Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20124
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Jej mąż ma dziecko z inną kobietą

Aleksandra Woźniak właśnie dołączyła do „Barw szczęścia”. W przeciwieństwie do swojej bohaterki, Aleksandra jest szczęśliwą kobietą, która odnajduje się w roli pani domu.

Mieszka pani w Gdańsku. Czy teraz, dzięki serialowi "Barwy szczęścia", częściej odwiedza pani Warszawę?

- Rzeczywiście, odkąd dołączyłam do obsady "Barw szczęścia", częściej zaglądam do stolicy. Choć i wcześniej, jako ambasadorka i prezenterka stacji Romance TV, bywałam i bywam tu dość regularnie.

Pani serialowa bohaterka, Dominika Sadowska, wydaje się być interesującą postacią.

- Bardzo! Historia mojej bohaterki została wpleciona w losy Kasi Górki, którą gra Katarzyna Glinka, oraz Łukasza Sadowskiego (Michał Rolnicki). To on jest biologicznym ojcem dziecka Kasi - Ksawerego Juniora, który pilnie potrzebował przeszczepu szpiku. Dominika jako żona Łukasza, która musi uporać się z nową sytuacją...

Reklama

Przyznaję - skomplikowany układ! Jak pani bohaterka radzi sobie z faktem, że jej mąż ma dziecko z inną kobietą?

- Dominika jest wrażliwą i kruchą osobą. Do zagrania mam wiele ekstremalnych emocji - od smutku, poprzez rozpacz, na depresji kończąc. A takie sceny to miód na serce aktorki. Im postać jest bardziej skomplikowana i nieszczęśliwa, tym bardziej mogę rozwinąć skrzydła jako aktorka. A Dominika właśnie do takich bohaterek należy, dlatego jeżdżę na plan z prawdziwą przyjemnością.

A jak wygląda pani życie na Wybrzeżu?

- Do Gdańska przeprowadziłam się 2 lata temu, razem z moimi bliźniaczkami, Anią i Julią, ze względu na mojego ówczesnego narzeczonego, a obecnie męża. Toczy się tu moje życie rodzinne - pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy, odrabianie z dziećmi lekcji. Głównie wiodę tu życie normalnej mamy i żony. Można powiedzieć, że w Gdańsku mam dom, a w Warszawie pracę. Przede wszystkim jednak robię to, co jest moją największą pasją - jestem mamą.

Córki pomagają mamie w kuchni?

- Mają swoje obowiązki. Należy do nich wkładanie i wyjmowanie naczyń ze zmywarki. Jednak z racji tego, że nie fascynują się jedzeniem, rzadko zaglądają do kuchni. No, chyba że robię akurat ich ulubione naleśniki z czekoladą.

A zdarza się pani przygotowywać romantyczne kolacje tylko we dwoje?

- Oczywiście, kiedy jest odpowiednia okazja - jakaś rocznica czy jubileusz - trzeba to odpowiednio uczcić. Czasem wychodzimy do restauracji, innym razem, kiedy mąż wraca z pracy, czeka na niego superromantyczna kolacja - świece, pięknie nakryty stół, a na nim jakieś pyszne danie.

Niedawno miała pani szczególny powód do świętowana - 40 urodziny! Jak je pani uczciła?

- W tym celu specjalnie przyjechaliśmy z mężem i córkami do Warszawy. Zorganizowałam w dwóch restauracjach przyjęcia. Jedno dla rodziny, a drugie, wieczorem, dla przyjaciół. Były smakołyki, dwa torty, dwukrotnie odśpiewano mi sto lat, a świętowaniu na obu imprezach nie było końca. Myślę, że moje 40. urodziny zostały wyprawione z należytą pompą (śmiech).


Rozm. Ewa Jaśkiewicz

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra Woźniak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy