"Barwy szczęścia": Wiele zawdzięczam rodzicom
Aktorkę "Barw szczęścia" cieszy rozpoznawalność na Śląsku. Honorata Witańska zdradziła nam, jak zaspokaja głód wrażeń oraz kto zaszczepiał w niej pasję do sportu i sztuki.
Od samego początku jest pani w "Barwach szczęścia"?
- Tak, grana przeze mnie postać, Magda Zwoleńska, pojawiła się w serialu już w pierwszym sezonie, była to moja pierwsza rola po studiach. Dostałam ją na jednym z pierwszych castingów, na które poszłam w Warszawie. Trudno więc, żebym nie miała do niej sentymentu. Jak zresztą do całej tej produkcji, której wiele zawdzięczam. Nauczyłam się tu zawodu i poznałam wspaniałych ludzi!
Ma pani wspólne cechy ze swą bohaterką?
- Kilka - podobnie jak ona jestem osobą szczerą, sprawiedliwą i... honorową, w końcu moje imię zobowiązuje (śmiech)! Ale różni nas sposób na życie. Czasem mam poczucie, że Magda nie uczy się na błędach i prześladuje ją jakiś pech. Fajnie by było, gdyby scenarzyści trochę się nad nią "ulitowali", pozwolili wreszcie poukładać życie, dali jej więcej powodów do uśmiechu, radości - i wtedy dopiero byłaby podobna do mnie (śmiech).
Rozpoznają panią ludzie na ulicy?
- Często, zwłaszcza na Śląsku, skąd pochodzę i gdzie mam wierną widownię, na czele z moim dziadkiem, który ogląda serial od początku i bardzo mi kibicuje. Ludzie mnie czasem pytają, czy nie mam rozdwojenia jaźni i poczucia, że grając w serialu, prowadzę równoległe życie. Tymczasem w praktyce wygląda to tak, że na planie "Barw szczęścia" spędzam zaledwie kilka dni w miesiącu. W pozostałe pracuję w teatrze i gram też w innych produkcjach. Mam prywatne życie, a w nim swoje pasje.
Na przykład boks?
- Boks był epizodem, a właściwie eksperymentem. To był czas, kiedy szalałam na motocyklach, ciągnęło mnie też w stronę kaskaderki, ale przystopowałam. Wciąż mam skłonność do ekstremalnych przeżyć - ostatnio wykonałam skok na linie i to zaspokoiło moją potrzebę adrenaliny. Nie zaprzestałam też testowania samochodów, uwielbiam prędkość - mam to chyba po mamie, która nigdy nie chce nikomu oddać kierownicy (śmiech)! Rodzice też zaszczepili we mnie pasję do muzyki, jazdy na nartach, na snowboardzie. Wszystko, co fantastyczne w moim życiu, zawdzięczam właśnie im.
Pomysł na aktorstwo też pani wyniosła z rodzinnego domu?
- Nie mam żadnych tradycji aktorskich. Pochodzę z rodziny architektów, również miałam w planach ten kierunek, ale... dostałam się na PWST w Krakowie. Myślę, że ktoś to u góry dobrze zaplanował, bo uprawiam zawód, który sprawia mi radość. Żadna inna profesja by mi tego nie dała!
Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA