Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 19788
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Dorota Kolak aktorstwo ma w genach

​Jak podkreśla, była grzecznym dzieckiem. Ale czuła, że istnieje druga część jej osobowości, która musiała w końcu znaleźć dla siebie ujście. Dlatego też zdecydowała się zostać aktorką. Choć nie było to dla niej łatwe.

Aż trudno uwierzyć, że Dorota Kolak na większą rolę w filmie fabularnym musiała czekać aż dwadzieścia dziewięć lat od ukończenia szkoły aktorskiej. Ale to prawda. Dopiero w 2009 roku Mariusz Grzegorzek zaproponował jej wcielenie się w postać nadopiekuńczej matki głównego bohatera w dramacie "Jestem twój".

- Wtedy pomyślałam: "Mój Boże, przecież mam doświadczenie teatralne. Grzegorzek jest teatralnym reżyserem i filmowym. Jakoś to polepię. Dam radę"- wspominała aktorka w jednym z wywiadów. Efekt był lepszy niż zadowalający, czego dowodem stała się nagroda za drugoplanową rolę kobiecą podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Od tego momentu propozycje filmowe posypały się ze wszystkich stron. Spowodowało to, iż Dorota Kolak ma ostatnio znacznie mniej czasu na występy w swoim ukochanym Teatrze Wybrzeże. Ale nie narzeka i chętnie podejmuje kolejne, nie tylko filmowe wyzwania. Na karierę artystyczną skazana była niemal od urodzenia.

Reklama

Jej rodzice: Jerzy i Alina, choć obydwoje ukończyli wychowanie fizyczne na AWF-ie, zdradzali twórcze talenty - ojciec świetnie radził sobie z zagadnieniami plastycznymi, natomiast mama doskonale grała na fortepianie i ze słuchu potrafiła odtworzyć prawie każdą melodię. A poza tym występowała w tarnowskim teatrze amatorskim, gdzie grywała główne role. Natomiast Dorota Kolak swój aktorski talent po raz pierwszy miała szansę zaprezentować w przedszkolu. Przeszkodził jej w tym jednak przypadek. - Miałam zagrać Kopciuszka. Niestety, pochorowałam się - opowiadała w jednym z wywiadów. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy wyzdrowiałam, moja rola była już obsadzona! Zagrałam więc złą siostrę. To była moja wielka porażka - dodała. Pierwsze rozczarowanie związane z aktorstwem nie powstrzymało jej jednak przed pójściem artystyczną drogą. Zanim trafiła do krakowskiej PWST, skończyła szkołę muzyczną. To właśnie wtedy po raz pierwszy dostrzegła, że nie musi być grzeczną dziewczynką.

- Przyjrzałam się pewnego dnia moim kolegom. Mogliśmy mieć wtedy jakieś 13-14 lat - wspominała aktorka. - Zobaczyłam, że oni, zamiast w czasie przerwy grzecznie spacerować po korytarzu, zamykają się w jakiejś sali, do tego z dziewczynkami i grają jazz. Najpierw była to dla mnie całkiem niedostępna sprawa, ale potem jakoś się do tej grupy wślizgnęłam - dodała. Ale to doświadczenie nie do końca otworzyło artystkę na świat i własne emocje, o czym dotkliwie przekonała się na studiach. - Szkołę teatralną wspominam jako trudny okres - opowiadała w jednym z wywiadów. - Moja grzeczność, układność, zachowawczość i strach nie były tam dobrze widziane. Byłam uczennicą piątkową, skończyłam uczelnię z wyróżnieniem, bo strasznie dużo pracowałam, zamiast pić i bawić się z kolegami (śmiech). Dziś tego żałuję - uzupełnia.

Dorota Kolak wielokrotnie podkreślała, że to, iż wreszcie wyszła ze swojej skorupy, zawdzięcza dwóm upartym pedagogom: Annie Polony i Ewie Lassek. A przełomowe w jej dojrzewaniu do aktorstwa okazały się dwa przedstawienia, w których zagrała jako studentka - "Poskromienie złośnicy" i "Dom Bernarda Alby". Dwa lata po ukończeniu studiów aktorka została zaangażowana do gdańskiego Teatru Wybrzeże, w którym występuje do dziś. Zawsze uważała i uważa do dziś, że scena, to jedyne miejsce, w którym można opanować aktorski warsztat. - Nie da się tego zawodu inaczej nauczyć, ani z książek, ani z podpatrywania kina, tylko z praktyki - twierdzi z przekonaniem. - Teatr, to jest trening ciała, głosu, emocji, które są podstawowymi elementami aktorstwa. Wprawdzie można żyć bez teatru, ale tak jak sportowiec bez treningu wiotczeje, tak aktor, który wybrał lub był zmuszony do obcowania tylko z kamerą, w jakimś sensie emocjonalnie i rzemieślniczo wiotczeje - podkreśla. Na szczęście, mimo ogromnego przywiązania do sceny, Dorota Kolak często daje się namówić na udział w serialach.

Choć na angaż do filmu musiała czekać aż do pięćdziesiątki, w produkcjach serialowych pojawiła się znacznie wcześniej, bo już w 1994 roku, gdy wcieliła się w Wandę Kreft w "Radiu Romans". - W serialach uczyłam się metody pracy z kamerą. Nie było roku, żebym nie miała większej czy mniejszej tego typu roli - wyznała aktorka. A mówię o tym dlatego, bo przy całej pogardzie, jaką czasem moje środowisko ma dla seriali, to ja złego słowa o nich nie powiem. Były trochę jak uniwersytety. Gdyby nie tamto doświadczenie, spotkania z ludźmi, to obecne, filmowe role nigdy by się nie wydarzyły. Tak myślę - zakończyła. Rzeczywiście serialowy dorobek Doroty Kolak jest imponujący. Pojawiła się m.in. w "Marzeniach do spełnienia", "Na dobre i na złe", "Pensjonacie pod Różą" i "Londyńczykach".

Nie stroni także od ról w serialach kryminalnych - w "Zbrodni" zagrała nadkomisarz Marię Wolską, a w "Prokuratorze" Janinę Chorko, szefową Prokuratury Rejonowej. Nadal możemy oglądać ją w "Barwach szczęścia", gdzie wciela się w Annę Marczak, emerytowaną dyrektorkę szkoły, a także w "Przyjaciółkach", w których kreuje postać matki Zuzy (Anita Sokołowska), Stefanii Markiewicz. Ale bez wątpienia najbardziej zapamiętaną przez widzów serialową rolą Doroty Kolak jest Irena z "Przepisu na życie". Nieco szalona, dojrzała kobieta wiecznie martwiąca się szczęściem swojej jedynaczki, od pierwszego pojawienia się na ekranie podbiła serca widowni. I to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Panie widziały w niej nieco szaloną, ale za to mądrą i zaradną osobę, a panowie pełną seksapilu, uroku oraz energii życiowej niewiastę. Nie bez znaczenia dla stworzenia tak fantastycznej roli na pewno było towarzystwo, w jakim przyszło Dorocie Kolak zagrać. Iwona Bielska jako Wanda, przyjaciółka Ireny, Wojciech Duryasz w roli Karola i Sławomir Orzechowski wcielający się w Stefana, to naprawdę była doborowa ekipa. Wielu widzów oglądało "Przepis na życie" właśnie po to, by dowiedzieć się, co tym razem wymyślą "seniorzy". Ciekawe, jakie będzie następne serialowe wcielenie aktorki. Niezależnie od tego, czy zagra samotną kobietę po przejściach, apodyktyczną szefową, czy nadopiekuńczą matkę, jedna rzecz jest pewna - zrobi to na pewno perfekcyjnie!

Świat Seriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy