"Barwy szczęścia": A co tam pani Basiu? - rozmowa ze Sławomirą Łozińską
Przez lata emisji „Barw szczęścia” przyzwyczaiła się do odpowiadania na pytania fanów dotyczące swojej bohaterki Basi. Obecnie uwagę widzów przykuwa historia syryjskich uchodźców, ale wątków z jej udziałem, które wzbudzały emocje, było znacznie więcej. Nic dziwnego, w TVP 2 emitowane są odcinki już 10. sezonu serialu, a ona jest z nim związana od samego początku.
Czy po tylu latach wspólnej pracy scenarzyści "Barw szczęścia" są w stanie panią zaskoczyć?
- Jeżeli chodzi o sprawy zawodowe raczej nie, ale trudno wymagać, żeby tak było, biorąc pod uwagę system naszej pracy i to, że serial powstaje tak długo. Bardzo mnie zaskakują reakcje widzów, których spotykam w różnych okolicznościach. Obecnie dosyć często zdarza mi się odpowiadać na pytania dotyczące aktualnego wątku mojej bohaterki. Pani Basia odstąpiła swój dom uchodźcom, co - jak się okazuje - wzbudza emocje. Ludzie mnie zagadują, o co chodzi z tymi Syryjczykami. Czy musi być tak, że za darmo oddaje się swoje mieszkanie, żeby mieli gdzie mieszkać? Co ciekawe, widzowie zwracają uwagę, że chodzi o uchodźców chrześcijańskich, a nie muzułmańskich.
To muszą być dla pani miłe spotkania i potwierdzenie, że praca, którą wykonuje pani na planie serialu, przynosi wymierne efekty.
- Przez prawie dziesięć lat zdążyłam się przyzwyczaić do pytań - A co tam pani Basiu? Jak tam Zenek? Ludzie interesują się tym, co robimy. Oddziałujemy społecznie, w "Barwach szczęścia" jest wiele wątków, które skłaniają ludzi do zadawania sobie pytań, co nas do siebie zbliża. Spotkania z miłośnikami "Barw szczęścia" są bardzo miłe, ale wiadomo, że nie można tylko tym żyć.
Jakie miejsce w pani zawodowym życiu zajmuje rola w "Barwach szczęścia"?
- Po tylu latach, my, aktorzy, grający w "Barwach szczęścia", w jakimś sensie oddaliśmy swoją zawodową część naszym postaciom. Były różne lata - jedne mniej, drugie bardziej intensywne, miałam przerwy w pracy na planie "Barw szczęścia", ale wiem, co się działo w życiu mojej bohaterki i jaką jest osobą. Mniej więcej znam także sąsiadujące wątki, które dotyczą postaci związanych z Basią. Przy takiej intensywności, ilości scen i mnogości reżyserów to konieczność. Musimy mieć ogromną wiedzę na temat naszych postaci, żeby móc je budować.
W TVP 2 emitowane są obecnie odcinki dziesiątego sezonu serialu. Jakie myśli towarzyszą pani w związku z tym?
- Gdy pada hasło serial, chce się, żeby powstawał jak najdłużej, ale nie spodziewaliśmy się, że to będzie trwało tak długo. To nasza praca i element budowania rozpoznawalności, która może być zabójcza dla spraw zawodowych, ale z drugiej - nie oszukujmy się - jest bardzo pomocna.
Producenci trafili w dziesiątkę - świetnie wyczuwają, czego oczekują widzowie.
- To są fachowcy od polskiego rynku mediów elektronicznych. Robią seriale i filmy tak, żeby przyciągały widzów. Świetnie się na tym znają. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale krąży opowieść o Ilonie Łepkowskiej, że zapytana o jakiejkolwiek porze dnia, co się dzieje na planie "Barw szczęścia", dokładnie wie, jaka powstaje scena.
Czy chce pani na koniec naszej rozmowy powiedzieć coś miłośnikom serialu?
- Jestem bardzo zajętą osobą; unikam oglądania telewizji, bo mam wrażenie, że robię to kosztem innych rzeczy, którymi powinnam się zająć. Ale skoro wielu ludzi ma czas, żeby zasiadać przed telewizorem i zaprzyjaźniać się z "Barwami szczęścia", bardzo serdecznie ich pozdrawiam. Dziękuję za wierność i serdeczność. Co prawda nie staramy się być agresywni, jesteśmy po to, żeby nas lubiano i by ludzie utożsamiali się z życiem naszych bohaterów, ale mimo wszystko warto podkreślić, że spotykamy się z życzliwością. Bardzo za to dziękujemy, zwłaszcza że zebrała się duża grupa widzów, którzy regularnie oglądają serial.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski