ratowaliśmy się" wysokokalorycznymi pizzami. Kochałem wszystko, co włoskie, udawałem Włocha, ba, postanowiłem zostać właścicielem pizzerii! Wystarczył jednak jeden film z Alem Pacino i moje plany uległy dramatycznej zmianie. Od tej pory wiedziałem, że będę aktorem. Jak on!
A te zachwyty nad Pana charakterem? Włosi uchodzą za "temperamentnych".
- Na pewno nie jestem taki święty, jak to widzi Stana. Nauczyłem się jednak jednej podstawowej rzeczy - w oficjalnych, zawodowych kontaktach największym sprzymierzeńcem człowieka jest poczucie humoru i bycie miłym dla innych. Wtedy otwierają się przed tobą wszystkie drzwi.
Tak jak przed Panem drzwi do serialu "Castle"?
- Dokładnie! Podczas castingu paru kandydatów do tytułowej roli było wyraźnie obrażonych. Zachowywali się jak "nabzdyczone" gwiazdy. Chodzili z nosem w chmurach, pomstując, że przecież są najlepsi i to im należy się angaż. Ja siedziałem w kątku, czekając.
I doczekał się Pan! Kim jest Pana bohater?
- Richard Edgar Castle to autor powieści grozy, który opisał serię tajemniczych morderstw, a teraz ktoś je popełnia. Naśladowca jest sprytny, pozbawiony hamulców. Giną ludzie, Rick zaś jest jedyną osobą, która może przeniknąć do umysłu sprawcy. W drugiej serii prowadzi nowe śledztwa u boku detektyw Kate Beckett (Stana Katic).
Rozm. Maciej Misiorny