Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20163
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

W Polsce znalazła miłość

Takich kobiet, jak Oksana, którą Olena Leonenko gra w "Barwach szczęścia", są wokół nas tysiące. Dla dobra rodzin wybrały trudy emigracji. W Polsce są to Ukrainki, a w Anglii i we Włoszech nasze rodaczki. Aktorka dobrze wie, jak trudno bywa na obczyźnie...

Historia Oleny Leonenko pokazuje, jak wielką siłę potrafią mieć marzenia. Tak się złożyło, że ta aktorka i pieśniarka o ukraińsko-rosyjskich korzeniach swoje marzenia spełniła w Polsce, gdzie znalazła wielką miłość i satysfakcję zawodową.

Podobnie jak jej bohaterka Oksana Sokołowska z "Barw szczęścia", aktorka wierzy w ludzi o dobrym sercu i jest przekonana, że miłość trzeba pielęgnować.

Olena. Kto wybrał pani to piękne imię?

- "Olenę" wybrał ojciec. Też mi się podoba. Bo to "O" na początku jest dynamiczne. Olena to ukraińska wersja polskiej Heleny, greckiej Eleny, francuskiej Leny.

Reklama

Korzenie dają nam siłę, dzięki której potem, w dorosłym życiu, rosną nam skrzydła. Czy pochodzenie dało pani impuls do działania i tworzenia?

- Na pewno. Ale to wiem teraz. Jako dziecko chciałam się urwać z łańcucha, zostać ptakiem i odlecieć. Teraz, w Polsce, jestem wdzięczna losowi, że tata jest Rosjaninem, a mama Ukrainką. Dzięki temu znam więcej języków (śmiech).

Co otrzymała pani jako "dar na życie" od rodziców?

- Myślę, że od mamy bezwarunkową miłość i głęboką pokorę. Grając Oksanę Sokołowską w "Barwach szczęścia" gram kobietę bardzo podobną do mojej mamy. Ojciec był człowiekiem silnym i apodyktycznym. Pewnego razu, kiedy mama nie wytrzymała, zabrała mnie i uciekła z domu. Potem jednak wróciła. Budując rolę, wyobrażam sobie, co by było, gdyby mama, tak jak Oksana, spotkała innego mężczyznę. Dobrego, wyrozumiałego i silnego. Podobnego do Stefana Górki, w którego postać wciela się Krzysztof Kiersznowski.

A co dał pani ojciec?

- Siłę przetrwania.

Doświadczała pani w Polsce nieprzyjemnych sytuacji z powodu swojego pochodzenia?

- W Polsce funkcjonuje wiele stereotypów na temat Ukraińców. Z jednej strony ma to związek z naszą wspólną, niełatwą przeszłością. Historyczne bóle i zawirowania nieustannie ciążą na naszych relacjach. Drugi silny stereotyp dotyczy współczesności. Ukrainki często postrzegane są w Polsce tylko jako sprzątaczki.

Bycie sprzątaczką to przecież żaden wstyd...

- Oczywiście. Przecież sprzątanie to porządkowanie świata, każdy lubi porządek w domu. Słyszałam, jak na pewnym przyjęciu panie licytowały się stopniami naukowymi Ukrainek, które u nich sprzątają. Jedna miała doktorat z filozofii, inna z fizyki, kolejna była wybitną skrzypaczką. Ubolewam nad tym, że tak utalentowane osoby nie mogą realizować się we własnych zawodach w swoim kraju, blisko rodziny.

Pani bohaterka w "Barwach szczęścia" też jest Ukrainką, która sprząta, żeby utrzymać chorego na serce syna Saszę...

- Oksana z zawodu jest nauczycielką muzyki. Przyjechała do Polski, żeby sprzątaniem zarobić na operację syna. Pomyślałam sobie, że dzięki tej roli mogę być, nazwijmy to, "rzeczniczką praw sprzątających w Polsce Ukrainek". Mogę pokazać, że Ukraińcy nie mają ogona i rogów. Że to w większości uczciwi, kochający ludzie. Chciałabym, żeby ukraińskie dziewczyny, które ciężko pracują, mogły zobaczyć na ekranie kogoś podobnego do nich, kto ma takie same problemy i jak one szuka miłości. Ja ją znalazłam.

Czuje się pani kobietą kochaną? - Tak. Miłość trzeba pielęgnować. Zaczynając od szacunku do siebie, a kończąc na relacjach z ludźmi: z ukochanym mężczyzną, przyjaciółmi, publicznością.

Marzyła pani o tym, żeby założyć rodzinę, mieć dzieci.... - Marzyłam, ale moje losy potoczyły się inaczej. Kiedy spotkałam Janusza Głowackiego, wszystko w moim życiu przewróciło się do góry nogami...

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Barwy szczęścia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy