"Xena: wojownicza księżniczka": Historia, jakiej nie znacie

15. rocznica emisji ostatniego odcinka hitowego serialu już za chwilę. Z tej okazji twórca produkcji Rob Tapert oraz jego gwiazdy – Lucy Lawless (Xena) i Renee O’Connor (Gabrielle) wspominają jego fenomen oraz ewolucję z ekranowej wojowniczki w ikonę feminizmu.

Xena zadebiutowała na ekranach w 1995 r. Początkowo miała pojawić się w 3 odcinkach "Herkulesa", a następnie zginąć. Sprawy potoczyły się jednak inaczej...

Rob Tapert: W tamtym czasie nie było w TV seriali o superbohaterkach. Ludzie z Universala powiedzieli do mnie: "Powinieneś zrobić to, zanim ktoś cię uprzedzi. Użyj tej postaci i zrób spin-off". Szef studia nie podzielał naszego entuzjazmu, uważał, że pomysł nie wypali.

Lucy Lawless, która pojawiła się w "Herkulesie" w innych dwóch rolach, nie była brana pod uwagę jako kandydatka do roli Xeny...

Reklama

RT: Kiedy planowaliśmy postać, nie myśleliśmy w ogóle o spin-offie. Universal chciał, by rolę zagrała gwiazda serialu "Dziewczyna z komputera" - Vanessa Angel, której fani mieliby podbić oglądalność "Herkulesa". Niestety, rozchorowała się.

Lucy Lawless: Zaproszono wiele aktorek. One jednak dziękowały za ofertę. Nie chciały latać z L.A. do Nowej Zelandii, gdzie kręcono "Herkulesa", na trzyodcinkowy gościnny występ.

RT: Ostatecznie studio powiedziało: "Dobra, weźcie tę dziewczynę, która ostatnio była w "Herkulesie", tylko przefarbujcie jej włosy na czarno.

LL: Rola wpadła mi w ręce, kiedy wszyscy inni ją odrzucili. Byłam szczęściarą z Nowej Zelandii, która dostała swoją szansę.

RT: Kiedy szefowie zobaczyli kopię roboczą, od razu rzucili: "Tak, zdecydowanie powinniśmy zrobić spin-offa".

LL: Myślałam, że to naturalny proces. Dziś już wiem, że miałam ogromnego farta.

Wtedy pojawił się inny problem. Trzeba było jeszcze znaleźć wspólniczkę zbrodni Xeny, czyli Gabrielle.

Renee O’Connor: Rob i Eric Gruendemann (współproducent) zauważyli mnie w australijskim filmie telewizyjnym i zaprosili na casting. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.

RT: Renee urzekła mnie na ekranie od początku. Kiedy więc narodził się pomysł relacji Xeny z Gabrielle, nie miałem wątpliwości, kto powinien ją zagrać. Studio jednak chciało "sprawdzić" inne aktorki. Po wielu próbach i tak postawiłem na swoim.

ROC: Nie wybrzydzałam (śmiech). Poleciałam z L.A. do Nowej Zelandii. Pierwszą próbę z tekstem miałam razem z Lucy.

LL: Razem przeszłyśmy przez nasze lata 20. Byłyśmy jak siostry. Ufałyśmy sobie i troszczyłyśmy się o siebie.

Na przestrzeni lat historia Xeny okazała się międzynarodowym sukcesem. Na początku chyba jednak boomu nie było...

RT: Kiedy dostaliśmy pierwsze wyniki oglądalności, byłem lekko zaskoczony. Spodziewałem się, że będą lepsze. W końcu "Xena: wojownicza księżniczka" emitowana była w paśmie o 21.00, tuż po "Herkulesie". Cały rok zajęło nam podbijanie oglądalności.

LL: Czułam się naprawdę dziwnie, kiedy podczas emisji 1. sezonu Xenę nazywano ikoną feminizmu. Dziś, z perspektywy lat oraz doświadczeń, doceniam ten przydomek.

Społeczność LGBT szybko dostrzegła wyjątkową więź, która połączyła Xenę i Gabrielę...

LL: Xena oznacza "obca". Ona miała poczucie, że była zagubiona. Przyjaźń Xeny i Gabrielle przemycała na ekran tematy samoakceptacji, poczucia wartości, szacunku dla ludzi, którzy czuli się zmarginalizowani, a więc pośrednio docierała przekazem do społeczności homoseksualnej. Spotkałam ludzi, którzy podchodzili do mnie i dziękowali mi za to, co zrobiliśmy. Jakby to była moja zasługa. Przecież my tylko wykonywałyśmy nasze zadanie aktorskie i świetnie się przy tym bawiłyśmy.

RT: Podczas trwania serialu zauważyliśmy, że nasze bohaterki oprócz sympatii wzbudzają też nadzieję widzów.

LL: Dla przedstawicieli LGBT obserwowanie siebie na ekranie w latach 90. to było coś nowego. Niewiarygodne, jak telewizja się zmieniła. Porównajmy sposób przedstawiania tego tematu w "Xenie: wojowniczej...", a dwie dekady później, np. w "Sposobie na morderstwo". To pozytywna rewolucja.

