Kultowe programy TV
Ocena
programu
7,3
Dobry
Ocen: 146
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Teleranek": Tadeusz Broś nie miał łatwego życia. Zmarł w samotności

Lata temu był jedną z najpopularniejszych osób w polskiej telewizji. Po "Teleranku" stał się prawdziwym ulubieńcem widzów. Jednak za sławę słono zapłacił, a uzależnienie doprowadziło go niemal na dno. Tadeusz Broś marzył, by godnie umrzeć, a zmarł w samotności.

Tadeusz Broś: Trudne dzieciństwo i początki w TVP

"Był człowiekiem, którego życie stało się zwierciadłem polskich przemian i polskich słabości" - mówiła o nim Beata Tadla. Jednak zanim Tadeusz Broś trafił do telewizji, zebrał bagaż bardzo trudnych doświadczeń. We wczesnym dzieciństwie stracił ojca w wypadku, a jego matka ponownie wyszła za mąż. Ojczym chłopca był wojskowym, dla którego najważniejsza była dyscyplina. Przewinienia pasierba karał przemocą. Broś dorastał w toksycznym środowisku i z czasem zaczął się buntować. 

Wbrew woli matki i ojczyma wyjechał do Krakowa, gdzie rozpoczął naukę w liceum, a po maturze wybrał studia na PWST. Studiów nie ukończył, bo wolał uczyć się z własnego doświadczenia. Brak formalnego wykształcenia nie przeszkadzał rozwojowi kariery. Jeszcze na pierwszym roku studiów zagrał w filmie "Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni". Po porzuceniu nauki zaczął występować na deskach teatrów. Po kilku latach pracy aktorskiej postanowił zdać egzamin eksternistyczny w Ministerstwie Kultury i Sztuki.

Reklama

Tadeusz Broś spełniał się nie tylko jako aktor, ale również jako prowadzący gale czy imprezy. W 1982 roku prowadził Miss Polonia i koncert festiwalowy w Opolu. W połowie lat 80. dostał propozycję, która odmieniła jego życie. "To był program potęga. Mieliśmy półtorej godziny, oglądalność dochodziła do dziesięciu milionów. Oglądał mnie co czwarty Polak" - wspominał po latach pracę w "Teleranku". Broś szybko stał się najbardziej rozpoznawalną twarzą programów dla dzieci.

Na fali popularności prowadził festiwale, występował na deskach Teatru Syrena, pełnił funkcję redaktora naczelnego w do dziś wspominanym z sympatią programie "Rower Błażeja". W najpopularniejszej i najdłużej emitowanej telenoweli, czyli "Klanie", zagrał Wiśniaka, właściciela agencji nieruchomości, z którym interesy prowadzili Krystyna i Paweł Lubiczowie.

Tadeusz Broś: Problemy z alkoholem i rozstanie z TVP

Długo wydawało się, że nic nie zagraża jego karierze. Jednak ulubieniec widzów miał słabość do alkoholu, która ostatecznie doprowadziła do jego upadku. Sam nigdy nie krył, że popełnił w życiu mnóstwo błędów. Największym z nich było, o czym wyznał tuż przed śmiercią, picie alkoholu w pracy. To właśnie przez chorobę alkoholową został wyrzucony z telewizji po tym, jak spalił kabinę na statku "Batory", na którym miał nakręcić reportaż dla "Teleranka".    

"Przekonałem dyrektora Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, że pozwolił mi zjawić się z ekipą "Teleranka" na Batorym. To było coś! Pojechałem na statek służbowo. Na rejs barbórkowy... Zasnąłem pijany z papierosem w kabinie. Wszystko się spaliło. Ogień zniszczył materac piankowy, na którym spałem. Został na nim tylko kształt mojej sylwetki" - opowiedział na łamach książki "Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka". 

Przez problemy z alkoholem TVP rozwiązała z nim umowę w 2000 roku. Z pracy wyrzuciła go ówczesna szefowa "Teleranka", Barbara Karwas, z którą od dawna darł koty. Wręczyła mu wypowiedzenie, gdy tylko - kilka miesięcy po spaleniu kabiny na Batorym - wrócił z ośrodka dla chorych na gruźlicę (zmagał się z tą chorobą przez wiele lat). "Wyczuła, że jestem w ostrej fazie choroby alkoholowej i myślę, że to wykorzystała" - twierdził prezenter.  

Tadeusz Broś: "Alkoholik wybiera najbardziej luksusowy rodzaj śmierci. Nie: ja się zabiję, tylko: ja się zapiję"

Po tych wydarzeniach ciężko było mu odbudować swoją pozycję zawodową. Nikt nie chciał z nim współpracować, ani dać mu drugiej szansy. Aby jakoś związać koniec z końcem, imał się różnych zajęć: pracował jako taksówkarz, telemarketer, stróż nocny. Jednak nie starczyło to na godne życie, ani spłatę ogromnych długów. Od byłego gwiazdora odsunęli się wszyscy jego dawni przyjaciele i znajomi. Został całkiem sam. "Inni pasażerowie, którzy mnie rozpoznawali, co rzeczywiście było nagminne, pytali o co innego: 'Gdzie są pańscy przyjaciele? Dlaczego pana tak zostawili? Dlaczego pan musi jeździć taksówką?'" - wspominał Broś.

Z czasem zaczął pić coraz więcej, by zapomnieć o problemach. "Ta choroba jest perfidna, bo trafia ludzi już przez życie nadgryzionych. Spokojnie czeka na swój moment, a jak widzi, że jesteś osłabiony - przewraca cię na łopatki. Słyszałeś o człowieku, który zapadł na tę chorobę ze szczęścia? U mnie też to szło etapami. Kilka razy kolejne polityczne zmiany warty na Woronicza wyrzucały mnie z pracy. Wcześniej wziąłem spory kredyt, który w związku z tym przestałem spłacać. Pijesz, bo nie masz innego pomysłu, jak sobie poradzić z czymś, co jest większe od ciebie. Nie zauważasz, kiedy przekraczasz próg, za którym kontrola nad twoim życiem przechodzi w obce ręce. Następuje deformacja osobowości, u prawie każdej osoby cierpiącej na tę chorobę pojawia się zespół depresyjny, który może prowadzić do samobójstwa. Alkoholik wybiera najbardziej luksusowy rodzaj śmierci. Nie: ja się zabiję, tylko: ja się zapiję" - mówił przed śmiercią w wywiadzie "Newsweekowi".

Pieniądze, które zarabiał, nie starczały mu nawet na zapłatę czynszu. W 2008 roku jako pierwszy Polak ogłosił upadłość konsumencką. Na dwa lata przed śmiercią został bezdomnym, który przez pewien czas mieszkał na ulicy i nie był w stanie zadbać o siebie. Kiedy już wiedział, że nie podźwignie się z upadku, zwrócił się z prośbą o pomoc do mieszkającego w Londynie syna, a ten nieoczekiwanie zgodził się łożyć przez pewien czas na jego utrzymanie. 

Tadeusz Broś o synu: "Przeszedł przy mnie piekło na ziemi"

Jedyną osobą, na której pomoc mógł liczyć, był jego syn, który jako nastolatek starał się wyciągnąć ojca z nałogu. "Uczył się choroby alkoholowej na mnie. I nie odszedł. Nie zostawił mnie, mimo że dla większości byłem śmieciem" - wspominał Broś w "Newsweeku". Syn pomagał mu również po wyjeździe do Anglii. "Przeszedł przy mnie piekło na ziemi, a dziś utrzymuje mnie przy życiu... Przysyła mi sto funtów miesięcznie. Potrafię za to wyżyć dwa tygodnie".

Nikt nie wiedział, że prezenter nazywany "Wujkiem Telerankiem" miał też córkę z pierwszego małżeństwa. Ona jednak nie chciała go znać, bo - do czego przyznał się w ostatnim wywiadzie - bardzo skrzywdził ją oraz jej mamę i nie wiedział, jak to odkręcić. 

Pod koniec życia był pogodzony ze swoim losem. W jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że chciałby umrzeć z godnością. "Mam wrażenie, że bardzo głęboko doświadczyłem tego życia, jego złych i dobrych stron. Potrafię zrobić sobie bilans. Ja już jestem po tej stronie, z której Pan Bóg ludzi zabiera. Nawet jeśli całe życie spędziło się w błocie, mamy jeszcze śmierć. Ją można przeżyć godnie". Tadeusz Broś zmarł w samotności 27 października 2011 roku w wieku 62 lat.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy