Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20124
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Ekscentryczny wizjoner

Mikołaj Dąbrowski, ekscentryczny przedsiębiorca, którego Grzegorz Małecki gra w "Barwach szczęścia", ma talent do pakowania się w tarapaty i słabość do pięknych kobiet. Niedługo przekona się o tym Marta Walawska, nowa rzeczniczka prasowa jego firmy transportowej ATB.

 


Mikołaj Dąbrowski wzbudza mieszane uczucia...

- Może dlatego, że jest ekscentryczny? To wizjoner, który działa nieszablonowo, często zaskakuje. Ma pieniądze, jego firma transportowa ATB odnosi sukcesy, ale kieruje się swoimi zasadami - jest inny niż stereotypowy prezes dużego przedsiębiorstwa. Bywa szorstki w stosunku do pracowników, czasami reaguje nerwowo i dużo wymaga.

Marcie Walawskiej, która niedawno została rzeczniczką prasową w jego firmie, najwyraźniej to nie przeszkadza. Bardzo dobrze dogaduje się z Mikołajem i ma na niego coraz większy wpływ.

Reklama

- Początki ich znajomości były dość trudne, ale z czasem Mikołaj przekona się do Marty. Ma do niej słabość i na dużo jej pozwala. Czym go ujęła? Wydaje mi się, że wreszcie spotkał na swojej drodze profesjonalistkę, która w dodatku odmieni losy jego firmy. Dąbrowski marzy o rozwoju, chce kupić samoloty i stworzyć linię lotniczą. Zachowując proporcje, przypomina trochę Richarda Bransona, ekscentrycznego przedsiębiorcę, który działa w branży lotniczej.

Mikołaj przekonał się do Marty na gruncie zawodowym, a czy zainteresuje się nią także jako kobietą?

- Mój bohater jest związany z tajemniczą Izą, wziętą modelką, która na razie nie pojawiła się w serialu. Ewidentnie ma powodzenie u kobiet, co skrzętnie wykorzystuje. Marta wpadnie mu w oko. Wygląda na to, że między nimi coś zaczyna się dziać, aczkolwiek długo będą starali się być profesjonalni. Przez wiele odcinków ich relacje ograniczą się do zawodowych, dopiero po jakimś czasie przejdą na "ty" i zbliżą się do siebie prywatnie.

 Co doprowadzi do szału Chowańskiego?

- Jak wiadomo, Mikołaj poznał Martę właśnie dzięki Chowańskiemu, którego zna od wielu lat. Mój bohater doskonale zdaje sobie sprawę, że Artur ma poważne plany wobec Walawskiej, ale w ogóle się tym nie przejmuje. Rozpocznie się między nimi rodzaj rywalizacji, żaden nie odpuści. Sam nie wiem, jak się skończy ta konfrontacja, kogo wybierze Marta. Na razie wygląda na to, że moja postać jest rozwojowa, że na stałe zagości w obsadzie "Barw szczęścia". Na ekranie pojawiłem się niedawno, ale na planie pracuję od kilku miesięcy.

Mikołaj wprowadzi dużo ożywienia nie tylko do życia Marty, ale i do serialu. To bardzo barwna postać.

- Gdyby w serialu występowały wyłącznie te same postaci, co na początku, widzowie szybko by się od niego odwrócili. Wprowadzanie nowych bohaterów jest bardzo ważne. Czuję się elementem ożywiającym "Barwy szczęścia" - wprowadzam pozytywny ferment. Może być różnie, bo ten facet ma talent do pakowania się w tarapaty. Niedługo rozbije się awionetką i ledwo ujdzie z życiem.

Większość scen masz z Katarzyną Zielińską. Jak wam się układa współpraca?

- Znamy się paręnaście lat. To dla mnie bardzo miłe spotkanie, bo dobrze nam się razem pracuje. Mamy podobne podejście do grania i - co bywa denerwujące dla ekipy - cały czas się gotujemy, czyli wybuchamy niekontrolowanym śmiechem podczas ujęcia. Mimo, że takie sytuacje nieraz utrudniają pracę, w sumie cieszę się, że do nich dochodzi. Wolę, kiedy można się uśmiechnąć, pożartować, niż spędzać całe dnie w grobowej atmosferze. Potrzebne jest trochę luzu.

Teraz pracujesz na planie "Barw szczęścia", ale kiedyś byłeś związany z innym wieloodcinkowym serialem - "M jak miłość". Masz do niego sentyment?

- "M jak miłość" dało mi pewną rozpoznawalność, poczułem reakcję publiczności. Ludzie pamiętają Szymona Gajewskiego, którego grałem, zagadują mnie na ulicy, mimo że minęły chyba cztery lata odkąd odszedłem z serialu. Mało tego - regularnie otrzymuję listy od fanów "M jak miłość", które przychodzą na adres Teatru Narodowego. To są prośby o autograf, pozdrowienia, miłe życzenia. Praca na planie tego serialu była ciekawym doświadczeniem.

Marzy ci się jakaś rola?

- Marzy mi się dobra psychologiczna bergmanowska historia filmowa. Mógłbym też zagrać w kinie akcji. Spełnić chłopięce marzenia, biegając z karabinem czy pistoletem, goniąc złodziei albo uciekając przed policją. Chyba każdy aktor chciałby pobawić się w Bogusia Lindę z "Psów".

- Przez wiele lat, z pełną świadomością, stawiałem na teatr. To było dla mnie miejsce numer jeden, gdzie spełniałem się zawodowo, artystycznie. Tam mogłem trenować umiejętność, wyżywać się. Natomiast teraz, w wieku trzydziestu ośmiu lat, czuję że brakuje mi kina i telewizji. Chyba nie potrafiłbym zrezygnować z teatru, bo jest dla mnie jak narkotyk, ale chcę zmienić proporcje i częściej pracować na planie.

Propozycji będziesz otrzymywał coraz więcej, bo wchodzisz w dobry wiek dla aktora.

- To prawda, czuję, że im jestem starszy, tym otrzymuję więcej ciekawych propozycji zawodowych. Mam dwójkę dzieci, przeszedłem sporo w życiu, coś zrozumiałem, widziałem. Zdobyłem doświadczenie jako aktor, zagrałem kilka postaci, dostałem parę nagród. Mam inny ogląd tego, czym jest moja praca, po co się ją uprawia. Dojrzałem. Parę lat temu byłem w zupełnie innym miejscu. Ta przemiana przekłada się na pracę, mam więcej możliwości. Nie chcę mówić o szczegółach, bo nie lubię zapeszać, ale jeśli wszystko się ułoży, w przyszłym roku będę pracował na planie bardzo dużej produkcji filmowej. Mocne kino ze mną w głównej roli.


Rozmawiał: Kuba Zajkowski

swiatseriali.pl
Dowiedz się więcej na temat: Barwy szczęścia | seriale | Grzegorz Małecki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy