Jaką będzie jurorką?
Do jurorskiego składu "Bitwy na głosy" dołączyła Katarzyna Zielińska. Gwiazda opowiada o tym, w jaki sposób będzie oceniać uczestników programu i na czym polega jej przepis na sukces.
Jest pani aktorką, a "Bitwa na głosy" to program muzyczny. Czy oznacza to, że będzie pani oceniać uczestników w nieco inny sposób?
- Będę patrzeć na uczestników pod innym kątem niż na przykład Alicja Węgorzewska, która skupia się przede wszystkim na aspekcie muzycznym.
- U zawodników interesuje mnie połączenie kilku cech: po pierwsze liczy się pomysł na siebie i umiejętność pracy w grupie. Muzyk musi odnaleźć się w zespole, a jednocześnie być oryginalnym, tak by wybijać się na tle innych. Kolejny element - pracowitość. Zapewne niektórym zawodnikom wydaje się, że wchodząc do programu, złapali pana Boga za nogi... Tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się ich praca nad sobą i walka o to, by zostać zauważonym. Człowiek musi się całe życie kształcić, pracować, uczyć. Nigdy nie ma 'stop'.
Jeszcze niedawno to pani, występując na festiwalach, była oceniana przez różnych jurorów.
- Dokładnie. Jednoczę się z uczestnikami programu, bo kiedyś też byłam w podobnej sytuacji. Miałam szczęście, że na swojej drodze spotkałam Sławę Przybylską, która dała mi kilka wspaniałych rad na życie oraz otworzyła oczy na wiele spraw dotyczących muzyki i teatru. Nie zawsze słyszałam od niej komplementy.
- Dlatego uważam, że negatywne uwagi są potrzebne. Mogą zmobilizować zawodników 'Bitwy' do dalszej pracy. Ale przy tym warto być delikatnym, by nie odbierać nikomu nadziei na przyszłość, że może być lepiej.
Z ponad setki młodych ludzi, którzy biorą udział w programie, każdy marzy, by dać mu szansę. Czy uważa pani, że sama dostała ją szybko? Jak długo musiała pani się starać, by zostać zauważoną?
- Nie było mi tak łatwo, nie dostałam szansy zbyt wcześnie... Ale może to i dobrze, bo wiele osób mówi, że sława, która przychodzi zbyt wcześnie może uczynić więcej złego niż dobrego. Jestem świadoma tego, że kariera nie składa się tylko z pięciu minut sławy. Nie wszystko mi się udawało. Natomiast zawsze byłam bardzo pracowita. No i gdzieś przy okazji sprzyjało mi szczęście.
- Jest wielu młodych i zdolnych ludzi, dlatego trzeba bardzo ciężko pracować na swój sukces. Nie może być tak, że po sukcesie premiery, gdy czytamy kilka pozytywnych recenzji, spoczywamy na laurach. To jest ten moment, kiedy trzeba się zastanowić, co dalej.
Miała pani wyrazisty epizod w I edycji programu, kiedy pojawiła się pani w fotelu eksperta w zastępstwie Grażyny Szapołowskiej. Wszyscy przeczuwali, że jeszcze pani wróci do "Bitwy".
- Miło wspominam tamten dzień, kiedy zagościłam w programie. W loży jurorskiej siedziałam obok Wojtka Jagielskiego i Alicji Węgorzewskiej. I dziś spotykamy się w tym gronie ponownie. Dołączył też do nas nieco tajemniczy 'Titus' (Tomasz Pukacki, lider zespołu Acid Drinkers - przyp. red.), z którym póki co zdążyłam tylko wymienić 'Cześć'... Ale mam nadzieję, ze w trakcie programu lepiej się poznamy.
- Bardzo mi miło, że twórcy programu złożyli mi kolejną propozycję. Chciałabym się sprawdzić w programie na żywo. Do tej pory występowałam w 'Kocham Cię Polsko', który był wcześniej nagrywany i montowany. W show na żywo jest inna skala emocji i niczego nie można poprawić. Trzeba przemyśleć, co powiedzieć, by nikogo nie ranić, tylko mobilizować do dalszej pracy.
Co u pani słychać poza "Bitwą na głosy"?
- Pracuję teraz nad dwoma spektaklami teatralnymi - jeden w teatrze Kwadrat, drugi w teatrze Kapitol. Jedna premiera odbędzie się pod koniec tego roku a druga na początku przyszłego. Zaczynamy też jeździć po Polsce z moim spektaklem 'Berlin, czwarta rano'. Ruszamy na podbój wszystkich scen w kraju, żeby dotrzeć do osób, które nie mogą przyjechać do Warszawy na spektakl w Romie.
Z Katarzyną Zielińską rozmawiał Andrzej Grabarczuk.