"Ja, jako były mężczyzna"
W serialu „Blondynka” gra weterynarza, doktora Jana Fusa. – Gdy mój bohater odejdzie na emeryturę, będzie chciał, by „schedę” po nim przejęła Sylwia – mówi Krzysztof Gosztyła.
Doktor Fus to osobistość poważana w społeczności serialowych Majaków. Polubili go też widzowie, choć niezły z niego dziwak.
- Jego ekscentryczny styl bycia wynika z głębokiego protestu wobec rzeczywistości, a nie z dziwactwa. Swego czasu wycofał się z wielkomiejskiego szumu, w nadziei na znalezienie spokoju na prowincji. Szybko okazało się, że i tu nie da się uciec od absurdów tego świata. Stąd sarkazm, z jakim traktuje wszystkich wokół. A także napady furii, ujawniające się po "paru głębszych", kiedy to z dubeltówki strzela do pustych butelek, wyobrażających przeróżnych decydentów - a to lekarza wojewódzkiego, a to inspektora, czy innych przedstawicieli "góry", którzy mu zaleźli za skórę. Samotny jest...
Ma przy sobie wierną gospodynię Jasiunię (Izabela Dąbrowska), która darzy go wielkim afektem!
- Są takie podejrzenia. Sam doktor je ma, toteż w rozmowach z nią używa zwrotu: "Ja, jako były mężczyzna", po to, by dać odpór przejawom tego afektu. Celowo unika kobiet, ma złe wspomnienia.
No proszę! A tu - jak na złość - pojawia się nowa, na jego miejsce. I to w dodatku... blondynka!
- Na szczęście nie jest to typowa blondynka z dowcipów! Doktor Fus od razu się zorientował, że polecona mu przez bratanka Sylwia jest mądrą, odpowiedzialną dziewczyną, dlatego może spokojnie przekazać jej schedę i... ruszyć do Australii.
Podobno to Pan był pierwowzorem tej postaci. Czemu więc dzieli Was taka różnica wieku? Jan idzie na emeryturę, Panu do niej daleko...
- Zaraz, zaraz! Kilka podobieństw to jeszcze nie znak równości. Swoją drogą, zawsze wyglądałem poważniej, niż wskazywałaby na to metryka. Od czasów studenckich noszę wąsy, nie rozstaję się z brodą, szybko posiwiałem. Tak oto, w stosunkowo młodym wieku, zyskałem wizerunek bez mała nestora, co zresztą mi odpowiada.
W ostatnich latach okrzyknięto Pana mistrzem audiobooków.
- Rynek powieści w wydaniu dźwiękowym to dziedzina, która się u nas dopiero rozwija. Cieszy fakt, że wzrasta zamiłowanie do słuchania książek czytanych przez aktorów, a jestem w tej kategorii dobrze notowany. Kilka miesięcy temu, na targach w Krakowie, powieść "Imię Róży" Umberto Eco w mojej interpretacji wyróżniono nagrodą książki audio 2010 w kategorii literatura piękna.
Rozm. Joanna Majewska-Machaj