W życiu nie jest Maliniakiem
Nie sposób zliczyć wszystkie role, jakie zagrał w swojej 57-letniej karierze aktorskiej. Ale jedno jest pewne w stu procentach: dla większości Polaków Roman Kłosowski na zawsze pozostanie Maliniakiem z telewizyjnego serialu "Czterdziestolatek" Jerzego Gruzy.
Wciąż jest rozpoznawany na ulicach. Zaczepiają go i młodsi, i starsi. Najczęściej witany jest słowami: "Dzień dobry, panie Maliniak".
On wolałby raczej, żeby mówiono do niego: "Dzień dobry, panie Romanie". Jednak - chce, czy nie chce, lubi, nie lubi - rola Maliniaka stała się jego wizytówką. Aż do tego stopnia, że gdy grał w teatrze na przykład Szwejka, ludzie w kasie pytali, czy dobrego wojaka gra dzisiaj Maliniak?...
Z jednej strony coś takiego denerwuje, ale z drugiej cieszy - w końcu nie ma się czego wstydzić. Niejeden aktor chciałby dziś zagrać taką rolę w takim serialu... Sam Roman Kłosowski do dziś zbiera po niej żniwo. Swego czasu razem ze swoim partnerem, Andrzejem Kopiczyńskim, został zaangażowany do reklamy grzejników. Za żadną rolę w filmie czy teatrze nigdy nie dostał takiego honorarium... Ale to jest efekt ciężkiej pracy przez długie lata.
- Mój mąż to nie Maliniak! Jest człowiekiem bardzo wrażliwym, nigdy nikomu z premedytacją nie dokuczył - zapewnia Krystyna Kłosowska, od 55 lat żona Romana. Poznali się w Szczecinie, w poradni dla kandydatów do szkoły teatralnej. Roman namówił ją wtedy, żeby - zamiast ról scenicznych - wybrała rolę... żony. Jego, rzecz jasna... A losy ich małżeństwa pokazały, iż miał nosa! Bezbłędnie umiał odnaleźć swoją drugą połowę. W środowisku aktorskim rzadko się przecież zdarza, żeby ktoś spędził z jedną partnerką całe życie. Im się udało. Jaka jest jego recepta na udany związek?
- Po prostu trzeba mieć tak udaną żonę, jak moja - śmieje się Roman Kłosowski.
- Tolerancyjną, wyrozumiałą. pogodną... Razem przeszliśmy różne chwile, nie zawsze słodkie, i wciąż się przyjaźnimy. To chyba mój największy życiowy sukces.
Krystyna Kłosowska, choć nie została aktorką, też może mówić o pełnym spełnieniu w pracy. Instruktor teatru amatorskiego, uwielbiana przez swoich wychowanków, do których można zaliczyć m. in.: Stanisławę Celińską i Jerzego Bończaka. Ma dystans do popularności męża i cieszy ją, że obojgu im nie przewróciła ona w głowie. A że nikt nie zna Romana Kłosowskiego lepiej niż pani Krystyna, przede wszystkim ona może powiedzieć, że nie ma on cech serialowego Maliniaka.
Nie jest ani łobuzem, ani podlizuchem, ani cwaniakiem...
Dał tylko tej postaci swój wdzięk i przez to stała się ona bardziej sympatyczna, a co za tym idzie - lubiana przez wszystkich. Krystyna Kłosowska nie była jednak zachwycona, kiedy kioskarka zwracała się do niej: "pani Maliniakowa". Przyznaje, że dostawała wtedy białej gorączki. Zawsze zresztą trochę irytowało ją utożsamianie męża z postaciami, które grał.
Roman Kłosowski twierdzi, że na początku był przerażony rolą Maliniaka. To taki lizus, pochlebca i hucpiarz, myślał sobie. I miał poważne opory przed zagraniem tej postaci. Uważa, że jest ona przeciwstawieniem jego prywatnego charakteru. Z czasem jednak polubił swojego bohatera. A widzowie również lubili cwaniaczka, w którym odnajdywali swoje wady. Praktycznie każdy widział w sobie coś w sobie z Maliniaka.
Ciekawe, jak Wy odbieracie dziś Maliniaka?
Czytaj także inne teksty poświęcone kultowym polskim serialom:
"Do przerwy 0:1": Prawdziwa historia kultowego serialu
"Podróż za jeden uśmiech" - będzie kontynuacja?
"Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta", czyli kiełbasa w polskim kinie
Dziel się też swoimi wspomnieniami na forum "Seriale naszej młodości"