"Barwy szczęścia": Zakotwiczyłem w Polsce
Kilka miesięcy temu Amin Bensalem dołączył do obsady serialu „Barwy szczęścia”. Gra Fayada, syryjskiego uchodźcę, którego rodzinę pod swój dach przyjęła Basia.
Polubiłeś swojego serialowego bohatera w "Barwach szczęścia"?
- To ciekawa i wdzięczna rola do zagrania. To, co spotkało Fayada, jest nie tylko interesujące, ale tragiczne i urocze zarazem. Początkowo miałem problem z przyswojeniem akcentu dla mojej postaci, która coraz lepiej posługuje się językiem polskim. Nie nagrywamy scen po kolei i niejednokrotnie ciężko było mi się połapać, w jakim momencie przyswajania języka jest mój bohater. Zrozumiałem też, jak może czuć się Syryjczyk w obcym kraju. Grając uchodźcę, doznałem mnóstwo empatii dla osób w podobnym położeniu.
Czy twoje pochodzenie, a co za tym idzie także wygląd, nie ograniczają w jakiś sposób doboru ról?
- Dostaję wiele różnych propozycji, dlatego mam nadzieję, że nie dam się łatwo zaszufladkować, zredukować wyłącznie do jednego typu ról. Cały czas cierpliwie czekam na wymarzoną rolę Otella, bo lubię aktorskie wyzwania oraz postaci czarnych charakterów, lecz, niestety, nie mam ich za wiele. Wierzę, że to się zmieni, choć w moim przypadku "czarny charakter" ma nieco inny, czasami dwuznaczny sens.
Wychowywałeś się w Drawsku Pomorskim. Twoje algierskie korzenie sprawiały, że rówieśnicy traktowali cię inaczej?
- Zdarzały się różne sytuacje. Nie raz przeżywałem przykre chwile, ale gdyby nie one, pewnie dziś byłbym słabszą psychicznie osobą. Na szczęście pochodzę z małego miasta i już wszyscy się przyzwyczaili, że jest tam tylko jeden Amin.
Jesteś nie tylko aktorem, ale raperem oraz prezenterem. W której z tych dziedzin najlepiej się spełniasz?
- Każda ma w sobie coś niepowtarzalnego. Rap pozwala mi na autokreację. A jako prezenter telewizji 4FUN.TV miałem okazję poznać wielu ciekawych ludzi, przeprowadzać wywiady z czołowymi muzykami na świecie. Wspólnie z Patrycją Kazadi i ekipą zjeździliśmy ostatnio najlepsze festiwale w Polsce.
Dobrze wspominasz mijający rok?
- Otworzyłem drugi hostel w Warszawie, a niebawem otwieram lokal i muzyczne studio nagrań. Poza tym spektakl "Czekając na Otella", w którym gram w Teatrze Capitol we Wrocławiu, zdobył parę prestiżowych nagród. To był kozacki rok!
A wolne chwile?
- Z przyjemnością spędzam czas z żoną. Jest Łotyszką, poznaliśmy się w Rydze, później mieszkaliśmy na Majorce, aż w końcu zakotwiczyliśmy w Polsce. Jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi i cieszymy się z każdego wspólnie spędzonego dnia.
Rozmawiał ARTUR KRASICKI
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***