Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 19851
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Elżbieta Romanowska chwali się fajnym biustem, wcięciem w talii i zgrabnymi nogami

Elżbieta Romanowska, czyli Aldona Grzelak z "Barw szczęścia" i prowadząca nowy program TVP "Anything goes. Ale jazda", nigdy nie kryła, że podoba się jej to, co widzi... w lustrze, a opiniami hejterów, którzy notorycznie krytykują jej figurę, w ogóle się nie przejmuje. - Dobrze się czuję w swoim ciele - twierdzi aktorka.

Elżbieta Romanowska od lat uchodzi za jedną z najbardziej lubianych polskich aktorek "size plus". Ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i waży - jak żartuje - "czasami w sam raz, czasami troszkę za dużo, ale nigdy za mało". Gwiazda "Barw szczęścia" i niezapomniana Jola z kultowego "Rancza" doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że tusza jest jej... atutem.

- Gdybym była chuda, z pewnością nie zagrałabym wielu wspaniałych ról, które są nieosiągalne dla moich szczupłych koleżanek - mówi i dodaje, że mnóstwo aktorek gotowych jest schudnąć dla roli, ale na palcach jednej ręki można policzyć te, które zgodziłyby się znacznie przybrać na wadze, by dostać pracę.

Reklama

Choć Elżbieta Romanowska nie wstydzi się swoich kształtów, nie znosi, gdy ludzie nazywają ją osobą... puszystą.

- Puszysty może być koc - denerwuje się, słysząc podobne określenia.

O tym, że Ela świetnie czuje się w swoim ciele, od kilku dni mogą się przekonać bywalcy stołecznego Teatru Komedia, na deskach którego aktorka - grając w sztuce "W łóżku z rabusiem" - prezentuje swe krągłości i zachwyca nimi publiczność.

Niedawno aktorka wyznała w wywiadzie, że o ile nie ma problemów ze zrzuceniem ciuszków na scenie, o tyle rozbieranie dla rozbierania w ogóle jej nie interesuje.

- Odmówiłabym... Wcale nie dlatego, że wstydzę się swojego ciała. Po prostu nie jestem ekshibicjonistką - stwierdziła, pytana, czy zgodziłaby się na udział w tzw. rozbieranej sesji.

Kiedyś, gdy Elżbieta Romanowska była jeszcze studentką wrocławskiej szkoły teatralnej, marzyła o figurze modelki. Zwierzyła się z tego jednej z profesorek, a ta poradziła jej, by z własnej tuszy uczyniła swój znak rozpoznawczy.

- Ostrzegła mnie, że jeśli kiedykolwiek w przyszłości przyjdzie mi do głowy odchudzić się do rozmiaru S, to osobiście przyjedzie i skopie mi tyłek - wspomina aktorka.

- Zaakceptowałam się i polubiłam swoje krągłości. Mam fajny biust, wcięcie w talii i podobno całkiem niezłe nogi - powiedziała.

 

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy