Katarzyna Zielińska o 1000. odcinku "Barw szczęścia"
Siedem lat emisji i wierność milionów widzów to sukces całej ekipy. Scenarzyści wielkie uczucia wplatają w codzienność, jak w prawdziwym życiu. A aktorzy sprawiają, że chcemy śledzić losy ich bohaterów.
Czego fani "Barw szczęścia" mogą spodziewać się po tysięcznym odcinku serialu?
- Na pewno nie będą zawiedzeni. Zobaczą piękną ceremonię ślubną Marii (Iza Kuna) i Marka (Marcin Perchuć). Dla nas to też był wyjątkowy dzień, bo rzadko spotykamy się na planie w tak licznym gronie.
Wspominaliście początki serialu, zabawne wydarzenia z planu?
- Nie było na to czasu, musieliśmy nakręcić wiele ujęć, a zdjęcia z udziałem kilkunastu aktorów i dziesiątek statystów, wymagają ścisłego przestrzegania harmonogramu. Ale i tak nie obyło się bez zawirowań, za sprawą mojej siostry. Kiedyś obiecałam, że zaproszę ją na plan. Uznałam, że idealny będzie dzień, w którym realizujemy tysięczny odcinek. Dużo ludzi, będzie mogła ukryć się w tłumie. A tu w pewnym momencie przybiegły do mnie dziewczyny z garderoby i mówią, że niedaleko kręci się jakaś moja psychofanka, która wygląda tak jak ja! Na chwilę zaniemówiłam, nie wiedziałam, jak zareagować. Okazało się, że chodzi o moją siostrę! Przechadzała się za ogrodzeniem kościoła z ciepłą herbatą dla mnie. Akurat tego dnia miałyśmy niemal identyczne fryzury, podobieństwo było więc uderzające. Do dzisiaj wszyscy się z tego śmieją.
Humor na planie dopisuje.
- A to nie wszystko, co wydarzyło się tego dnia. Zdjęcia kręcono między innymi w kościele w warszawskim Wilanowie. Podczas przerwy stałyśmy z Izą Kuną i Kasią Glinką na jego schodach. Wokół jeździło sporo autokarów. Zaczęłam machać do turystów, a dziewczyny zwróciły mi uwagę, żebym przestała, bo któryś się zatrzyma i wysiądzie kilkadziesiąt osób po autografy, co sparaliżuje pracę na planie. Wydawało mi się, że to niemożliwe i machałam dalej. Po chwili z jednego z autokarów wyskoczyło mnóstwo dzieciaków... Jak się okazało, przyjechały z Limanowej, czyli moich rodzinnych okolic. Dziewczyny zdążyły tylko jęknąć.
Jest pani, obok Izy Kuny i Katarzyny Glinki, największą gwiazdą "Barw szczęścia". Jak układają się wasze relacje?
- Bardzo się lubimy! Z Kasią Glinką pracujemy razem na planie serialu, w teatrze i spotykamy się prywatnie. Świetnie dogaduję się także z Izą. Mamy dużo wspólnych dni zdjęciowych. W oczekiwaniu na kolejne ujęcia, zazwyczaj siedzimy na kanapie i rozmawiamy o wszystkim, co rejestrują kamery. Obie marzymy, żeby ktoś z produkcji "Barw szczęścia" podarował nam te sceny zmontowane w całość. To byłby hit.
Jakieś dodatkowe prośby do producentów serialu, scenarzystów?
- Chciałabym bardzo zobaczyć pierwsze odcinki "Barw szczęścia", ale ich nie mam. Może ktoś związany z produkcją serialu zrobi mi niespodziankę. Byłoby super! Siedem lat temu, gdy zaczynaliśmy pracę na planie, byłam w zupełnie innym miejscu zawodowo i prywatnie. Dużo się od tego czasu zmieniło. Czy mam jakąś prośbę do Ilony Łepkowskiej i pozostałych scenarzystów? Chyba nie, jest bardzo dobrze. Marta rozkręciła się po siedmiu latach. Ma dwóch adoratorów, zacznie działać w spółdzielni mieszkaniowej. O, wiem! Mogłaby jeszcze zacząć ćwiczyć w fitness clubie Kaśki Górki!
