Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 20124
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Jacek Rozenek ma dystans

Pokazał, że potrafi z klasą i męskim wdziękiem uwodzić na parkiecie. Jacek Rozenek nie narzeka na brak zajęć, jednak znalazł czas, by opowiedzieć nam o plotkach, rzekomym konflikcie z Perfekcyjną Panią Domu i o… całowaniu!


Jacku, muszę przyznać, że "wylaszczyłeś się"...

- Dziękuję bardzo. Dzięki udziałowi w "Tańcu z gwiazdami" udało mi się zrzucić parę kilogramów, więc może rzeczywiście wyglądam trochę inaczej. Taniec wyzwala w człowieku energię i radość, a wtedy jesteśmy najbardziej atrakcyjni.

Teraz komplementy z ust kobiet słyszysz pewnie na każdym kroku?

- Oj, bez przesady (śmiech)! Zdarzają się miłe słowa z ust pań pod moim adresem. Gdybym miał dwadzieścia lat, to mogłyby mi poprzewracać w głowie. Teraz nie szukam komplementów, ale relacji z ludźmi i wzajemnego szacunku. Od blisko dwudziestu lat zawodowo, przyglądam się show-biznesowi, więc wiem, że tak, jak mocno publiczność dziś cię kocha, jutro może cię nienawidzić... Warto mieć dystans. Choć oczywiście cenię wyrazy uznania płci pięknej i z grzeczności zawsze dziękuję.

Reklama

Po "Tańcu..." Twoja popularność poszybowała w górę?

- Biorąc udział w programie zobaczyłem, jak wielką maszyną do budowania popularności jest takie show. Znów wrócę do tego, że zbyt długo jestem na rynku medialnym, by myśleć, że dopiero teraz nadszedł mój czas. Jeszcze nikomu udział w tym programie nie zaszkodził. Chciałem to głównie wykorzystać w pracy trenera, bo jednym z moich zajęć jest prowadzenie szkoleń medialnych i motywacyjnych.

Czujesz, że media wykreowały Twój wizerunek, jako byłego męża Perfekcyjnej Pani Domu?

- Przeczytałem wiele kłamliwych informacji na swój temat. Najbardziej szkodliwe są te, które uderzają w godność moją i moich najbliższych... Do pewnego momentu można na to przymykać oko, ale w chwili, kiedy przez plotkę traci się partnerów biznesowych i dobre kontakty, to już sprawa jest poważna. Takie pomówienia mogą zniszczyć życie zarówno zawodowe, jak i prywatne.

Tobie i Małgorzacie urządzono wyścig, kto pierwszy poukłada sobie życie.

- Nie wiem, z czego to wynika, bo my się z Gosią naprawdę dobrze dogadujemy! Jesteśmy rozsądnymi, dojrzałymi ludźmi, którzy zdecydowali się budować dalsze życie oddzielnie. Radka (Majdana - przyp.red.) też znam od lat i bardzo się lubimy. Niestety, żyjemy w kraju, w którym redaktorzy mogą sobie dowolnie interpretować rzeczywistość, portale plotkarskie chętnie to podchwytują, a później czytają to widzowie... To smutne.

Mówisz o Twoim pożegnaniu z "Tańcem z gwiazdami" ?

- To, że powiedziałem, że w życiu się tyle nie całowałem, ile w tym programie, to nie był przytyk do Małgosi, ale nawiązanie do tego, co powiedziała pani Beata Tyszkiewicz tydzień wcześniej. Wierzę, że spore grono widzów odebrało to właściwie.

Zwolnisz tempo?

- Nie ma mowy (śmiech)! Mam bardzo dużo zajęć, trochę zaległości i nowych projektów szkoleniowych. Cały czas jestem na planie seriali "Barwy szczęścia" i "Na krawędzi" oraz w "Pytaniu na śniadanie". Pracuję z cudownymi ludźmi, którzy pomogli mi wszystko zorganizować, bym nie musiał rezygnować z któregoś z zajęć.

Na koniec powiedz, która lepiej całuje - Soszyńska czy Zielińska?

- Dobre pytanie (śmiech)! Obie panie całują super! Pocałunek na parkiecie jest częścią choreografii, pocałunek na planie serialu jest częścią fabuły. Dla mnie najważniejszy jest pocałunek ukochanej kobiety... bo jest częścią życia.

Rozmawiała Ewelina Kopic

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy