"Barwy szczęścia": Magdalena Smalara - dziewczyna z sąsiedztwa
Gdy była nastolatką, podczas wyprawy autostopem spotkała producenta filmowego Tadeusza Lampkę. Miała przeczucie, że - już jako aktorka - spotka się z nim w przyszłości. Dziś gra Renatę w jego serialu "Barwy Szczęścia". Piotr i Iga wynajęli jej bohaterkę, by urodziła im dziecko. Miała zrobić swoje, dostać pieniądze i zniknąć, ale tak się nie stanie...
- Mam anegdotę, która może być dobrym wprowadzeniem do naszej rozmowy.
Zamieniam się w słuch.
- W 1994 roku jechałam autostopem na grób Rysia Riedla, legendarnego wokalisty zespołu Dżem. To nie była moja inicjatywa, zabrał mnie kolega jako osobę towarzyszącą. W trzy dni przejechaliśmy ponad tysiąc kilometrów. Pierwszy etap naszej podróży zaczynał się w Trójmieście, a kończył w Tychach. Zatrzymaliśmy porządny samochód. Od słowa do słowa rozmowa z kierowcą zeszła na temat kinematografii. Byłam w liceum w klasie artystycznej, chodziłam na wagary na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i wiedziałam, czym chcę się zajmować w przyszłości. Okazało się, że mężczyzna, który nas zabrał, zna się na sztuce i wie, co się dzieje w trójmiejskich teatrach. Rozmawialiśmy o polskim kinie; zapytał, czy podobał mi się film "Kolejność uczuć". Powiedziałam, że niespecjalnie. Odparł, że szkoda, bo jest jego dystrybutorem i że zajmuje się produkcją filmową. Myślałam, że nas wyrzuci z samochodu, ale nic takiego się nie zdarzyło. Na koniec poprosiłam, żeby powiedział, jak ma na nazwisko, bo miałam przeczucie, że się kiedyś spotkamy. To był Tadeusz Lampka.
Proroctwo się spełniło! Grasz w "Barwach Szczęścia", których jest producentem.
- Podziękowałam mu za tę podróż kilka lat temu podczas gali plebiscytu Telekamery, ale mnie nie pamiętał. Teraz gram w jego serialu, choć tamto spotkanie zapewne nie miało na to wpływu. Nie pomyślał - zaraz, zaraz, kiedyś podwiozłem dziewczynę, która dzisiaj jest aktorką! Wymyślcie dla niej jakąś ciekawą rolę! Nie jestem jeszcze na takim etapie kariery, żeby pisano role specjalnie dla mnie. Taki ze mnie plankton celebrycki.
Bez przesady, dajesz sobie świetnie radę.
- Od początku mam szczęście, ale zawsze można lepiej, więcej i, oczywiście, za większe pieniądze. Przecież jest jeszcze Hollywood! Pogodziłam się, że w tym kraju, jeśli sama czegoś nie wymyślę, nie zagram głównej roli w filmie. Pracuję w zawodzie pozbawionym jasnych kryteriów oceny. Często do ról wybierane są osoby nie ze względu na umiejętności czy talent, tylko za urodę, za udział w programach typu "Gwiazdy gotują jajko na miękko", za popularność. Czytałam na jakimś blogu, że wszystkie główne role w polskich filmach na przestrzeni kilku ostatnich lat zagrały bodajże trzydzieści dwie osoby. Śmiesznie mało. Cały czas ten sam zestaw ludzi.
Wymyślasz już dla siebie jakąś główną rolę w filmie?
- Skąd, czekam, aż jakiś producent wykorzysta potencjał dziewczyny z sąsiedztwa, który we mnie drzemie. Co chwila spotykam ludzi, którym wydaje się, że mnie gdzieś poznali. Z kimś przechodziłam rehabilitację w szpitalu na Szaserów, z kimś układałam towar w markecie w Zielonce. Na co dzień nie wyglądam jak kobieta z telewizji. Ludzie bardzo się płoszą, gdy mówię, że jestem aktorką i że może znają mnie z serialu czy filmu. Czerwienią się i uciekają. Nawet dzisiaj przemiła starsza pani zmartwiła się, że jej nie pamiętam, a przecież "pracowałyśmy razem w chemii" (śmiech).
