"Belfer 2" w trzech akapitach
Za nami premiera "Belfra 2". Zdania widzów są mocno podzielone...
Nasz tytułowy belfer wygląda jakby był już zmęczony grą w serialu. Jest trochę jak z Jamesem Bondem w "Skyfall", opadły z sił Paweł Zawadzki bez większego sensu snuje się po korytarzach, nie ma już tej samej żyłki szpiega, daje się podejść jednemu z uczniów i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności unika ciosu nożem w brzuch.
Zblazowana młodzież wrocławskiego prywatnego ogólniaka nie wie co to Sacré-Cœur, bo, jak twierdzi jedna z postaci: "w Paryżu imprezowałam miesiąc, o zabytkach przeczytałam w Lonley Planet". To jedno ze zdań, które doskonale opisuje głównych bohaterów. Licealiści irytują manierą, za wszelką cenę starają się być awangardowi, co momentami prowadzi do farsy i wygłaszania pustych monologów w rodzaju "mają tu świetne tofu birmańskie".
Tajemnica. Na pewno nie tak spektakularna jak morderstwo w pierwszym sezonie, choć i tu trup pojawia się już w pierwszym odcinku. Muzyka trochę na wyrost podkreśla "dramaturgię" niektórych scen. Wrocław jest podobny w swojej kolorystyce do Dobrowic - szarozielony, ponury. Akcja serialu zaczyna się dopiero w drugiej części pierwszego odcinka.
Dlatego premierowy odcinek dzielimy na pół: pierwszą część oceniam na 3/10, drugą - 5,5/10.
A jak premierowe odcinki podobały się wam? Zapraszamy do komentowania!