"Barwy szczęścia": Pisarz-skandalista chce zagrać macho! [wywiad z Michałem Witkowskim]
Waldemar Kniewski z „Barw szczęścia” to pierwsza serialowa rola Michała Witkowskiego – jednego z najpopularniejszych polskich pisarzy współczesnych. Tylko nam autor legendarnego, przetłumaczonego na kilkadziesiąt języków „Lubiewa” mówi, jak trafił na plan serialu i czy jest podobny do swego bohatera.
Michał Witkowski - pisarz czterokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike, były bloger modowy, felietonista i... celebryta - po raz pierwszy pojawił się w "Barwach szczęścia" jako Kniewski w lutym 2018 roku.
Tej jesieni na małym ekranie oglądać go będziemy znacznie częściej niż dotychczas.
Przeczytaj naszą rozmowę z autorem kultowych powieści "Lubiewo", "Drwal" i "Wymazane", który marzy, by zagrać... u Vegi.
Jak trafiłeś na plan "Barw szczęścia"?
- Zaproponowano mi rolę, zgodziłem się. Na szczęście w serialu można dziś zagrać nawet nie będąc po szkole aktorskiej. Przykłady? Maryla Rodowicz, Radek Majdan, Rafał Maślak czy Krzysztof Antkowiak... Trzeba być znanym.
Czy rola pisarza Kniewskiego była pisana "pod" Ciebie?
- Możliwe, nie wiem. Ja w każdym razie nie utożsamiam się z postacią Kniewskiego i traktuję go na poważnie tylko wtedy, kiedy go gram.
Gdybyś w realnym świecie spotkał kogoś takiego jak Kniewski, mógłbyś się z nim zaprzyjaźnić?
- Nie przypominam sobie, a znam historię kultury, żeby jakiemuś pisarzowi udało się zaprzyjaźnić z innym pisarzem, a co dopiero z takim Kniewskim. Natomiast w momencie, gdy go gram, muszę znaleźć kogoś takiego "w sobie", wyobrazić sobie, że nim jestem. Grać kogoś, kto jest jak ja? Łatwizna! Zagraj kogoś, kogo nie chciałbyś znać!
Twój udział w "Barwach szczęścia" to początek dłuższej przygody z aktorstwem czy jednorazowy skok w bok od pisania?
- Jednorazowy to on miał być na początku. Miałem zagrać tylko w jednej scenie. Zapewne gdybym kompletnie nie umiał grać, to by mi nie zaproponowano stałej roli. Najfajniej byłoby być kimś takim jak Jan Himilsbach - jednocześnie pisać książki i grywać w serialach oraz filmach kinowych.
Na planie pracujesz z bardzo młodymi ludźmi...
- Ja wciąż zapominam, że jestem stary... (śmiech) Marek Molak, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, zapytał: "Skąd ja cię znam?". Odpowiedziałem, że może chodziliśmy razem do podstawówki. Dopiero potem dotarło do mnie, że on i ja to zupełnie inne roczniki.
Dogadujesz się z aktorską młodzieżą?
- Na planie panuje ogromna dyscyplina, nikt nie może sobie pozwolić na niedogadywanie się, nikt nie chce nagrywać sceny przez pięć godzin, więc każdy wykazuje maksymalnie dobrą wolę.
"Skąd ja cię znam?". Często słyszysz to pytanie?
- Ludzie mnie rozpoznają, ale z różnych "rejonów". Jedni z mody, inni z "Ugotowanych", z "Barw szczęścia", z pisania, a niektórzy po prostu wiedzą, że dzwoni, ale nie wiedzą w którym kościele. Ja też tak mam wobec niektórych znanych osób.
Udział w "Barwach szczęścia" przekłada się na sprzedaż Twoich książek? Popularność "serialowa" powiększyła grono Twoich czytelników?
- Trudno powiedzieć, ponieważ odkąd gram Kniewskiego, nie było jeszcze premiery żadnej mojej książki. Wiem, że wydawnictwo planuje tzw. lokowanie produktu w serialu, gdy ukaże się moja nowa powieść. Może zobaczymy na przykład Kniewskiego czytającego i wychwalającego nową powieść Witkowskiego...
Oglądasz polskie seriale?
- Nie mam na to czasu. Nie oglądam seriali, ale mógłbym je pisać. W "Barwach" czasem podrzucam jakiś pomysł, raz scenarzyści go uwzględniają, raz nie. Czasami poprawiam sobie dialogi. Tu, na szczęście, mam wolną rękę. Oglądam "Barwy szczęścia", żeby znać kontekst dla mojej postaci. Ona przecież nie istnieje w próżni. Muszę wiedzieć, co dzieje się w serialu.
Gdybyś mógł napisać dla siebie wymarzoną rolę, jaka by to była postać?
- Dramatyczna! Była taka postać w "Barwach" - Krzepiński, morderca Marty Walawskiej. Świetna! W fabule chciałbym zagrać kogoś, kto jest całkowitym przeciwieństwem mnie - jakiegoś narodowca, macho w scenach łóżkowych z kobietami... To są wyzwania.
Kto dla Ciebie - jaka aktora - jest autorytetem?
- Jest wielu wspaniałych aktorów. Dla mnie ważniejszy jest jednak reżyser. W "Barwach" jest ich kilku i się zmieniają. Zawsze, gdy zjawiam się na planie, pytam, kto stoi za kamerą. Jak akurat tego dnia reżyseruje ktoś, z kim odbieramy na tych samych falach (Kasia Lesisz, Kuba Skoczeń), to się cieszę. Wtedy też mogę się trochę wtrącać do reżyserii (śmiech).
Podobno marzysz, by zagrać w filmie Patryka Vegi?
- On o tym dobrze wie... Marzę, żeby zagrać w fabule, a Vega ma dobrą oglądalność.
Jak potoczą się losy Kniewskiego?
- Nie wiem, czy mogę to zdradzić... Zapraszam do oglądania serialu.