RT: R.J. Stewart (producent) był bardzo ostrożny w tym temacie. Chciał mieć pewność, że nigdy nie zredukujemy relacji Gabrielle oraz Xeny do kontekstu ich orientacji i nie nadużyjemy cierpliwości naszych widzów. Szefowie stacji byli tak uczuleni na tym punkcie, że serial będzie postrzegany jako lesbijski, że nie zgodzili się na pojawienie się Xeny i Gabrielle w jednej ramce w czołówce.

ROC: Byliśmy świadomi, że niewiele możemy zrobić, w końcu serial pokazywany był na jednej z państwowych stacji. Rob, choć bardzo starał się być odważny, musiał trzymać się granic.

LL: Przecież były razem, prawda? Cały czas bardziej to sugerowaliśmy niż potwierdzaliśmy. Szczerze mówiąc, my nie przejmowałyśmy się tym, czy nasze bohaterki zostaną odebrane jako lesbijki. Nawet jeśli tak, co z tego? Przecież to nic złego.

Część sukcesu serialu to niewątpliwie zasługa umiejętnego przeplatania przez producentów wydarzeń historycznych z mitologicznymi...

RT: Nigdy nie mieliśmy wystarczających środków na nasze pomysły, a i tak je realizowaliśmy. "Będziemy opowiadać historię, na którą nas nie stać". Stres był.

LL: Byliśmy jak ser, ale ten z górnej półki. Kto nie lubi dobrego sera? (śmiech).

ROC: To było genialne, jak producenci zachęcali widzów do oglądania serialu, wprowadzając frywolne elementy. Na ekranie były szalone kostiumy, postacie i centaury biegające na około. To wszystko było tak absurdalne, że skacząc po kanałach, musiałeś zatrzymać się na NBC.

RT: W tamtym czasie nie było kategoryzacji wiekowej ani kontroli rodzicielskiej. Mogliśmy opowiedzieć historię, jaką chcieliśmy.

ROC: Były dziwne stworzenia, a w międzyczasie odniesienia do Jezusa, Cezara i rozgrywane historyczne bitwy rzymskie. Totalny misz masz.

Po 6 sezonach, 134 odcinkach, 18 czerwca 2001 r. serial został zakończony.

LL: Ostatni rok to była walka. Bezlitosna. Dziewięć miesięcy spędzonych na planie któryś rok z rzędu dało mi w kość. Pod koniec nie miałam już siły.

ROC: Chciałam rozpocząć nowy, inny rozdział w życiu. RT: Zrobiliśmy świetny sezon 6., który był godnym pożegnaniem naszej produkcji. Choć wiem, że wielu fanom się nie spodobał.

SOC: To mało powiedziane. Oni go nienawidzili. Ja uwielbiałam. Rozumiem jednak, że nikt nie chciał widzieć śmierci Xeny. Widzowie poczuli się zdradzeni.

LL: Śmierć Xeny to jedna z tych rzeczy, której żałuje się z perspektywy czasu. Nie mieliśmy pojęcia, jak dotknie naszych fanów. Myśleliśmy: "To będzie mocna rzecz na koniec". Dziś mówię naszym fanom: "Udajmy, że to się nie wydarzyło".

RT: Nie pomyśleliśmy o takim efekcie. Byliśmy przekonani, że to koniec, na jaki "zasługuje" postać, która miała za sobą brutalną i niezbyt krystaliczną przeszłość. Być może wykazaliśmy się zbytnim egoizmem, bezpowrotnie zamykając "furtkę" kontynuacji.

Nie tak bezpowrotnie. Stacja NBC planuje wskrzesić historię Xeny z Robem za producenckim sterem. Ale czy zobaczymy na ekranie Lucy i Renee?

RT: Myślę, że pojawienie się dziewczyn byłoby wymarzonym ruchem marketingowym stacji. "Tak, przywróćmy ją, niech zagra matkę. Przekonajmy je obie, przyciągną widzów". Ten serial to zupełnie inna historia, ujęcie. Nie jestem więc fanem tego pomysłu.

ROC: Xena była niesamowitą bohaterką. Sensowniej byłoby ją wskrzesić pięć lat po tym, jak zakończono serial. Nie teraz.

LL: Mam nadzieję, że zrobią to dobrze, z szacunku do fanów oraz dziedzictwa serialu. Liczę, że nie uczynią z Xeny dziewczyny, która będzie zależna od facetów, to takie passé.

SOC: To co udało mi się zasłyszeć, to tyle, że tym razem stawia się na prawdziwe ujęcie relacji Xeny i Gabrielle. Ma być zaprezentowane, kim są naprawdę oraz nowe spojrzenie na łączące ich uczucie.

LL: Świat nadal potrzebuje bohaterów. Jest wielu, którzy czują się spychani na margines. Oni chcą na nowo docenić wagę takich słów jak honor i równość. A o tym przede wszystkim był ten serial.

Opracował: MG

Świat Seriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy