Takiego serialu jeszcze nie było. "Skoczkowie" to udany prezent dla kibiców?
Skoki narciarskie to jedna z tych dyscyplin sportowych, gdzie Polacy mogą pochwalić się największymi sukcesami. Polska na dekady zdominowała ten sport i to dwóch Polaków - Adam Małysz i Kamil Stoch - uchodzi za najlepszych skoczków wszech czasów. Nic dziwnego, że Prime Video stwierdziło, że to właśnie polska kadra w skokach narciarskich zasługuje na własną serię dokumentalną. "Skoczkowie" może i nie będą hitem na całym świecie, ale na pewno serialem, jakiego jeszcze nie było i produkcją, która dla wielu okaże się udanym prezentem.
Po sukcesie "Lewandowski: Nieznany" i "Kuba" Prime Video postanowiło iść za ciosem. Nie dość, że jeszcze w tym roku na platformie zadebiutuje kolejny film dokumentalny o gwieździe piłki nożnej, Wojciechu Szczęsnym, to prawdziwa gratka czeka też fanów zimowych emocji. Już 10 stycznia w serwisie pojawi się seria dokumentalna poświęcona polskim skoczom narciarskim.
"Skoczkowie" zabiorą widzów za kulisy i pokażą, jak wygląda świat skoków narciarskich od podszewki. Przybliżą sylwetki najwybitniejszych zawodników i to, jak trenują, ale również ich życie prywatne, pasje oraz wyzwania, z jakimi muszą się mierzyć, uprawiając wyczynowo tak ekstremalny sport. Dzięki uprzejmości Prime Video mogłam przedpremierowo zobaczyć pierwsze trzy z pięciu odcinków produkcji i nie żałuję ani minuty.
"Skoczkowie" to pięć półgodzinnych odcinków, które przybliżają osiągnięcia polskiej kadry i pokazują, gdzie to ich plasuje w historii. Sprzedają też zakulisowe smaczki. Wracają choćby do sytuacji z fenomenalnego sezonu Dawida Kubackiego, który był o krok od wymarzonego triumfu w konkursie w Zakopanem, ale został puszczony w fatalnych warunkach, co kosztowało go zwycięstwo i wielu uważało, że to wina organizatorów. Z serialu dowiadujemy się, co działo się w nim po skoku, jak na sytuację patrzyli inni, a przede wszystkim, czy osoba odpowiedzialna za dawanie zawodnikom zielonego światła do skoku, postąpiłaby teraz inaczej. Odkrywamy też kulisy pracy i objęcia funkcji trenera polskiej kadry przez Thomasa Thurnbichlera, co odbiło się szerokim echem w mediach ze względu na młody wiek szkoleniowca, pogłoski o początkowej niechęci do podpisania umowy. Poza tym to typowy "skater". Wielu więc może zastanawiać się, co on wie o trenowaniu skoczków narciarskich.
To wszystko uzupełnione jest pogłębionymi wywiadami z zawodnikami oraz ich rodziną, z których nie tylko dowiadujemy się, jak to jest żyć z żywymi legendami skoków narciarskich, ale jakie mają plany na czas po zakończeniu kariery i dlaczego skaczą nawet wtedy, gdy brak dobrych wyników i opinia kibiców nie sprzyja.
Skoki narciarskie towarzyszyły długim zimowym popołudniom w moim rodzinnym domu, odkąd tylko pamiętam. To były czasy wielkich sukcesów Adama Małysza i "Małyszomanii". Moja rodzina od zawsze oglądała skoki narciarskie. Nikogo więc chyba nie zdziwi, gdy napiszę w tym miejscu, że gdy na belce startowej siadał Orzeł z Wisły, stawałam pod telewizorem i dmuchałam mu pod narty, żeby dłużej unosił się w powietrzu. Tak samo to, że gdy umiałam już jeździć na nartach, formowaliśmy z kuzynami małą skocznię z boku stoku narciarskiego i z niej skakaliśmy - najczęściej kończąc upadkiem. Do dziś śledzę każdy sezon polskiej kadry. Płakałam ze szczęścia, gdy po Małyszu nastała era Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły, których medale najlepiej pokazały, że w polskich skokach nadal siła.
Z dużą ekscytacją przyjęłam więc informację o tym, że Prime Video zrealizuje dokument o polskich skoczkach i choć było mi dane przedpremierowo zobaczyć tylko trzy z pięciu odcinków produkcji, już teraz stwierdzam, że "Skoczkowie" to udany prezent dla kibiców skoków narciarskich.
Nie dość, że "Skoczkowie" prezentują kulisy rywalizacji na najwyższym poziomie, przybliżają katorżnicze treningi skoczków narciarskich i ich życie na walizkach, to jeszcze rzucają nowe światło na polską kadrę. To właśnie z seansu tej produkcji dowiadujemy się jakie polskie orły są prywatnie - że Dawid czasami przeklina, a Kamil jest uparty i zostawia żonie ciepłe śniadanie, gdy wyjeżdża na zawody, a ona jeszcze śpi.
To też tutaj Adam Małysz raz na zawsze zamyka dyskusję o tym, kto jest najlepszym skoczkiem wszech czasów - Małysz czy Stoch. To właśnie też ten serial pokazuje innowacyjność i wszechstronność, jaka jest w Thomasie Thurnbichlerze. Wyobrażacie sobie, że nasi skoczkowie trenują pozycję w locie w tunelu aerodynamicznym? To daje szansę na to, że po obejrzeniu "Skoczków" rozgoryczeni obecną formą polskiej kadry kibice i media zrozumieją, dlaczego Turnbichler dostał drugą szansę.
"Skoczkowie" zadebiutują 10 stycznia na Prime Video w bardzo trudnym momencie dla polskich skoków narciarskich. Źle się dzieje w kadrze i każdy to widzi. Nie ma wyników, nie ma poprawy. Piotr Żyła nawet na chwilę musiał przenieść się do Pucharu Kontynentalnego. Jedynie Paweł Wąsek robi postępy i zaczyna skakać blisko podium. Niewielu więc może czuć chęć na seans "Skoczków". Tymczasem to właśnie teraz jest na to idealny moment.
Dzięki temu kibice zrozumieją pokładane w Thurnbichlerze nadzieje i usłyszą słowa, które wytłumaczą, co dzieje się z Kamilem Stochem czy Dawidem Kubackim. Dzięki temu serialowi każdy fan skoków narciarskich uzmysłowi sobie, w jakim momencie jesteśmy, przypomni sobie piękne triumfy Polaków i zauważy, dlaczego jest szansa na to, że w polskich skokach będzie jeszcze pięknie.
To wszystko sprawia, że daje "Skoczkom" ocenę 8/10.
ZOBACZ TEŻ:
Musieli wstrzymać pracę nad 2. sezonem serialu. Zawiniła pogoda