To początek serialowej rewolucji
Kevin Spacey zaangażował się w dość ryzykowny projekt - serial "House of Cards", który nie został wyemitowany w żadnej stacji. Internetowa produkcja okazała się sukcesem. Mówi się, że to początek końca telewizji, jaką znamy.
Coraz więcej osób woli oglądać filmy i seriale w internecie. O dowolnej porze, bez patrzenia na ramówkę. Taką możliwość udostępniają już polskie telewizje - produkcje Polsatu, TVN, czy TVP są dostępne na ich stronach, czasem nawet przedpremierowo.
Amerykański serwis Netflix (płatny 8 dolarów miesięcznie) poszedł krok dalej. Wyłożył 100 milionów dolarów na 13-odcinkowy serial "House of Cards". Premiera wszystkich odcinków miała miejsce jednego dnia - 1 lutego 2013 roku. Z założenia nie trafił do żadnej stacji. A odniósł sukces, o jakim wielu może tylko śnić.
Czy można go zobaczyć w Polsce? Smutna wiadomość jest taka, że serwis Netflix nie działa z naszego kraju. Odcinki z polskim tłumaczeniem można znaleźć w sieci, jednak ich legalność budzi wątpliwości. Wygląda na to, że brakuje odpowiedniej ustawy, która uporządkowałaby panujący w sieci chaos. Sprawie powinni przyjrzeć się nasi politycy. A i sam serial także może ich zainteresować...
Tytuł "House of Cards", który można przetłumaczyć jako "Domek z kart", odnosi się do misternej intrygi na najwyższych szczeblach władzy, którą knuje główny bohater senator Francis Underwood (Kevin Spacey). Spodziewał się objąć stanowisko sekretarza stanu, jednak decyzja prezydenta mocno go rozczarowała... Teraz nie cofnie się przed niczym.
Zna sekrety polityków na kluczowych stanowiskach, ma dojścia w mediach dzięki pięknej Zoe (Kate Mara) i bezwzględne wsparcie żony (Robin Wright). Czego chce? - Władzy - wyjaśnia widzowi, bo to także on jest narratorem całej historii. Co ciekawe, została ona nakręcona na podstawie powieści Michaela Dobba i nawiązuje do brytyjskiego serialu z lat 90. o tym samym tytule.
ANNA JANIAK