Na razie grasz Renatę, która wprowadzi dużo zamieszania w "Barwach Szczęścia". Widzowie już poznali twoją bohaterkę, co wydarzy się dalej?
- Renata niedługo zdradzi Marcie Walawskiej swój największy sekret. Iga i Piotr zatrudnili ją, żeby - dzięki metodzie in vitro - urodziła im dziecko. Ten wątek cały czas się rozwija, scenarzyści powoli odsłaniają przed nami kolejne szczegóły. Renata miała urodzić, dostać pieniądze i zniknąć, ale tak się nie stanie. Sporo się wydarzy.
Dlaczego powie o tym akurat Marcie?
- W świetle tego, co nastąpi, trudno jednoznacznie powiedzieć, jaką osobą jest Renata. Na początku będzie sprawiała wrażenie zagubionej. Zwróci się do Marty po pomoc, bo uzna, że to osoba godna zaufania. Przepłacze kilka spotkań, zapewniając, że kocha małego Michasia, że nie potrafi go oddać, czego - zgodnie z umową - będzie od niej wymagał Piotr. Marta, widząc, co się dzieje, zacznie jej współczuć. Później karta się odwróci - okaże się, że Renata zostawiła swoje poprzednie dziecko w szpitalu, a jej narzeczony Arek jest karany.
Czyli widzów czeka wątek kryminalny?
- Za namową narzeczonego Renata zacznie szantażować Walawskich i żądać od nich dodatkowych pieniędzy. Piotr i Iga się nie ugną - wynajmą prywatnego detektywa... Ostatecznie odda synka, ale to nie koniec tej historii. Ciekawych zapraszam przed telewizory, będzie się działo!
Co, oprócz tego, że grasz w "Barwach Szczęścia", dzieje się w twoim życiu zawodowym?
Mało osób wie, że pracuję na co dzień w teatrze, że wyreżyserowałam spektakl "Wszędzie jest wyspa Tu" oparty na poezji Wisławy Szymborskiej, do której Urszula Borkowska napisała fantastyczną muzykę. Jestem z niego dumna i cieszę się, że spotkał się z uznaniem publiczności. W nowym sezonie czeka mnie przeprowadzka na inną scenę. Po jedenastu latach zmieniam Teatr Polski na Teatr Dramatyczny w Warszawie.
Dlaczego zdecydowałaś się na taką zmianę?
- Przez wiele lat pracowałam w Teatrze Polskim, gdzie wystawiane są klasyczne sztuki. Taka scena jest potrzebna, ale ja czuję przesyt. Potrzebuję czegoś nowego, prozy, współczesnej formy. W Teatrze Dramatycznym na początek zagram w spektaklu "Nosorożec" na podstawie dramatu Eugène'a Ionesco w reżyserii Artura Tyszkiewicza. Premiera w listopadzie. Czuję, że nie utonę, mimo że w tym zawodzie nie wszystko zależy ode mnie. Trzeba mieć dużo dystansu. Rok temu spotkałam się ze znajomymi ze szkoły teatralnej z okazji dziesięciolecia jej ukończenia. Postanowiliśmy obejrzeć nasze egzaminy z pierwszego i drugiego roku. Popłakałam się ze śmiechu.
Tak źle zagrane?
- Wtedy wydawało nam się, że wszystko jest dobrze, ale fakty są takie, że w zasadzie wszyscy wyglądamy teraz lepiej niż dziesięć lat temu, a już z pewnością jesteśmy lepiej ubrani. A granie? Nie wiem, czy nie mieliśmy gustu, czy profesorowie na początku nauki dawali nam się wyżyć. Tragedia, patos i rozpacz. A byłam na świetnym roku, między innymi z Moniką Dryl, Anetą Todorczuk-Perchuć, Pauliną Holtz, Magdą Kumorek, Agnieszką Grochowską, Kamillą Baar, Wojtkiem Solarzem, Leszkiem Lichotą. Po latach cudownie było to zobaczyć. W takich chwilach człowiek nabiera pokory, a to ułatwia życie w tym zawodzie.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski