Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 19788
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Co dalej z ich bohaterami?

Waleria (Ewa Ziętek) i Stefan (Krzysztof Kiersznowski) nieraz byli na życiowym zakręcie, ale zawsze wychodzili na prostą. Ostatnio nad ich związkiem gromadzą się jednak czarne chmury. Pytamy aktorów, jak skończy się kryzys w związku ich bohaterów?

Od pewnego czasu u Walerii Koszyk i Stefana Górki dużo się dzieje. Czy grozi im rozstanie?

EWA ZIĘTEK: - Nad ich związkiem pojawił się ostatnio duży znak zapytania. Najpierw Waleria straciła pamięć, nie wiedziała, kim jest, nie kojarzyła bliskich. Wszyscy widzowie w Polsce się nade mną litowali! (śmiech) Teraz na dodatek pojawił się jej były mąż Anatol (gra go Marek Siudym, przyp. red.). Niestety, nic więcej zdradzić nie mogę...

KRZYSZTOF KIERSZNOWSKI: - Waleria jest trzecią kobietą w życiu Stefana i mam nadzieję, że tak już zostanie. Do trzech razy sztuka. Tego bym sobie życzył, ale nigdy nie wiadomo, jak się te losy potoczą. Stefan kocha swoją córkę Kasię i wnuka. Z synem Walerii, Bartkiem, były na początku kłopoty, ale na szczęście nie tragedie. Zobaczymy, co będzie dalej.

Reklama

W życiu prywatnym też jesteście państwo zadowoleni ze swoich dzieci i wnuków?

E.Z.: - Mam cudowną córkę i wnuka, za co dziękuję Bogu. Coraz bardziej doceniam Agatę, która jest wspaniałą kobietą. Jestem pełna podziwu! No i mam fantastycznego wnuka, który w tym roku skończy 12 lat. Leon bardzo dobrze się uczy, ma pierwsze świadectwo w klasie, świetnie gra w tenisa, nurkuje. Jest wybitnie zdolny i proszę nie mówić, że przemawia przeze mnie zakochana babcia. On po prostu taki jest.

K.K.: - Ja też jestem bardzo dumny ze swoich dzieci. Syn mieszka we Francji, jest prawnikiem, założył rodzinę. Doczekałem się już nawet wnuczki, która ma polskie imię Ewa. Nie mówi po polsku, ale wszystko rozumie. Zabawa polega na tym, że ja mówię do niej po polsku, a ona odpowiada mi po francusku i doskonale się rozumiemy. Córka natomiast próbuje szczęścia jako scenograf teatralny i filmowy. Dobrze jej idzie.

Jesteście znanymi aktorami. Jakie są blaski i cienie popularności?

E.Z.: - Cieszę się z tak dużego zainteresowania serialem i losami mojej bohaterki Walerii, ale czasami dostaję rozdwojenia jaźni, kiedy zamiast "Ewa", ktoś mówi do mnie "Waleria". Ludzie myślą, że mnie znają, bo znają Walerię. A to dwie różne osoby. Odczuwam ogromną siłę telewizji. Za wszystkie wyrazy sympatii dziękuję, i jako Waleria, i jako Ewa.

K.K.: - Miło, kiedy na ulicy usłyszy się coś sympatycznego na swój temat, ale głupie żarty i kretyńskie uwagi nie są już miłe. W wielu sytuacjach znanym ludziom jest łatwiej, na przykład w urzędach czy na poczcie. Nie powinno tak być, ale jest. Z drugiej strony, przez popularność można czasem stracić zdrowie. Znam takie przypadki. Mojego kolegę, który grał ochroniarza, jakieś opryszki pobiły kiedyś w restauracji, bo chciały sprawdzić, jakim jest ochroniarzem.

A jakie macie marzenia?

K.K.: - Marzy mi się, żeby moim dzieciom wszystko się pięknie poukładało.

E.Z.: - Chciałabym umieć pokonywać samą siebie. I marzy mi się, żeby więcej czasu spędzać z rodziną.

Rozmawiała EWA JAŚKIEWICZ

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy