"Barwy szczęścia": Gwiazda to charakter - rozmowa z Michałem Witkowskim
Wywołuje wiele kontrowersji, jest cenionym pisarzem i chętnie bierze udział w różnych przedsięwzięciach artystyczno-medialnych. Właśnie dołączył do obsady „Barw szczęścia” i spełnił jedno ze swoim marzeń. Zagra kontrowersyjnego pisarza, który będzie skonfliktowany z Klarą i Hubertem.
Czy wywołałeś już jakiś skandal na planie "Barw szczęścia"?
- Nic z tych rzeczy, ale mogę zdradzić, że gram negatywną postać. Moim zdaniem nawet bardzo negatywną, co mnie cieszy, bo tacy bohaterowie się podobają i wzbudzają emocje.
- Na początku myślałem, że będę wcielał się w siebie, ale ta postać wymaga ode mnie gry aktorskiej. Absolutnie to nie jestem ja, chcę to podkreślić.
Twój bohater jest pisarzem, więc macie ze sobą coś wspólnego.
- Na tym podobieństwa się kończą. No, może jeszcze kilka się znajdzie (śmiech). Gram Waldemara Kniewskiego, ekscentrycznego pisarza-bufona z bohemy, który od początku będzie w opozycji do Klary (Olga Jankowska - przyp. aut.). Ona jest grzeczną pisarką mamusią, co nie będzie się podobało Waldemarowi. Nie przeszkodzi mu to wykorzystać jej podczas gali wręczenia nagród literackich, by skupić na sobie uwagę fotoreporterów i przedstawicieli mediów.
- Od razu zetrze się z Hubertem (Marek Molak - przyp. aut.) i przypuszczam, że w kolejnych odcinkach konflikt między nimi będzie się pogłębiał. Pyrka od pierwszego wejrzenia znienawidzi Kniewskiego. Podczas gali mój bohater przesadzi z alkoholem. Gdy nagrywaliśmy te sceny, czułem się jak ryba w wodzie, bo uwielbiam grać pijanego. To mój popisowy numer. Scenarzyści chyba o tym wiedzieli, bo w następnych odcinkach mój bohater też się upija. To zawsze najbardziej rozkręca towarzystwo.
Grasz we własnych stylizacjach?
- W pierwszych scenach wystąpiłem w swojej kreacji. W kolejnych zagrałem w rzeczach, które zorganizowały dziewczyny z garderoby, ale wydawały mi się zbyt zachowawcze. Jeśli będę miał jeszcze okazję pracować na planie "Barw szczęścia", pewnie rzucę pomysł, żeby troszkę podkręcić styl mojego bohatera, jakoś go wyostrzyć.
- W serialach, tak mi się wydaje, operuje się stereotypami, przerysowaniem, żeby bardziej zaznaczyć charakter postaci. Dużo dowiedziałem się na planie, między innymi, że czernie są bardzo niemile widziane. Powiedzcie to pisarzom! Na pewno kiedyś opiszę te doświadczenia w jakiejś książce.
Masz obycie medialne, wiele razy występowałeś przed kamerą, ale praca na planie serialu to dla ciebie nowość. Czy stresowałeś się przed pierwszym dniem zdjęciowym?
- Grałem wcześniej, ale w teatrze, gdzie - tak mi się wydaje - aktorom towarzyszy większy stres. Na scenie, gdy popełni się błąd, nie można go naprawić. Na planie są te zbawienne duble. Zazwyczaj zaczynam się rozkręcać i łapię wiatr w żagle po czwartym (śmiech). W związku z tym aż tak się nie stresowałem, a może powinienem. Bardzo się cieszę, że ta współpraca tak dobrze się układa. Wiem, że pojawię się jeszcze w serialu po dłuższej przerwie, co będzie dalej - zobaczymy. Mam nadzieję na więcej, ale - jak wiadomo - w dzisiejszym świecie nic nie jest na zawsze i nic nie jest pewne. Wszystko załatwia się jednym odmownym esemesem "Dziękujemy, do widzenia".
Zastanawiałeś się, czy przyjąć tę propozycję, czy od razu powiedziałeś "tak"?
- Zadzwoniłem do mojego znajomego z branży filmowej, żeby dowiedzieć się, jakiego wynagrodzenia mam oczekiwać. A on mi powiedział, żebym brał tę rolę, bo całe życie mówiłem mu, że chcę grać w serialu. Zachęcił mnie i wróciłem do domu zadowolony, że wreszcie spełnię się na tym polu. Zawsze chciałem też zagrać małą rolę w filmie fabularnym. Kilku moich fanów kończy Łódzką Filmówkę, więc pewnie w najbliższej przyszłości coś się dla mnie znajdzie.
Czyli nie traktujesz roli w "Barwach szczęścia" jako jednorazowej przygody?
- Bardzo lubię grać; tak jest od zawsze. Gwiazdą się po prostu rodzi, to charakter. W przedszkolu widać to doskonale, niektóre dzieci zawsze dostają największe role w teatrzykach. Taki jestem, w związku z czym chętnie przyjmuję różne propozycje. Byłem już w domu Wielkiego Brata, brałem udział w wielu innych wydarzeniach medialnych. Z niejednego busa cateringowego jadłem (śmiech).
Co ponadto dzieje się u ciebie zawodowo? Piszesz kolejną książkę?
- Pod koniec zeszłego roku, w Wigilię, zakończyłem promocję mojej najnowszej powieści "Wymazane". Odetchnąłem i przystępuję do pisania kryminału. Dużo na jego temat jeszcze nie wiem, ale powoli zbieram materiały i notuję. Trzeba przejść ten cały nudny i długi proces. Im bliżej premiery, która będzie pewnie za rok, tym więcej będę mógł na ten temat powiedzieć. Zwykle jest tak, że wszystko dziesięć razy może trafić do kosza, więc nie warto się specjalnie podniecać. Poza tym - niestety - ciąży na mnie presja sprzedażowa, której kiedyś nie doświadczałem. Przed laty moje książki nie sprzedawały się dobrze, wszyscy mieli gdzieś, co napiszę, bylebym napisał. Teraz jest to bardziej sformatowane.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski