"Barwy szczęścia": Czy to miłość? - rozmowa z Józefem Grzymałą
Lubi podejmować ryzyko i cały czas szuka w życiu nowych doznań. Długo tańczył, trenował sztuki walki i akrobatykę, ale jego największą pasją jest aktorstwo. W najbliższych odcinkach „Barw szczęścia” jego bohater Robert zwiąże się ze swoją uczennicą Angelą i wywoła skandal obyczajowy!
Jak rozwinie się znajomość Roberta i Angeli? Czego po tym wątku mogą spodziewać się fani "Barw szczęścia"?
- Wbrew pozorom ta znajomość zaczęła się niewinnie. Robert Milewicz, którego gram w serialu, początkowo nie miał żadnych prywatnych planów związanych z Angelą (Helena Englert - przyp. aut.). Jednak gdy z odcinka na odcinek jego uczennica zacznie darzyć go coraz silniejszym uczuciem, emocje wezmą górę i straci głowę. Mój bohater poszukuje poczucia bezpieczeństwa. Dużo podróżuje, nie ma swojego miejsca na świecie i bliskiej osoby, z którą mógłby dzielić życie. Angela trafi w jego czuły punkt.
Czy to miłość?
- Długo się nad tym zastanawiałem. Dostaję kolejne scenariusze na bieżąco, nie wiem, co wydarzy się w kolejnych odcinkach, ale od początku chciałem, żeby Milewicz był darzony sympatią przez widzów. Cały czas myślę o nim jako człowieku, który szczerze się zauroczył. On się tej relacji podda i zaryzykuje złamanie zasad, które przyświecają każdemu nauczycielowi. Pójdzie za impulsem i bardzo szybko zamieszka z Angelą, co przyniesie wiele negatywnych konsekwencji. A czy to miłość? Może próba jej znalezienia? Z biegiem odcinków jego nastawienie do Angeli będzie się zmieniać. Zobaczymy, czy mimo różnic i barier, które dzielą naszych bohaterów, będą ze sobą szczęśliwi.
Katastrofa wisi w powietrzu?
- Mój bohater jest nauczycielem geografii, piastuje stanowisko zaufania publicznego, wie że nie może wchodzić w bliskie relacje z uczniami, ale życie pisze różne scenariusze. Będzie miał problemy w pracy, a bliscy Angeli nie zaakceptują tego związku. Katastrofa może być finałem tej znajomości, ale nie musi.
Czy ty też, tak jak twój serialowy bohater, czerpiesz przyjemność z podróżowania?
- Nie usiedziałbym w miejscu! Zjeździłem autostopem sporą część Europy. Niedawno wróciłem z Gruzji, a w grudniu lecę do Kazachstanu, bądź Kanady. Podróże zacząłem przed laty od poznawania Polski - uwielbiam zwłaszcza Mazury, gdzie spędziłem sporo czasu. Mam patent żeglarski i często pływałem po tamtejszych jeziorach.
Żeglowanie to jedna z licznych umiejętności, które posiadasz. Trenowałeś sztuki walki, tańczyłeś, potrafisz grać na perkusji i żonglować. Cały czas poszukujesz nowych doznań?
- Tata często mi powtarzał, że nie mogę powiedzieć, że czegoś nie lubię, jeśli tego nie spróbuję. To bardzo prosta zasada, którą wziąłem sobie do serca. Staram się być racjonalny w życiu, ale nie boję się podejmować ryzyka i próbować. Doświadczanie mnie nakręca i pozwala się rozwijać.
- Moją mocną stroną jest ruch, mam dużą świadomość ciała. Bardzo długo tańczyłem w formacji latynoamerykańskiej pod kierownictwem Piotra Galińskiego. Ćwiczyłem improwizację ruchową, przez chwilę uprawiałem akrobatykę, do której teraz wracam, żongluję flowerstickami i jeżdżę konno.
Nie powiedziałeś ani słowa o aktorstwie. Jakie ścieżki doprowadziły cię do tego zawodu?
- Od najmłodszych lat jestem związany z planem filmowym, bo moi rodzice pracują w tej branży. Pierwszą pracę w charakterze aktora dostałem w 2009 roku w filmie Macieja Ślesickiego "Trzy minuty. 21.37". Zagrałem wiejskiego chłopca; to była rola mówiona. Potem miałem mały epizod w serialu "Przystań" i rolę w "Plebanii". Jakoś się potoczyło i pomyślałem - a może to właśnie zajęcie dla mnie?
Za myślami poszły czyny - zostałeś aktorem.
- Zrezygnowałem z tańca w liceum, potem sporo poszukiwałem, aż w końcu zdecydowałem się na naukę w Warszawskiej Szkole Filmowej. Miałem tam możliwość konfrontowania moich pomysłów z wykładowcami i przekonałem się, że jeśli będę rzetelnie nad sobą pracował, dojdę tam, gdzie chcę, a przynajmniej będę bliżej. To, czego doświadczyłem w szkole, pozwoliło mi szczerze zakochać się w tym zawodzie. Obecnie moje życie kręci się wokół aktorstwa, z czego jestem bardzo zadowolony.
Co, oprócz pracy na planie "Barw szczęścia", dzieje się w twoim życiu zawodowym?
- Piszę scenariusze, myślę o własnych projektach i często pracuję w różnym charakterze na planie filmowym. Ponadto jestem statystą ruchowym w operze "Umarłe Miasto" Mariusza Trelińskiego. Tworzę element tła, ale mam okazję współpracować z ambitnymi i utalentowanymi ludźmi. Dużo zapału wkładam w dubbing, który sprawia mi mnóstwo radości. Jestem na początku tej przygody, ale mam już na koncie mały sukces. Zostałem zaproszony do obsady dźwiękowej polskiej wersji językowej argentyńskiego serialu młodzieżowego - "Soy Luna", w którym podkładam głos Ramiro.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski