"Barwy szczęścia": Podziwiam odwagę Kasi
W serialu Kasia Glinka zmaga się z trudami samotnego macierzyństwa, a w życiu prywatnym cieszy się, że może spędzać aktywnie czas z całą rodziną. Przyznaje, że będąc na planie, tęskni za swoim synkiem. A pracy ma naprawdę dużo!
Za nami 1000. odcinek serialu. To skłania do wspomnień. Pamięta pani swój pierwszy dzień zdjęciowy?
- Oczywiście! Zdjęcia powstawały w słoneczny, lipcowy dzień, w Zalesiu Górnym. Kręciliśmy wątek komunii w rodzinie Pyrków. Na planie było dużo osób: moi serialowi rodzice, czyli Agnieszka Pilaszewska i Krzysztof Kiersznowski, Iza Kuna, Olaf Lubaszenko. Pamiętam, że atmosfera była bardzo przyjazna.
Jak wygląda na co dzień praca na planie "Barw szczęścia"?
- Zazwyczaj zaczynamy dość wcześnie, w okolicach godziny szóstej i na planie spędzamy cały dzień. Na początek jest make-up, czytanie kwestii, a później przygotowujemy się do konkretnej sceny i ją kręcimy.
Pani bohaterka, serialowa Kasia Górka, nie miała dotąd szczęścia w miłości. Czy znajdzie wreszcie spełnienie u boku mężczyzny?
- To już pytanie nie do mnie, a do scenarzystów serialu. Bardzo jej kibicuję i liczę na to, że jej życie uczuciowe się wreszcie ustabilizuje.
To dość silna kobieta. Prowadzi własny biznes i świadomie zdecydowała się na samodzielne macierzyństwo.
- Fakt, że się na to zdecydowała, w moim przekonaniu świadczy o jej wielkiej sile, determinacji i odwadze. Dla mnie, aktorki, która wciela się w rolę Kasi Górki, bardzo ważne jest to, że moja postać przełamuje pewnego rodzaju tabu.
Taka jest również rola telewizji, żeby poprzez lekką formułę, jaką jest serial, edukować. Zgodzi się pani z tym?
- Seriale codzienne, telenowelowe rzeczywiście realizują pewną misję. I uważam, że dobrze się dzieje, że podejmuje się w nich nawet kontrowersyjne kwestie.
O ile serialowa bohaterka zmaga się z trudami samodzielnego macierzyństwa, o tyle pani może wychowywać swoje dziecko w rodzinie pełnej miłości i radości. Dzieli się pani opieką nad Filipem z mężem?
-Po urodzeniu Filipa dość wcześnie wróciłam do pracy, dlatego musieliśmy podzielić się obowiązkami wychowawczymi. Cieszę się, bo patrząc na mamy, które całkowicie oddały się dziecku, mam często wrażenie, że są zmęczone. Za to ja mam ciągły niedosyt spędzania czasu z synkiem (uśmiech).
Co lubicie robić wspólnie?
- Nasze dziecko jest na tyle duże, że możemy odpoczywać aktywnie, w podróży, w ruchu. Oboje z mężem preferujemy taką formę spędzania czasu i wprowadzamy w to również Filipa. Sprawia nam olbrzymią frajdę, że możemy w taki sposób pokazywać mu świat. Od małego jest przyzwyczajony do podróży.
Trwają ostatnie próby do spektaklu teatralnego, w którym gra pani jedną z głównych ról. Czy mogłaby pani zdradzić jakieś szczegóły?
- W warszawskim Teatrze Kwadrat przygotowujemy sztukę "Ciotka Karola", w której gram młodą kobietę, pragnącą dobrze wydać się za mąż. Gram tę postać na zmianę z Anią Cieślak. Zachęcam wszystkich do przyjścia na premierę 30 listopada i kolejne spektakle. Fantastyczna farsa, pełna zabawnych, niespodziewanych sytuacji. TT Już niedługo pojawi się pani także na dużym ekranie w filmie "Wkręceni"... - Tak. Na planie tej komedii po raz kolejny miałam przyjemność pracować z Piotrem Adamczykiem. Wcześniej zagraliśmy razem w "Och, Karol 2". Co zabawne, spotkaliśmy się w podobnych okolicznościach - pierwszego dnia zdjęciowego. I w obu filmach porzucałam głównego bohatera (śmiech).
Wycofała się pani z życia publicznego, towarzyskiego. niezwykle rzadko można panią spotkać na "ściankach", czerwonych dywanach i imprezach. To świadomy wybór?
- Zdecydowanie. Mam bardzo dużo pracy zawodowej, a czas muszę dzielić pomiędzy graniem w serialu i w teatrze, a wychowywaniem dziecka. Wieczory są zarezerwowane wyłącznie dla bliskich. Moje priorytety są w tej chwili zdecydowanie inne niż wówczas, gdy nie miałam jeszcze rodziny.
A zdarzało się, że zabierała pani synka na plan serialu?
- Nie i jestem temu przeciwna. W pracy muszę koncentrować się na swoich zadaniach zawodowych. Za to w domu skupiam się tylko na rodzinie.
Rozmawiała Ola Siudowska