Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20171
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Wiele zawdzięczam rodzicom

​Aktorkę "Barw szczęścia" cieszy rozpoznawalność na Śląsku. Honorata Witańska zdradziła nam, jak zaspokaja głód wrażeń oraz kto zaszczepiał w niej pasję do sportu i sztuki.

Od samego początku jest pani w "Barwach szczęścia"?

- Tak, grana przeze mnie postać, Magda Zwoleńska, pojawiła się w serialu już w pierwszym sezonie, była to moja pierwsza rola po studiach. Dostałam ją na jednym z pierwszych castingów, na które poszłam w Warszawie. Trudno więc, żebym nie miała do niej sentymentu. Jak zresztą do całej tej produkcji, której wiele zawdzięczam. Nauczyłam się tu zawodu i poznałam wspaniałych ludzi!

Ma pani wspólne cechy ze swą bohaterką?

- Kilka - podobnie jak ona jestem osobą szczerą, sprawiedliwą i... honorową, w końcu moje imię zobowiązuje (śmiech)! Ale różni nas sposób na życie. Czasem mam poczucie, że Magda nie uczy się na błędach i prześladuje ją jakiś pech. Fajnie by było, gdyby scenarzyści trochę się nad nią "ulitowali", pozwolili wreszcie poukładać życie, dali jej więcej powodów do uśmiechu, radości - i wtedy dopiero byłaby podobna do mnie (śmiech).

Reklama


Rozpoznają panią ludzie na ulicy?


- Często, zwłaszcza na Śląsku, skąd pochodzę i gdzie mam wierną widownię, na czele z moim dziadkiem, który ogląda serial od początku i bardzo mi kibicuje. Ludzie mnie czasem pytają, czy nie mam rozdwojenia jaźni i poczucia, że grając w serialu, prowadzę równoległe życie. Tymczasem w praktyce wygląda to tak, że na planie "Barw szczęścia" spędzam zaledwie kilka dni w miesiącu. W pozostałe pracuję w teatrze i gram też w innych produkcjach. Mam prywatne życie, a w nim swoje pasje.

Na przykład boks?

- Boks był epizodem, a właściwie eksperymentem. To był czas, kiedy szalałam na motocyklach, ciągnęło mnie też w stronę kaskaderki, ale przystopowałam. Wciąż mam skłonność do ekstremalnych przeżyć - ostatnio wykonałam skok na linie i to zaspokoiło moją potrzebę adrenaliny. Nie zaprzestałam też testowania samochodów, uwielbiam prędkość - mam to chyba po mamie, która nigdy nie chce nikomu oddać kierownicy (śmiech)! Rodzice też zaszczepili we mnie pasję do muzyki, jazdy na nartach, na snowboardzie. Wszystko, co fantastyczne w moim życiu, zawdzięczam właśnie im.

Pomysł na aktorstwo też pani wyniosła z rodzinnego domu?

- Nie mam żadnych tradycji aktorskich. Pochodzę z rodziny architektów, również miałam w planach ten kierunek, ale... dostałam się na PWST w Krakowie. Myślę, że ktoś to u góry dobrze zaplanował, bo uprawiam zawód, który sprawia mi radość. Żadna inna profesja by mi tego nie dała!

Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy