"Barwy szczęścia": Mariusz Ostrowski był "teatralnym banitą"
Choć w serialu nie może się dogadać z synem ukochanej, Mariusz Ostrowski przyznaje, że prywatnie szybko łapie kontakt z młodszymi aktorami. Zapytaliśmy, czy uda mu się przekonać do siebie Witka?
Mówią o panu "aktor o wielu twarzach" - jaką z nich obdarował pan Jacka Brożka z "Barw szczęścia"?
- Pogodną i sympatyczną. Jacek sprawia dobre wrażenie, imponuje pomysłowością. I budzi zaufanie, przynajmniej na razie.
To znaczy, że z czasem nas czymś zaskoczy?
- Myślę, że nie raz. Okaże się, że nie taki on znów układny i grzeczniutki, jak by się wydawało. Jest zdolnym informatykiem, który trafił do firmy Niny i bardzo zależy mu na pracy oraz... szefowej. Ich związek jest niepewny, nie wiadomo, jakie Nina podejmie decyzje, bo najważniejsze jest dla niej dobro syna, 10-letniego Witka, który nie akceptuje Jacka. Kto wie, może mały "ma nosa"?
Jak się gra panu z dzieckiem na planie?
- Bez zarzutu, znaleźliśmy z Witkiem wspólny język. Podobnie zresztą jak z Alkiem Maliszewskim, który gra syna mojego bohatera, Krisa, w "Blondynce". Albo mam szczęście trafiać na fajne dzieci, albo wyrosło nam zdolne pokolenie (śmiech)?
Pan również był zdolny, acz niepokorny do tego stopnia, że usunięto pana z Akademii Teatralnej...
- ...choć stopnie miałem dobre. Zostałem relegowany za absencję - chodziłem tylko na te zajęcia, które mnie interesowały. Ale nie ma tego złego... dostałem się do łódzkiej Filmówki, którą udało mi się skończyć, a przy okazji tych wędrówek poznałem wielu wybitnych artystów, moich wykładowców, m.in. Janusza Gajosa, Zbigniewa Zapasiewicza, Joannę Szczepkowską, Teresę Budzisz-Krzyżanowską. I nawiązałem kontakty - do dziś jestem na etacie w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza, co bardzo sobie cenię.
Był pan ulubionym aktorem Adama Hanuszkiewicza?
- Spotkałem go jako banita - dziękuję więc Akademii, że mnie wyrzuciła. Gdybym skończył te studia planowo, nie zdążyłbym już na czas jego aktywności zawodowej. Emanował energią wielkiego artysty, był magnetyczny, przyciągający. Lubiłem słuchać jego anegdot o teatrze, miał ogromną wiedzę i doświadczenie. Nauczył mnie przede wszystkim pokory - najważniejszej bodaj cechy u aktora.
Co robi pan w wolnych chwilach?
- Staram się spędzać aktywnie czas, więc biegam, najczęściej z wiernym druhem o imieniu Johny. To mój pies, znajda, 7 kilo żywego nieszczęścia, które pokochałem 11 lat temu, a on mi tę miłość odwzajemnia. Co ciekawe, okazał się także pojętnym... aktorem, zagrał wraz ze mną w filmie pt. "Jestem twój" i spisał się znakomicie.