Fotografowanie to krępujące zajęcie
"Myślałem, że fotografia będzie moją tajemnicą" - przyznał w rozmowie z PAP Life Janusz Gajos.
Niedawno do obsady drugiego sezonu serialu "Bez tajemnic" dołączył Janusz Gajos. Słynny aktor zagra Gustawa, dyrektora generalnego dużego konsorcjum, u którego powtarzające się ataki paniki pozornie wynikają z problemów kardiologicznych, a tak naprawdę są "napadowym zespołem lękowym".
A podczas festiwalu Karuzela Cooltury, aktor zaprezentował portrety, których robienie, jak sam przyznaje, jest dla niego krępujące.
Wspomniał pan, że portretowanie ludzi wymaga dużej odwagi. Dlaczego?
- Fotografowanie ludzi to przede wszystkim zajęcie bardzo krępujące. Obserwując siebie wiem jak niechętnie poddaję się takiemu zabiegowi Jest to wkraczanie w czyjąś prywatność. Z drugiej strony, strasznie mnie ciągnie, żeby podglądać ludzi. To jest pewnie odruch mojego działania zawodowego. Nie wiem czy zostanę z tego rozgrzeszony, ale czasem nie mogę sie powstrzymać przed zrobieniem zdjęcia człowiekowi, który niczego nie udaje.
Czy to oznacza, że znacznie łatwiej przychodzi panu fotografowanie natury?
- Niby łatwiej... Pejzaż się nie rusza i nie ucieka. Ucieka tylko światło i to, co jest zmienne w ruchomej części pejzażu - zjawiska atmosferyczne. A w ogóle nic nie jest łatwe, jeżeli chce się to zrobić dobrze.
Powiedział pan kiedyś, że fotografowanie to pana prywatne zajęcie. Dlaczego więc zdecydował się pan zaprezentować swoje prace podczas festiwalu Karuzela Cooltury?
- To jest proste pytanie, ale odpowiedź na nie może być skomplikowana. Na początku myślałem, że fotografia będzie moją tajemnicą. Okazało się, że kiedy zacząłem robić zdjęcia i pokazałem je kilku znajomym, skończyła się potajemna zabawa.
- Ktoś, kto je zobaczył postanowił zrobić z tego rzecz publiczną. Robię zdjęcia od 10 lat i często dostaję zaproszenia żeby tu i ówdzie je pokazać. Szczerze mówiąc mam, co do tego mieszane uczucia... Kiedyś rozmawiałem z kimś, kto zajmuje się fotografią zawodowo. Ten ktoś przekonał mnie, że nie ma nic złego w tym, że chce się pokazać swoje zdjęcia. Po to zdobyło się tę chwilę na własność, żaby się później nią pochwalić.
Dla pana fotografowanie wynika z potrzeby uchwycenia chwili czy obserwacji świata?
- Takie rzeczy nie dzieją się za przyczyną jednego wydarzenia. Sposób patrzenia na świat, chęć zatrzymania jego kawałka dla siebie, potem pokazania go innym. No i samo urządzenie, jakim jest aparat - wspaniała zabawka dla chłopców i dziewczynek w każdym wieku. Wszystko to sprawia, że lubimy fotografować.
Na wystawie podczas Karuzela Cooltury pokazał pan zdjęcia czarno-białe. W bieli i czerni portrety są bardziej szlachetne, lepiej oddają emocje?
- Nie tylko ja uważam, że fotografia czarno-biała jest szlachetniejsza. Jest bardziej wyrazista. Kolor, który nas otacza w naturze, w porównaniu z czarno-białym rysunkiem na papierze robi się trochę banalny. Z tego też powodu postanowiłem zaprezentować zdjęcia czarno-białe.
Robiąc zdjęcia korzysta pan z dobrodziejstw technologii, czy sięga pan po stare aparaty z kliszą?
- Robię zdjęcia aparatem cyfrowym. Jestem z pokolenia, które zaprzyjaźniło się z fotografią dopiero wtedy, gdy aparaty stały się bardzo dostępne. Kiedyś to był przedmiot luksusowy i nie było mnie stać na posiadanie takiego urządzenia. Powtarzam, że aparat cyfrowy to świetna zabawka.
Klisza wymaga od fotografa dyscypliny?
- Kiedyś płaciło się za film, potem za jego wywołanie, trzeba było się zastanowić, czy warto akurat w tej chwili nacisnąć spust migawki czy nie. Aparat z pojemną kartą pamięci pozwala nam robić wiele zdjęć bez ponoszenia kosztów, ale też zwalnia nas od odpowiedzialności i dyscypliny. Rozleniwia wyobraźnię.
Rozmawiała Monika Dzwonnik