"Gen V": Masakra na superbohaterskim kampusie
Świat "The Boys" kręci się wokół superbohaterów. Nie dziwi więc, że w świecie przedstawionym osoby obdarzone niesamowitymi mocami posiadają także swój uniwersytet, na którym mogą rozwijać swoje talenty i zdecydować, czy skupią się na niesieniu pomocy potrzebującym, czy też na... dostarczaniu rozrywki i sławie. Brzmi absurdalnie, ale to "The Boys" - podszyta superbohaterską historią satyra, pisana krwią i fekaliami. Jeden z najlepszych seriali ostatnich lat doczekał się pierwszego spin-offu. Czy jest on równie dobry i tak samo obrazoburczy?
"Gen V" skupia się na grupie studentów Uniwersytetu Godolkin, kształcącego przyszłych superbohaterów. Marie Moreau (Jaz Sinclair), jedna z nowych dziewczyn na kampusie, jest hemokinetyczką (potrafi manipulować krwią) skrywającą mroczną tajemnicę. Jej współlokatorka Emma (Lizze Broadway) zmienia rozmiar swojego ciała. A Jordan (London Thor/Darek Luh)... płynnie przechodzi z jednej płci w drugą i z powrotem. To tylko niektóre z barwnych postaci, które przewiną się przez ekran w każdym odcinku "Gen V".
Superbohaterowie zostają wpisani w dynamikę amerykańskiego kampusu. Z jednej strony imprezy i przelotne romanse, z drugiej wyścig szczurów. Budowanie własnej marki idzie w parze z aktywnością na social mediach. Czyli jak w prawdziwym świecie. Problemy zresztą też identyczne — seksizm, wszechobecna przemoc fizyczna i seksualna, toksyczność, faworyzowanie lepiej urodzonych.
"The Boys" nabijało się z amerykańskich mediów i atmosfery politycznej. Tymczasem "Gen V" celuje w kulturę celebrytów oraz panujący na uczelniach seksizm i elitaryzm. Szczególnie przejmująca wydaje się postać Emmy, która przed pomniejszeniem się musi zwymiotować. Niezbyt subtelna metafora pogoni za sukcesem za wszelką cenę, ale twórcy potrafią ją sprzedać. Inna sprawa, że "The Boys", chociaż bardzo często trafiali w punkt, nigdy nie słynęli z finezji. Tak jest i tym razem.
Jeśli kogoś skręcało przy seksualnych zabawach superbohaterów lub ciałach rozrywanych od środka w "The Boys", do "Gen V" może podchodzić z wiadrem. Eksplodujące przyrodzenia, ogromne przyrodzenia, walenie kijem i piąchą w przyrodzenie... Chodzi mi o to, że humor oscyluje tutaj w wiadomych regionach. Toaletowe dowcipy przekładane są przerysowaną, ale dosłowną, brutalnością. Dla wielu osób może to być za dużo. Według mnie skrajne środki wyrazu wyostrzają tylko satyryczny przekaz serialu.
Sama historia przedstawia grupę poturbowanych młodych ludzi, szukających własnej tożsamości w obliczu wielkich perspektyw i ogromnej tragedii, która spaja ich losy. Trudno nie kibicować wrażliwej Emmie, marzącej o karierze celebrytki, Marie, która stara się poradzić sobie z traumą dzieciństwa i Jordan, nieakceptowanej/emu przez ojca. Świat "Gen V" jest groteskowy i fantastyczny, ale problemy jego bohaterów są jak najbardziej prawdziwe.
Gdy piszę te słowa, jesteśmy w środku pierwszego sezonu serialu. Fabuła wciąż się rozwija, główna intryga wypada sztampowe, ale jest odpowiednio doprawiona — ujmujące postaci oraz makabryczny klimat i czarny humor sprawiają, że trudno byłoby nie zbinge'ować całości, gdyby tylko wszystkie odcinki pojawiły się na Amazon Prime w jednym terminie. To nie tylko dobre pocieszenie w oczekiwaniu na czwarty sezon "The Boys", ale świetna produkcja sama w sobie.
8/10
Serial "Gen V" jest dostępny na platformie streamingowej Amazon Prime Video.