"Barwy szczęścia": Agnieszka Warchulska chciałaby zatrzymać czas!
Agnieszka Warchulska nie kryje, że kiedy skończyła czterdzieści lat, zaczęła bardzo wyraźnie widzieć swoje zmarszczki i zdała sobie sprawę z tego, że pewne role znajdują się już poza jej zasięgiem...
- Aktorki w moim wieku, które przeszły przez różne etapy życia, mają w sobie ogromną gotowość i możliwość zagrania bardzo różnych rzeczy. A ról dla nas nie ma zbyt wiele! - mówi odtwórczyni roli Izy Małek w "Barwach szczęścia" i dodaje, że polskie kino dopiero niedawno zaczęło się otwierać na dojrzałe kobiety.
- Nasz świat też jest ciekawy i mamy o czym opowiadać. Dojrzałość i doświadczenie to jest właśnie nasza siła. To kapitał, którym możemy się dzielić z innymi - twierdzi aktorka.
Agnieszka Warchulska wyznała w jednym z wywiadów, że ma problem z upływającym czasem, bo po prostu nie godzi się na... starzenie i przemijanie, ale nie zamierza za wszelką cenę walczyć z naturą, by jak najdłużej zachować młodość.
- Nie wierzę kobietom w te wszystkie opowieści, że dobrze sobie radzą z upływem czasu. To trochę śmieszne, jak mówią, że poddają się przemijaniu, a są po kolejnych operacjach plastycznych - mówi.
Aktorka stwierdziła niedawno, że co prawda jest jej dobrze w tym momencie życia, w którym aktualnie się znajduje, ale wolałaby, żeby czas się zatrzymał.
- Lubię swoją dojrzałość, ale nadchodząca starość mnie przeraża. Nie jest mi dobrze ze zmarszczkami... - powiedziała.
Agnieszka Warchulska wierzy, że rolę swojego życia wciąż ma przed sobą. Żartuje, że na razie nabiera tak zwanych warunków i czeka.
- Cieszę się, że wytrwałam w zawodzie, choć były momenty, że chciałam go rzucić. Jako aktorka nie mam uczucia totalnego spełnienia. Ale... mój czas dopiero nadchodzi! - mówi.