Belfer
Ocena
serialu
6,6
Niezły
Ocen: 1367
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Belfer": Potrójny serialowy debiut

Dla każdej z nich rola w drugim sezonie „Belfra” to serialowy debiut. W produkcji Canal+ Michalina Łabacz, Eliza Rycembel i Zofia Wichłacz wcieliły się odpowiednio w Magdę, Luizę i Karolinę – trzy wrocławskie licealistki zamieszane w kryminalną intrygę. – Na planie zadziałała nasza trójkowa energia. Wykorzystałyśmy to, że się ze sobą zakumplowałyśmy – przekonują.

To pytanie musi paść. Byłyście fankami pierwszego "Belfra"? 

Eliza Rycembel: - Ja nie widziałam pierwszego sezonu.

Zofia Wichłacz: - Ja też...

Michalina Łabacz: - A ja widziałam i bardzo mi się podobał. Dlatego ucieszyłam się, gdy dostałam propozycję zagrania w drugim sezonie. To interesująca historia, bardzo mnie zaintrygowała, a jeszcze bardziej zaciekawiła mnie moja postać. Myślę, że po dużym sukcesie pierwszego sezonu są jeszcze większe oczekiwania względem drugiego. 22 października przekonamy się, jak będzie...

Reklama

Czy to scenariusz zadecydował, że przyjęłyście te role?

Zofia Wichłacz: - Tak, bo nie ma w Polsce wiele takich "filmowych" seriali, gdzie bohaterowie są z krwi i kości a nie żyją w kolorowej Warszawie, w której zawsze świeci słońce i jest wspaniale. Trochę, oczywiście, żartuję, ale prawdą jest, że "Belfer" to ewenement na polską skalę: bardzo dobrze napisany i bardzo dobrze zrobiony serial.

Eliza Rycembel: - Zgadzam się!

W takim razie jaki jest wasz udział w intrydze?

Eliza Rycembel: - Ja wcielam się w postać Luizy. To dziewczyna, która prowadzi vloga i opowiada o różnych kryminalnych ciekawostkach, które miały miejsce na terenie Wrocławia i nie tylko. Jest to raczej pozytywna postać...

Michalina Łabacz:  - Ja gram Magdę - dziewczynę odważną, bardzo pewną siebie, prowokatorkę, która ma świadomość swojej kobiecości i umie ją wykorzystywać. Jest bardzo niejednoznaczną postacią.

Zofia Wichłacz: - Z kolei ja gram Karolinę - taką klasową dobrą duszę. Wszystkie się kolegujemy, a cała nasza klasa jest wypełniona ciekawymi osobowościami. Razem tworzymy szkolny spektakl - "Balladynę". Nic więcej chyba nie możemy zdradzić...

Każda z waszych bohaterek jest owiana tajemnicą. Czy to ciekawsze grać takie postaci, zamiast wcielać się w proste protagonistki? 

Eliza Rycembel: - Moim zdaniem nieoczywiste postaci z różnymi tajemnicami, ale też z różnymi powodami do działania, to zawsze dużo ciekawsze zadanie dla aktora. Co jednak ważne, my pracując nad "Belfrem" nie dostałyśmy scenariusza do dwóch ostatnich odcinków. Dlatego często musiałyśmy się domyślać, co wydarzy się z naszymi postaciami i jak wszystkie wątki się rozwiążą lub... jak się nie rozwiążą.

Dla was był to także powrót do czasów liceum. Znów mogłyście usiąść w szkolnej ławce. 

Michalina Łabacz:  - Zawsze fajnie jest wrócić do lat szkolnych i to była dla nas duża przyjemność móc "zabawić się" w coś takiego. Na planie atmosfera była świetna. Myślę, że wszystkie czułyśmy się bardzo bezpiecznie.

Zofia Wichłacz: - Warto dodać, że akcja drugiego "Belfra" rozgrywa się w elitarnym liceum. Ja o tyle czułam połączenie, że również chodziłam do liceum, które było bardzo otwarte i podmiotowo podchodziło do uczniów. Ta filmowa szkoła bardzo przypominała mi moje liceum, więc był to taki "skok do przeszłości".

Należałyście w liceum do jakichś subkultur? A może byłyście piątkowymi uczennicami? 

Zofia Wichłacz: - Ja miałam ciekawe czasy liceum, bo gdy byłam w drugiej klasie, to kręciłam "Miasto 44" Janka Komasy. I potem przez całą klasę maturalną tak trochę snułam się po tej szkole, bo jeszcze byłam zawieszona pomiędzy dwiema rzeczywistościami. Ale chyba nie odnajdywałam się w żadnej subkulturze. Bardziej trzymałam się na uboczu, byłam outsiderem, jeśli dobrze pamiętam.

Eliza Rycembel: - Ja też nie należałam do żadnej subkultury w gimnazjum ani liceum. Po prostu tam... byłam.

Zofia Wichłacz: - A Michalina na pewno była emo!

