Uwodziła na ekranie. W prywatnym życiu przeżyła koszmar

Każdy kinoman kojarzy ten kadr. Naga nastolatka leżąca w płatkach czerwonych róż z filmu "American Beauty" to jedna z najbardziej pamiętnych scen we współczesnej historii kina. Aktorka Meny Suvari niemal od razy stała się gwiazdą. Jednak jej życie prywatne nie było usłane różami. 42-letnia dziś aktorka ujawnia, że przeszła przez piekło. "Czułam się martwa w środku" - wspomina dziś Suvari.

Jako 12-latka przeżyła piekło

W opublikowanych niedawno wspomnieniach Mena Suvari zdecydowała się na odważne wyznania o swojej ponurej przeszłości, którą przez lata ukrywała, żyjąc w poczuciu winy i wstydu. Aktorka wyjawiła, że przez lata była uzależniona od narkotyków, przez osiem lat była ofiarą przemocy fizycznej i seksualnej. Początkiem traumatycznych przeżyć było wydarzenie sprzed dokładnie 30 lat. 12-letnia wówczas Suvari została zgwałcona przez swojego 16-letniego chłopaka. 

Niedługo później zaczęła pracować jako modelka, potem dostawała też pierwsze role aktorskie. Rozwijająca się coraz bardziej kariera wymagała zatrudnienia profesjonalnego menadżera. Suvari miała jednak pecha - - jej agent dopuszczał się wobec niej nadużyć seksualnych. W swojej książce aktorka wyznaje, że wtedy, mając zaledwie 16 lat, była bliska samobójstwa. Ukojenie znalazła w narkotykach, co skończyło się wieloletnim uzależnieniem. "Czułam się martwa w środku" - wspomina tamten okres Suvari.

Reklama

Na twarzy uśmiech, w środku pustka

Aktorka dodaje też, że tej pustki nie wypełniła nawet praca nad filmem "American Beauty", choć atmosfera na planie, gdzie traktowano ją z uprzejmością i szacunkiem była miłą ucieczką od ponurej rzeczywistości jej prywatnego życia. Gdy dostała rolę Angeli, miała zaledwie 19 lat. "Przez cały czas, gdy pracowałam nad +American Beauty+, ocierałam się o pustkę. Na planie pracowałam nad udoskonaleniem swojej roli, a w domu spełniałam żądania mojego chłopaka Tylera, który życzył sobie perwersyjnych trójkątów co najmniej trzy lub cztery razy w tygodniu. Tu i tu udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale nie było" - opisuje aktorka.

Suvari przyznaje, że nigdy nie marzyła o karierze aktorskiej. Chciała zostać lekarką albo archeologiem, ale imprezowy styl życia, jaki prowadziła w czasach liceum, pogrążył te marzenia. Dziś gwiazda tego żałuje, bo - jak twierdzi - miała zadatki na dobrego naukowca. Była cudownym dzieckiem, szybko nauczyła się czytać, w nauce znacznie wyprzedzała swoich rówieśników. Ale była też piękna, co jak wspomina, w szkole było raczej przeszkodą, bo nie zjednywało jej przyjaciół. Uroda otworzyła przed Suvari drzwi do kariery. Po tym, jak wypatrzyli ją przedstawiciele jednej z agencji modelek, szybko zaczęła występować w reklamach.

Upadła na samo dno

Aby jej kariera mogła nabrać rozpędu rodzina zdecydowała się na przeprowadzkę do Los Angeles i posłanie jej do prywatnej szkoły. Jak się okazało, ta decyzja zniszczyła jej życie. Dziś Suvari nie umie powiedzieć, co popchnęło ją w samodestrukcję - nadmierna presja, niepewność, osamotnienie, rozwód rodziców, czy choroba taty. Tamten czas wspomina mgliście, bo smutki chętnie topiła w alkoholu i narkotykach. 

"Moje dni mijały przy szalonej mieszance metamfetaminy i marihuany. Zażywałam narkotyki, żeby uśmierzyć ból. To był mój sposób na oderwanie się od piekła mojej egzystencji i przetrwanie" - wspomina w książce. Ucieczki od samotności nie dał jej też ukochany Tylera. Przeciwnie, jego uzależnienie od seksu i narkotyków pociągneło ją na dno. A mimo to, jak wspomina, nie była w stanie się od niego uwolnić. Takich toksycznych związków aktorka miała w życiu wiele toksycznych związków. Wszystkie kończyły się katastrofą.

Uratowała ją miłość

Proces samozniszczenia Menie Suvari udało się zatrzymać dopiero w 2016 roku, gdy została obsadzona w filmie telewizyjnym "Będę w domu na święta". Na planie w Toronto poznała Mike'a Hope'a, skromnego mistrza rekwizytów i scenografa. Dwa lata później wzięła z nim ślub, wkrótce potem urodził im się syn Charles. "Doszłam do wniosku, że nikt nie wyrządził mi większej szkody niż ja sama i ta świadomość była miażdżąca" - podsumowuje w swojej książce aktorka. 

Tłumaczy też, dlaczego po tylu latach zdecydowała się opisać swoje bolesne przeżycia. "Prawie całe życie trwałam w poczuciu wstydu, obrzydzenia, zaprzeczenia temu, co mi się przydarzyło, na co pozwoliłam i czego byłam częścią. Aż pewnego dnia przestałam. Przestałam uciekać i spojrzałam na siebie. Spojrzałam na ból i zobaczyłam, że jestem gotowa zostawić to wszystko za sobą" - wyznała. 

mdn/ gra/

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy