Julia Pietrucha: Będzie bajkowy ślub?
Dojrzewała na naszych oczach. Dzisiaj jest jedną z najzdolniejszych i najbardziej rozchwytywanych aktorek młodego pokolenia.
Blond włosy, błękitne oczy, idealna figura. Ale jest nie tylko piękna. Przede wszystkim to ambitna kobieta. Julia Pietrucha wie, że zaczął się jej dobry czas. Wykorzystuje go i robi to, na co ma ochotę. Jest aktorką, gra w zespole, pisze i podróżuje...
Aktorstwo, muzyka, pisanie... Droga Julio, chyba najwyższy czas na coś się zdecydować!
Julia Pietrucha: - Wiele osób mi to powtarzało. Mówili, że powinnam skoncentrować się tylko na jednej rzeczy. Problem w tym, że nigdy nie odczuwałam potrzeby, aby wybrać tylko jedną z nich. Nie posłuchałam i chyba dobrze na tym wyszłam. Czasy, w których przyszło nam żyć, pozwalają rozwijać się w różnorodnych kierunkach. A tak się składa, że mnie interesuje wiele rzeczy...
Jedną z nich jest muzyka. Ma pani nawet swój zespół. Myślicie może o wydaniu płyty?
- Owszem, mamy to w planach. Jednak z całą pewnością będziemy robić to wyłącznie na nasz sposób. Nie chcemy promować się poprzez wielkie koncerny. Nie wyobrażamy sobie zarazem, aby ktokolwiek narzucał nam swoje zdanie. Wolimy sami ciężko pracować nad tym, aby w pełni zdefiniować nasz styl muzyczny.
Z tego co wiem, ma pani słabość do muzyki lat 60. Skąd takie upodobania?
- Od najmłodszych lat wychowywałam się przy ulubionych rytmach mojej mamy. Tak chyba jest, że dzieci słuchają muzyki swoich rodziców. Można zatem powiedzieć, że muzykę lat 70. i 80. miałam w małym palcu. Jednak niezupełnie trafiała ona w mój gust muzyczny. W momencie, w którym sama zaczęłam poznawać muzykę, odkryłam brzmienia lat 60. I od razu się w nich zakochałam.
Jak na swój młody wiek osiągnęła pani już wiele. To wszystko zasługa ciężkiej pracy, czy może raczej szczęścia?
- Mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęściarą. Wiele razy udawało mi się podejmować w swoim życiu tzw. słuszne decyzje. Niemniej jednak wydaje mi się, że zazwyczaj o naszym sukcesie decyduje jednak połączenie szczęścia i ciężkiej pracy.
Pani po prostu skrycie zaplanowała swój sukces!
- Nigdy niczego nie planuję. Wychodzę z założenia, że nie jesteśmy w stanie zaplanować naszego życia. Stąd ta moja ciągła niepewność jutra. Moje plany na najbliższe dwa miesiące mogą się zmienić z dnia na dzień. Chyba nie byłabym w stanie zaplanować sobie najbliższych 10 lat, jak potrafią niektórzy. Niczego nie jestem w stanie przewidzieć. Ale dzięki temu mam zapewnioną potrzebną dawkę adrenaliny i to jest naprawdę fajne. Nigdy się nie nudzę.
Ma pani dwie siostry. Jaki macie ze sobą kontakt?
- Wspieramy się, wzajemnie inspirujemy i nakręcamy do działania. Doskonale się uzupełniamy. Nigdy nie było między nami niepotrzebnej rywalizacji. Wytworzyłyśmy między sobą bardzo silne więzi. Można powiedzieć, że miałyśmy je od zawsze. I mam nadzieję, że to się nie zmieni. Przynajmniej ja nigdy na to nie pozwolę. Do tej pory jeszcze nikt nie zdołał nas skłócić.
Pani młodsza siostra też jest aktorką. To pani ją do tego namówiła?
- Na pewno nie jest to moja zasługa. Ona zaczynała nawet wcześniej niż ja. Grała w reklamach już w wieku 5 lat. Natomiast ja na swój pierwszy casting wybrałam się do Teatru Syrena mając 11 lat. I to właśnie tam zaczęła się moja przygoda z aktorstwem. My po prostu mamy taki artystyczny dom. Ciężko byłoby iść inną drogą. Moja starsza siostra pisze scenariusze i obecnie jest moją menedżerką.
A poza tym największym autorytetem...
- Zdecydowanie! Była nim zresztą już od najmłodszych lat. Stanowiła dla mnie dobry przykład. Zawsze starałam się od niej jak najwięcej nauczyć. Natalia jest inteligentną, wykształconą kobietą.
Rodzice muszą być z was bardzo dumni!
- Mam taką nadzieję. Mama ogląda każdy film z moim udziałem i zbiera wszelkie możliwe materiały prasowe.
Ukochany zachowuje się podobnie?
- Bez przesady, przecież to mój chłopak, a nie fan. Mamy z Ianem zdrowy dystans do tego całego show-biznesu.
Ale chyba jego wypracowanie zajmuje trochę czasu?
- W pewnym momencie mojego życia faktycznie nie umiałam sobie z tym poradzić. Negatywne komentarze, wieczna obserwacja, jakieś prowokacje i inne dziwne zachowania. Wtedy było to dla mnie nie do zniesienia. Ale po pewnym czasie zrozumiałam, że taki mam zawód i trzeba się po prostu z tym pogodzić. Tak też zrobiłam. Mój chłopak również.
Czyli rozumiem, że raczej nie czytacie negatywnych komentarzy na wasz temat?
- Wręcz przeciwnie. Przeglądamy i czytamy komentarze, ale one nas tylko bawią. Nigdy nie odpowiadamy na takie zaczepki. Nie próbujemy się zmieniać, bo nie traktujemy tego poważnie. Zresztą ludzie uwielbiają żyć gorącymi sensacjami i newsami. Dlatego też nie można im tego odbierać. Dopóki to nie zagraża mojemu życiu, to na razie mi nie przeszkadza. Po prostu ja nie egzystuję w tym dziwnym świecie celebrytów.
Czy to właśnie tym dystansem do siebie ujął panią Ian?
- Przede wszystkim swoim wspaniałym poczuciem humoru i życiowym optymizmem. To takie dwie główne cechy, które mnie w nim urzekły...
I teraz wszyscy dopytują, kiedy ślub? Czy rzeczywiście w waszych rozmowach pojawił się już ten temat?
- Akurat to chciałabym zachować dla siebie...
Ale chyba - jak większość kobiet - marzy pani o pięknej białej sukni i bajkowym ślubie?
- Nie jestem religijną osobą, więc na pewno nie pojawię się w kościele w białej sukni. Nigdy nie miałam takich marzeń. A bajkowy ślub? Pożyjemy, zobaczymy...
Rozmawiała Alicja Dopierała