BrzydUla
Ocena
serialu
9,7
Super
Ocen: 46500
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Piotr Borowski: Aktor wróci na plan "BrzydUli"?

Aktor o irackich korzeniach - Piotr Borowski - często gra czarne charaktery. Widzowie mogli oglądać go m.in. w "Barwach szczęścia" czy "BrzydUli". Gra w spektaklu "The Strings czyli sex, drugs & disco", który pokochała teatralna publiczność. Prywatnie związany z aktorką Julią Kijowską, z którą wychowuje dwójkę dzieci. W szczerej rozmowie opowiedział o swoich kreacjach aktorskich, planach na przyszłość i życiu prywatnym.

Edyta Zborowska, AKPA: W "Barwach szczęścia", u boku m.in. Zofii Zborowskiej grałeś postać Zbigniewa Stawickiego. Lubiłeś wcielać się w tę rolę?

Piotr Borowski: - To była ciekawa postać, ponieważ trochę nieobliczalna. Ze Stawickim nigdy nie było nudy. Z Zosią Zborowską pracowało mi się bardzo fajnie. Szkoda, że naszych postaci już nie ma, choć były plany na ten wątek i naprawdę miło nam się współpracowało.

"BrzydUla" to kolejna produkcja, w której już nie ma twojej postaci. Chciałbyś jeszcze wrócić na plan i zagrać Francesco?

Reklama

- Tam grałem u boku Mai Hirsch, z którą byłem na roku. W połowie lat 90-tych, jeszcze przed szkołą teatralną byliśmy parą, więc znam ją bardzo długo. Ucieszyłem się, że będziemy grać w jednej produkcji. Wątek został zawieszony, bo Francesco poszedł do więzienia i nie mam też bohaterki, którą grała Majka. Nie za bardzo wiem, do kogo mógłbym tam wrócić.

Często grasz czarne charaktery. Obie twoje kreacje aktorskie, zarówno w "Barwach szczęścia", jak i w "BrzydUli", były takimi postaciami. Jak myślisz, dlaczego jesteś obsadzany akurat w takich rolach?

- Nie wiem, dlaczego tak jest, być może pasuję do takich mrocznych postaci. Trochę nie mam szczęścia w przypadku tych seriali, bo w obu moje partnerki serialowe zrezygnowały z pracy.

Występujesz w spektaklu "The Strings czyli sex, drugs & disco". Jak znalazłeś się w obsadzie tej sztuki?

- Rolę zaproponował mi reżyser Maciek Kowalewski. Scenariusz pokazywał mi już trzy czy cztery lata temu. Nagle w tym roku okazało się, że mimo pandemii, możemy to zrobić. Znalazł się producent i udało się stworzyć nam coś naprawdę ciekawego.

W sztuce grają także Misiek Koterski, Krzysztof Wieszczek, Bartosz Żukowski i Wojciech Brzeziński. Jak wam się wspólnie pracowało?

- Miałem na początku pewne obawy co do scenariusza. Zastanawiałem się, czy ten absurdalny momentami humor, uda nam się przenieść na scenę. Efekt przerósł nasze oczekiwania. Okazało się, że wyszło z tego coś bardzo interesującego. Śledzimy wzruszającą historię chłopaków, którym w życiu nie wyszło i postanawiają założyć zespół disco polo. To im pomaga uwierzyć w siebie.

Prywatnie przyjaźnisz się z chłopakami z obsady czy łączą was wyłącznie relacje zawodowe?

- Miśka i Wojtka poznałem właśnie podczas pracy przy tym spektaklu. Z Krzyśkiem miałem okazję grać w innym spektaklu, a Bartek był ze mną w szkole teatralnej, więc stamtąd go znałem. Świetnie nam się razem pracuje.

Chciałbyś założyć taki zespół, jaki stworzyliście z chłopakami w przedstawieniu?

- Niestety nie umiem grać na żadnym instrumencie. Ze śpiewem też nie jest u mnie najlepiej, więc myślę, że to mogłoby się nie udać (uśmiech).

Na przestrzeni swojej kariery miałeś okazję nauczyć się tanga argentyńskiego. Nadal świetnie poruszasz się na parkiecie?

- To prawda, ale chyba nic już z niego nie pamiętam. Tango wykorzystałem zawodowo dwa razy w życiu. Pierwszy raz w serialu "Psie serce", gdzie w jednym z odcinków zagrałem nauczyciela tanga argentyńskiego, więc siłą rzeczy musiałem nauczyć się tego tańca. Drugi raz w spektaklu "Miłość ci wszystko wybaczy" w reżyserii Przemysława Wojcieszka w Teatrze "Polonia" Krystyny Jandy, gdzie premierę mieliśmy w 2008 roku. To był ostatni raz kiedy tańczyłem tango.

Jakie masz teraz cele zawodowe?

- Na początku przyszłego roku zaczynam zdjęcia do filmu. Do tego czasu gram tylko spektakle wieczorami - dzięki temu łatwo jest mi pogodzić życie zawodowe z ojcostwem i pomóc Julce.

Wraz z Julią Kijowską jesteście rodzicami dwójki maluchów - Aniny i Lucjana. Chciałbyś, żeby dzieci poszły w wasze ślady?

- Jak patrzę na Alinę i na to, jak zaczyna kombinować, to mi to wygląda na jakąś operę mydlaną (śmiech-przyp. red.). Jest na pewno bardzo wyrazista, potrafi naśladować lub udawać różne postaci.

Macie z Julią jakiś podział obowiązków w domu?

- Tak. Moje są śmieci, pranie, suszenie (śmiech-przyp. red.). Teraz dzielimy się głównie opieką nad dziećmi. Jak jedno zajmuje się starszym, drugie jest przy młodszym. Nie mamy konkretnego podziału, co kto robi.

Uprawiasz bardzo wiele dyscyplin sportowych, m.in.: box, brazylijskie ju-jitsu, capoeirę, karate, pływanie, aikido, tenis i kilka innych. Któreś z nich są szczególnie bliskie twojemu sercu?

- Niestety teraz kompletnie nie mam na to czasu, a także siły. Jedynym sportem, który mi został jest siłownia, na której zresztą od wielu miesięcy nie byłem, choć zamierzam jeszcze tam wrócić. Trenuję tam, żeby zachować kondycję i sprawność fizyczną.

Wolisz ćwiczyć w samotności czy jednak zabierasz na trening żonę lub znajomych?
- Julka chodziła ze mną przez wiele lat. Teraz kiedy mamy dwójkę dzieci to się wszystko pozmieniało. W jakimś momencie Julka też na pewno wróci do treningów.

Jakie masz inne pasje i zainteresowania oprócz siłowni?

- Ciężko nazwać tę siłownię pasją. Trochę chodzę tam ze zdrowego rozsądku, żeby zachować kondycję, chociażby ze względu na mój zawód. Muszę być gotowy do różnych zadań. Jako aktor pracuję ciałem i mam obowiązek o nie dbać. Moje samopoczucie jest też znacznie lepsze, kiedy trenuję. Podczas ćwiczeń wydzielają się endorfiny, a to sprawia, że od razu mam lepszy humor.

Dziękuję za rozmowę.

Autor: Edyta Dąbrowska

Zobacz też: 

"BrzydUla": Piotr Borowski został ojcem! Sypią się gratulacje


AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy