Widzowie go nie polubią
Bohater grany przez Modesta Rucińskiego to najbardziej tajemnicza postać "Apetytu na życie". Darek spędził kilka lat w więzieniu i wygląda na to, że nie rozliczył się jeszcze z przeszłością.
Towarzyski, miły, wiecznie uśmiechnięty chłopak gra w „Apetycie na życie” stroniącego od ludzi, skrytego Darka.
- Na tym polega niezwykłość tego zawodu! - cieszy się Modest Ruciński.
– Pana bohater zachowuje się co najmniej dziwnie.
– Widać to od początku, ale przyjaciele traktują go z wyjątkową wyrozumiałością, tłumacząc jego dziwne zachowania traumą, którą przeżył. A on obserwuje ich w milczeniu, nagrywa swoje spostrzeżenia i gromadzi najintymniejsze szczegóły, które są mu do czegoś potrzebne. Jakiś tajemny plan chodzi mu po głowie...
– Jaki?
– Tego dowiemy się z czasem. Póki co, wiadomo, że Darek nie może pogodzić się z tym, że jego rówieśnicy urządzili się w życiu, mają rodziny, cieszą się sukcesami zawodowymi. On stracił szansę na to, co również mogło być jego udziałem. – Zanim trafił za kratki, marzyła mu się kariera sportowa.
– Wszystko było na dobrej drodze, bo Darek miał wielki talent sprinterski, pochodził z rodziny o tradycjach sportowych i wróżono mu naprawdę świetną przyszłość. Los zdecydował inaczej, stąd jego żal. – Żal, który zabił przyjazne uczucia, jakie łączyły go z Załogą?
– O przyjaźni z jego strony dawno nie ma już mowy. Ale mam wrażenie, że brakuje mu tych uczuć i staramy się z reżyserem Michałem Rogalskim czasem dorzucać Darkowi życzliwsze odruchy. - Ale widzowie go nie polubią...
– To pewne. Choć, jak do tej pory, nikt mnie nie zaczepił i nie spoglądał krzywo, widząc we mnie serialowego bohatera. Być może na co dzień inaczej mi z oczu patrzy.
– Trzeba dobrze wspiąć się na palce, by to dostrzec. Jest Pan imponująco wysoki! Czy taki wzrost jest dla aktora atutem, czy raczej przeszkodą?
– Obawiam się, że częściej bywa przeszkodą, bo są propozycje, których wysoki aktor nie dostaje z założenia. Ja lubię swój wzrost. W teatrze to nie problem, a kino ma jednak swoje możliwości, myślę, że mógłbym się nawet zmierzyć z rolą... Napoleona. Byłoby to bardzo ciekawe doświadczenie (śmiech).
– Nie każdy wie, że jest Pan aktorem, który pracuje głosem.
– Dubbing to nieprawdopodobna zabawa, a jednocześnie ciężka praca i sprawdzian warsztatu aktorskiego. Wymaga wyobraźni, nienagannej dykcji i sporej dawki luzu w kontakcie z mikrofonem. Lubię to zajęcie, tym bardziej że mam dzieci, które są fanami bajek.
– Ile lat mają Pana pociechy?
– Tymon sześć, Bianka cztery.
– Oryginalne imiona to specjalność w Pana rodzinie. Fajnie jest się wyróżniać?
– Zależy. W dzieciństwie miałem z tym problem. Ale teraz bardzo mi to odpowiada. Moje imię intryguje ludzi, często o nie pytają. A ja lubię rozmawiać z ludźmi… Rozmawiała Jolanta Majewska