"Barwy szczęścia": Katarzyna Sawczuk jako zbuntowana małolata
Przeniosła się do Warszawy, gdy miała piętnaście lat, bo dostała główną rolę w spektaklu. Zajęła II miejsce w IV edycji "The Voice of Poland", pracuje nad materiałem na solową płytę, ale nie rezygnuje z aktorstwa. W nowym sezonie "Barw szczęścia" zagrała Julitę, która ucieknie z domu, ponieważ mama nie akceptuje jej chłopaka. Napiętą sytuację załagodzi Stefan Górka.
Jaką postać będziesz grać w "Barwach szczęścia"?
- Osiemnastoletnią Julitę, która przysparza wielu zmartwień swojej mamie Urszuli (Bożena Stachura - przyp. aut.). Przechodzi okres buntu - rzuciła szkołę i uciekła z domu razem ze swoim ukochanym Radkiem. Moja bohaterka jest w niego zapatrzona, poszłaby za nim w ogień. Tymczasem jej mama go nie akceptuje, co sprawiło, że się od siebie oddaliły.
Dlaczego go nie akceptuje?
- W dużej mierze dlatego, że wychował się w domu dziecka. Nie ufa Radkowi, boi się o Julitę. Ma wątpliwości, czy to odpowiedni chłopak dla mojej bohaterki. Cały czas próbuje kwestionować jego decyzje i wybory, ciągle doszukuje się błędów. Julita w końcu nie wytrzyma i ucieknie, wybierze miłość. Widzowie "Barw szczęścia" będą mogli śledzić tę historię od tego momentu. Urszula zacznie jej szukać i trafi na spotkania grupy wsparcia dla osób, których bliscy zaginęli, gdzie pozna Stefana.
To dzięki jego pomocy Julita się odnajdzie, zgadza się?
- Stefan odegra ważną rolę w ich życiu, doprowadzi do spotkania Julity z mamą. Nadal będzie im ciężko ze sobą rozmawiać, ale sytuację uda się załagodzić. Urszula machnie ręką i w końcu zaufa córce, pozwoli jej dokonywać własnych wyborów, ale nie wiem, czy stworzą partnerską relację. Za dużo się wydarzyło, w pewnym momencie Julita nie chciała mieć nic wspólnego z mamą, trudno znaleźć rozwiązanie tego konfliktu.
A ty przechodziłaś okres buntu?
- Nigdy nie miałam powodów, rodzice zawsze akceptowali moje wybory, ufają mi, wierzą, że podejmuję dobre decyzje i mnie wspierają. Ale z moich obserwacji wynika, że różnie bywa, zdarza się, że moi rówieśnicy nie mogą dojść do porozumienia z mamą i tatą. W wieku nastoletnim w człowieku buzują hormony, czasem kłótnie w rodzinie mogą wywołać lawinę. Dzieci uciekają, by mieć wolna rękę i swobodę, której im brakuje. Rodzice chcą chronić swoje pociechy, przesadnie się o nie troszczą i przesadzają z kontrolą. Sprawdzają telefony, portale społecznościowe, śledzą. Muszą dokładnie wiedzieć, gdzie są i co robią ich dzieci. Takie zachowanie odbija się na relacjach w rodzinie.
Twoje relacje z rodzicami są dość nietypowe, ponieważ bardzo szybko wyprowadziłaś się z domu rodzinnego.
- Gdy miałam niecałe piętnaście lat, przeniosłam się do Warszawy ze względu na główną rolę w spektaklu "Aladyn jr.", którą dostałam w Teatrze Muzycznym Roma. Próby zajmowały bardzo dużo czasu, nie udawałoby mi się dojeżdżać z Białej Podlaskiej, więc musiałam się przeprowadzić. To było spełnienie moich marzeń. Stwierdziłam, że skoro wygrałam casting i przytrafiła mi się taka szansa, muszę z niej skorzystać. Uznałam, że to znak, żeby coś zmienić, rozwijać się. Musiałam podjąć poważną decyzję. Przyjechałam z mamą, która została ze mną rok, żeby na początku pomóc mi w nauce i domowych sprawach. Nauczyła mnie gotować, sprzątać, bo w domu rodzinnym nie musiałam myśleć o takich sprawach. Po roku mój brat przyjechał na studia i ze mną zamieszkał, a mama wróciła do Białej Podlaskiej do taty i siostry.
Radzisz sobie świetnie, ale za sukcesem stoi ciężka praca i konsekwencja. Ile wyrzeczeń kosztowało cię dojście do miejsca, w którym teraz jesteś?
- Musiałam godzić pracę i rozwój z nauką w liceum. Było ciężko, bo nauczyciele różnie podchodzili do moich nieobecności. Często uczyłam się na planie, podczas przerw między scenami. Odmawiałam sobie spotkań towarzyskich, zostawałam w domu i nadrabiałam zaległości, żeby potem zaliczyć masę sprawdzianów w jednym terminie. W tym roku zdałam maturę i szkołę średnią mam za sobą, więc dałam radę. Cieszę się z tego, co mam, że mogę się rozwijać. Wiąże swoją przyszłość z muzyką, ale nie zamierzam rezygnować z aktorstwa. Obecnie gram w "Barwach szczęścia" - to dla mnie kolejne doświadczenie i nauka. Obserwuję, co dzieje się na planie, jakie panują tam zwyczaje, przyglądam się aktorom, z którymi często rozmawiam o niuansach zawodu. Cieszę się, że dostaję role i mogę stawiać kolejne kroki. Nikt nie musi mnie do tego zachęcać, robię to, co zawsze chciałam robić.
Co jeszcze, oprócz pracy na planie "Barw szczęścia", dzieje się w twoim życiu zawodowym?
- Zaczęłam pisać teksty do swoich piosenek, przelewam na papier to, co czuję, moje obserwacje, przeżycia, emocje. Dopiero zaczynam się tego uczyć, staram się pisać jak najwięcej, zdobywam doświadczenie i wprawę. Oprócz tego od czasu do czasu koncertuję, niedawno wystąpiłam w moim rodzinnym mieście i w Warszawie z okazji obchodów 71. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, gdzie śpiewałam piosenki do muzyki Bartosza Chajdeckiego. W listopadzie do kin wejdzie film "Córki dancingu" w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej z moim małym udziałem.
Kiedy zamierzasz wydać płytę?
- Nie spieszę się, jestem młoda, wszystko przede mną. Idę powoli do przodu, chcę stworzyć płytę z pełną świadomością, żebym mogła być z niej dumna. Oczywiście chciałabym, żeby to nastąpiło wcześniej, niż później, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski