"Barwy szczęścia": Nowa bohaterka - Amelia
Pojawiła się w "Barwach szczęścia" i zostanie na dłużej. Stanisława Celińska zdradziła nam, dlaczego nudzą ją paniusie, jak spotkała po latach filmowego brata oraz czego życzy nam w nowym roku.
Dołączyła Pani do obsady "Barw szczęścia" jako Amelia. Kim jest ta kobieta?
- Biedną, samotną istotą, pozbawioną dachu nad głową i wsparcia. Dzieci powyjeżdżały za granicę i nie interesują się jej losem, z powodu braku pieniędzy wykwaterowano ją z mieszkania, więc błąka się po ogródkach działkowych w poszukiwaniu noclegu. W takich okolicznościach poznaje Tomasza, który dość szybko dostrzega w niej dobrą, uczciwą duszę i proponuje gościnę pod własnym dachem.
Rzadko się zdarza, by ktoś, tak bezinteresownie, przygarnął bezdomnego...
- Trzeba naprawdę wielkiego serca i wyobraźni, by zrozumieć takie nieszczęście i zdobyć się na prosty odruch pomocy bliźniemu. Nie wiemy tak do końca, co powodowało Tomaszem, może czuł, że ma do spłacenia jakiś dług wobec losu, a może zwyczajnie zachował się po ludzku, wiedząc, że w ten sposób ratuje drugiego człowieka od zguby.
Czy Amelia i Tomasz staną się parą?
- Nie tak od razu! Ona, początkowo nieufna, podchodzi do tej znajomości z rezerwą, wstydzi się swego położenia, określa się mianem odczłowieczonego szczura. Tomasz nakłoni ją, by powalczyła o siebie, pomoże jej uzyskać prawo do emerytury, mieszkania, słowem - o powrót do cywilizacji. I tak, pomału, stworzy się między nimi więź oparta na współczuciu, zaufaniu, przyjaźni. Czy z czasem przerodzi się w miłość? Zobaczymy.
Pani bohaterka na dłużej zostanie w serialu?
- Powiedziano mi, że wchodzi na stałe. Jakieś księżniczki, damy i paniusie są dla mnie nudne, a ja lubię grać charakterystyczne postaci - a taką jest właśnie Amelia, którą polubiłam i dobrze się czuję w jej skórze. Tą historią opowiadamy ludziom o rzeczach ważnych, przekazujemy wartości, które są wartościami, a nie udają je lub zastępują, jak to się często ostatnio zdarza. Docieramy do widzów masowo, daje to serialowi przewagę nad teatrem, w którym gram na co dzień.
Na planie "Barw szczęścia" doszło do sentymentalnego spotkania?
- Z Kaziem Mazurem, czyli moim serialowym partnerem, Tomaszem, graliśmy przed laty rodzeństwo - Agnisię i Tomaszka Niechciców, w "Nocach i dniach". To film, a potem serial, uwielbiany przez widzów, który przeszedł już do historii polskiego kina. Nasze ponowne spotkanie z Kaziem ma wymiar niejako symboliczny - wówczas piękni i młodzi, stajemy znów razem przed kamerą dziś, w jesieni życia, by mówić o problemach bezdomnej starości.
To wątek nigdy bodaj dotąd nie poruszany w serialach...
- Bo i niemodny, nieestetyczny, niewygodny. Dziś starzy stali się niepotrzebni, nikt się o nich nie troszczy. Dawniej nie widywało się ludzi w podeszłym wieku grzebiących w śmietnikach, teraz ich przybywa. Kiedyś ludzie umierali w otoczeniu najbliższych, dziś odchodzą w szpitalach, często samotnie, nieśmiało, po cichu, niosąc ulgę krewnym, sąsiadom, urzędom, które pozbyły się kłopotu...
Mocne słowa!
- Chciałabym, żeby ludzie żyli w zgodzie, zdrowiu i dostatku, umiejąc dostrzec człowieka obok. Czego Państwu i sobie w tym roku życzę!
Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA-MACHAJ