Co w najbliższej przyszłości wydarzy się w życiu Marty?
- Będzie o nią rywalizowało dwóch przystojnych, inteligentnych mężczyzn. W końcu! Musiała na to czekać wiele lat (śmiech). Artur Chowański (Jacek Rozenek) jest zainteresowany Martą od dawna. Zrobi wszystko, by zdobyć jej serce. Będzie romantycznie: pocałunki, przytulanie, miłe słowa.
Porozmawiajmy o drugim adoratorze, nowym szefie Marty.
- Okaże się, że dużo ich łączy. Nie będą sobie obojętni. Co z tego wyniknie, pokaże czas. Cieszę się, że Mikołaja gra Grzegorz Małecki, ponieważ bardzo się lubimy. To świetny aktor i mamy podobne poczucie humoru. Niekiedy przysparza nam to problemów na planie, bo cały czas się śmiejemy.
Coraz częściej Marta spotyka byłego męża Piotra. Co będzie się działo w tym wątku?
- Wydarzy się tak dużo, że sama mam trudności, żeby to wszystko zebrać w całość. Zapraszam przed telewizory! Nie zabraknie nawet kryminalnych smaczków. Na planie pojawiło się kolejne dziecko, synek Igi (Ada Fijał) i Piotra. A Gabrysia (Ziembicka), czyli serialowa Ewunia, rośnie i jest coraz mądrzejsza.
Mówi się czasem, że aktor, który długo gra w jednej produkcji, traci zawodowo.
- Uważam inaczej. Wielu widzów przychodzi na spektakle z moim udziałem, bo znają mnie z telewizji. W teatrze mogą się przekonać, że potrafię grać różne role, że nie jestem tylko Martą Walawską. "Barwy szczęścia" dały mi mnóstwo możliwości. Odkąd gram w serialu, otrzymałam ciekawe propozycje filmowe i teatralne. To dla mnie bardzo dobry czas. Często spotykam się z miłymi reakcjami ludzi, uśmiechami, wyrazami sympatii. Dostaję bardzo dużo listów. Na wszystkie odpisuję, żaden nie trafia do kosza. To dzięki widzom mogę pracować i dostałam dwie Telekamery. Doceniam to i dziękuję.
Praca w serialu pochłania wiele czasu, ale trochę go jednak zostaje, nie tylko na wypoczynek, ale i na inne projekty.
- Bawię się trochę modą. Projektuję ubrania razem z moją stylistką, Jolą Czają. W naszej kolekcji Bosco Design by Ziele mamy świetne T-shirty i ekologiczne, ortalionowe torby. Nasz debiut okazał się sukcesem, więc już zabieramy się za nowe projekty! Szykuję się też do dwóch premier teatralnych. Zaraz jadę do warszawskiego Teatru Komedia na spotkanie w sprawie jednego z tych spektakli. Zagram w nim między innymi z Marią Pakulnis. Premiera w sylwestra. To będzie dla mnie nowe doświadczenie, po raz pierwszy wystąpię tego dnia na deskach teatralnych.
A drugi spektakl?
- To "Ślicznotka w lesie". Premiera w lutym przyszłego roku. Oprócz tego, że w nim zagram, będę także jego producentką. Cieszę się, że dyrektor dużego teatru (Roma w Warszawie) zaproponował mi współpracę w takim charakterze, bo to znaczy, że we mnie wierzy, że to ma sens. Odpowiada mi taka rola i chyba się w niej odnajduję.
Jak daleko sięga pani wyobraźnia? Gdzie widzi się pani w przyszłości, powiedzmy za dziesięć lat?
- Życie jest tak zaskakujące, że trudno cokolwiek planować. Po prostu wytyczam sobie cele i do nich dążę. Cały czas uczę się tego, by się nie bać, iść do przodu, rozwijać się. Chciałabym grać w teatrze i "Barwach szczęścia". Życzę sobie i widzom, żeby ten serial powstawał jak najdłużej. To moja praca. Czasem ciężko mi wstać skoro świt z łóżka przed kolejnym dniem zdjęciowym, ale gdybym nagle przestała jeździć na plan, natychmiast bym się za nim stęskniła.
Rozmawiał Kuba Zajkowski