Michalina Łabacz:  - Emo to może w gimnazjum... A tak na poważnie - miałam taką przygodę w czasach szkolnych, że bardzo dużo śpiewałam i sporo zajęć omijałam, bo co tydzień w poniedziałek wracałam do domu nad ranem. Przeszłam więc to wszystko trochę naokoło. Ale fajnie wspominam te czasy, chociaż nie należałam do żadnej subkultury.

Czyli żadnych zdjęć, których nie można pokazywać znajomym, nie ma? 

Michalina Łabacz:  - Nawet jeśli są, to nic nie powiemy.

Na planie "Belfra" miałyście również możliwość pracować z Maciejem Stuhrem i Aleksandrą Konieczną. Jakie to było doświadczenie? 

Michalina Łabacz:  - Była to przede wszystkim duża przyjemność. Nigdy wcześniej nie spotkałam się na planie z Maćkiem Stuhrem, wcześniej widzieliśmy się jedynie w Akademii Teatralnej, ponieważ miał z nami zajęcia z pracy przed kamerą. Był więc dla nas takim podwójnym belfrem na planie. A z Olą Konieczną, wspaniałą aktorką, to było spotkanie po raz pierwszy i bardzo dobrze nam się pracowało - była naszą panią dyrektor.

Eliza Rycembel: - Na początku miałam duży problem z pracą z Maćkiem Stuhrem, ponieważ, jak już Michalina wspomniała, był on również moim profesorem na uczelni. To sprawiało, że byłam trochę skrępowana tą współpracą. Lecz z biegiem czasu te granice pękały i chyba wypracowaliśmy sobie wspólny język. A z cudowną Aleksandrą Konieczną to wspaniałe spotkanie i wspaniała energia na planie! 

Przy "Belfrze" po raz pierwszy pracowałyście także ze sobą nawzajem. Jak udało wam się stworzyć zgrany zespół?

Eliza Rycembel: - Nie udało się...

Zofia Wichłacz: - My się strasznie nie lubimy tak naprawdę... A na poważnie - to się zadziało organicznie, bo miałyśmy kilka spotkań przed zdjęciami i wcześniej znałyśmy się też prywatnie. Na planie zadziałała więc nasza trójkowa energia. Wykorzystałyśmy to, że się ze sobą zakumplowałyśmy.

Michalina Łabacz:  - To się po prostu nazywa chemią między ludźmi!

Poza chemią łączy was także to, że każda z was zaliczyła w polskim kinie bardzo mocny debiut - Michalina w "Wołyniu" Wojciecha Smarzowskiego, Eliza w "Obietnicy" Anny Kazejak, a Zosia w "Mieście 44" Jana Komasy. To znakomite, często nagradzane role. Czy dla was taki start to ułatwienie czy obciążenie w dalszej karierze?

Michalina Łabacz:  - Szczerze mówiąc, nie zastanawiam się nad tym. Czas idzie dalej, są kolejne projekty, mamy też, oczywiście, swoje prywatne życie. A po "Wołyniu" zależało mi na tym, żeby pokazać się z innej strony, więc propozycja zagrania Magdy w drugim sezonie "Belfra" bardzo mnie ucieszyła. To współczesna rola, zupełnie coś innego i, tak jak już mówiłam, fajna postać. Bardzo się cieszę, że miałam szansę razem z dziewczynami spotkać się na planie.

Eliza Rycembel: - Ja też nie mam poczucia, że rola w "Obietnicy" mnie obciążyła czy sprawiła, że moja ścieżka jest od tego uzależniona. Mam to szczęście, że biorę udział w bardzo różnorodnych rzeczach. Dla mnie też była to czysta przyjemność, że mogłam teraz zagrać tak dużą rolę w "Belfrze".

Zofia Wichłacz: - Dokładnie tak. Na jednej z konferencji prasowych zadano mi pytanie, jak sobie radzę z tym że "debiut", że "nagroda" i tak dalej... Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Żyjemy i radzimy sobie. Mamy na tyle odporności, a na dodatek uczymy się na bieżąco, że jakoś radzimy sobie z medialnym szumem wokół naszych osób. Po prostu zależy nam wszystkim na pracy i na braniu udziału w jak najciekawszych projektach.

A czy po "Belfrze" planujecie jeszcze karierę serialową?

Zofia Wichłacz: - Ja niedługo zaczynam zdjęcia do "Klanu", nie wiem, jak wy, dziewczyny (śmiech)? Oczywiście wszystko zależy od ciekawych propozycji oraz tego, na ile będziemy brane pod uwagę przez twórców. Na to ma wpływ bardzo wiele czynników i nie jest tak, że to my jesteśmy osobami decyzyjnymi w tym zawodzie.

Michalina Łabacz:  - Zgadzam się z Zosią. Myślę też, że teraz w Polsce robi się coraz więcej dobrych seriali, nad którymi pracują dobrzy reżyserzy, więc jak los da, to chętnie będziemy jeszcze nad nimi pracować, byle to były fajne projekty. Bo wiadomo, serial serialowi nierówny!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama