"Lubię ekstremalne doznania"
W serialu "1920. Wojna i miłość" Wojciech Zieliński, gra odważnego podporucznika Władka. Prywatnie lubi silne wrażenia. Od niedawna jest szczęśliwym ojcem.
Czy rola Władka Jarocińskiego wymagała od Pana nowych umiejętności?
- To moja pierwsza filmowa przygoda z kostiumem. Musiałem nauczyć się jazdy konnej i oswoić ze zwierzęciem, w szkole aktorskiej miałem tylko podstawy jazdy konnej. Przyznam, że dopiero po 20 dniach zdjęć pewnie poczułem się w siodle. Pokochałem konie, to wspaniałe stworzenia. Jak będę miał więcej pieniędzy, może sprawię sobie jednego.
Wszystkie sceny kręcił Pan bez kaskadera?
- Kierownictwo produkcji nie pozwoliło mi na to. Prywatnie lubię ekstremalne doznania, szybko jeżdżę motocyklem i samochodem. Niestety, jestem już trochę poskładany, bo spadłem kiedyś z dużej wysokości.
Z jakimi cechami Władka łatwo się Panu utożsamić?
- Cenię jego odwagę, patriotyzm. Heroizm ludzi walczących wtedy w obronie Polski jest dla mnie niesamowity. Trzeba pamiętać, że tamta wojna różni się od współczesnych, stawało się z wrogiem oko w oko, obowiązywał kodeks honorowy. Ja też jestem patriotą, kocham mój kraj, ludzi, którzy mnie otaczają.
Jest Pan gotowy do walki?
- Gdyby coś dzisiaj zmuszało mnie do działania, to stanąłbym w obronie ojczyzny, bo to dla mnie oznacza też obronę ludzi, języka i kultury.
A nie marzy Pan o karierze w Hollywood?
- Oczywiście, jestem z natury marzycielem. Chciałbym się sprawdzić w pracy poza granicami kraju.
Tylko tam trudno mówić po polsku...
- No właśnie. A jeśli chodzi o języki obce, to jestem antytalentem. Nawet z polską gramatyką miewam problemy. Na szczęście w filmach nie trzeba odmieniać rzeczowników przez przypadki!
Wiem, że w Pana życiu prywatnym zaszły spore zmiany...
- Spotkałem kobietę swojego życia [aktorkę Karolinę Gorczycę - red.] i zostałem ojcem. Teraz walczę z pieluchą i smoczkiem, bez szabli i konia, ale tytuł "Wojna i miłość" jest metaforycznie adekwatny do roli młodego ojca i jego malutkiej córuchny.
Rozmawiała Ewa Modrzejewska