"Bodo": Kariera i tragedia króla życia
Świat filmowych gwiazd okresu międzywojennego ożywa na planie nowego serialu. Zobaczymy artystyczne sukcesy i romanse ulubieńca ówczesnych Polek.
Nieczynny od niemal 25 lat świebodzki (zwany też świebodzińskim) dworzec kolejowy we Wrocławiu tętni życiem. Wszystko to za sprawą filmowców realizujących z wielkim rozmachem serial "Bodo". Dzięki czasochłonnej i drobiazgowej pracy scenografów, kostiumografów oraz speców od charakteryzacji ekipa przeniosła się do początków XX wieku. Najpierw do 1916 roku, kiedy siedemnastoletni przyszły amant kina (Antoni Królikowski) wraz z przyjacielem Morycem (Piotr Żurawski) przyjeżdżają do Poznania.
Kolejna scena rozgrywa się już dwa lata później, kiedy w Warszawie pojawiają się rodzice głównego bohatera - Teodor (Mariusz Bonaszewski) i Dorota (Agnieszka Wosińska).
- Dzięki magii kina bez kłopotu mogliśmy się przenieść z upalnego lata do zimy, w czym pomógł nam sztuczny śnieg. Powodem pojawienia się naszych bohaterów w stolicy Wielkopolski jest poszukiwanie angażu w jednym z popularnych teatrów. Propozycja, jaką usłyszymy z Morycem, nie do końca nas jednak usatysfakcjonuje - zdradza Antoni Królikowski, który zagra w czterech pierwszych odcinkach.
A że tego dnia we wnętrzach zabytkowego dworca i na peronach kręcone są sceny z kolejnych odcinków, na planie jest także Tomasz Schuchardt. Aktor wciela się w starszego Eugeniusza Bodo z gęstym
zarostem. To scena jego wyjazdu do Algieru w roku 1932.
Żegnany przez wielbicieli, znajomych oraz dziennikarzy opowiada o zdjęciach do swojego filmu "Głos pustyni". Wśród zadających dociekliwe pytania jest bardzo atrakcyjna dziennikarka (Maja Hirsch), z którą Bodo łączy coś więcej, niż tylko zawodowe kontakty.
Na peronie nie brak również reżysera Michała Waszyńskiego (Piotr Głowacki), aktorek Zuli Pogorzelskiej (Roma Gąsiorowska), Nory Ney (Anna Próchnik), Marii Bogdy (Karolina Staniec) i jej męża Adama Brodzisza (Mateusz Damięcki), serdecznego przyjaciela Bodo, z którym założył firmę producencką BWB.
- Lekcje śpiewu, nauka stepowania, skomplikowane układy choreograficzne, czyli przygotowania do roli pochłonęły nam wszystkim bardzo dużo czasu - mówi Tomasz Schuchardt.
- Mam nadzieję, że nasza ciężka praca przełoży się na zadowolenie widzów. Chcemy wiarygodnie przybliżyć tamte ciekawe czasy, które charakteryzowały się dużą otwartością i swobodą. Byliśmy wtedy bardziej kosmopolitycznym krajem, nasze gwiazdy występowały w wielu zagranicznych produkcjach u znanych reżyserów, a międzynarodowe sławy często odwiedzały Polskę. Ustaliliśmy z reżyserami Michałem Kwiecińskim i Michałem Rosą, że będziemy grać tak, jak to się robi teraz. Ówczesna technika aktorska z dzisiejszego punktu widzenia jest bowiem zbyt teatralna, w niektórych przypadkach mogłaby się wydawać nawet śmieszna. Dlatego w dialogach nie używamy zmiękczonego "ł", które było wszechobecne w filmach czy audycjach radiowych - kontynuuje aktor.
Przysłuchująca się w trakcie krótkiej przerwy Agnieszka Wosińska dodaje:
- Eugeniusza Bodo łączyły z matką bliskie relacje. Była nadopiekuńcza, miała kontrolę nad jego życiem. To interesująca postać do zagrania i chciałabym ją poprowadzić w ten sposób, aby widz zobaczył panią Dylewską nie tylko jako panującą nad swoimi emocjami kobietę. Miała wprawdzie mocny charakter, lecz nie zawsze chciała czy potrafiła ukryć wrażliwość oraz delikatność...
ARTUR KRASICKI