Przez lata nie wiedziała o rodzinnej tajemnicy. Prawda mocno ją zszokowała
Melissa Gilbert już jako 9-latka zdobyła świat dzięki roli Laury Ingalls w serialu "Domek na prerii". Mało kto wie, że aktorka jeszcze przed narodzinami została adoptowana przez rodzinę amerykańskiego aktora, która przez lata skrywała przed nią tajemnicę. Prawda w końcu wyszła na jaw.
Bywa, że już na początku kariery jedna rola potrafi zdefiniować całe aktorskie życie. Widzowie i twórcy filmowi na długo zapamiętują daną postać, a aktor - choćby zagrał dziesiątki innych ról - już na zawsze kojarzony jest właśnie z nią. Tak było w przypadku dziś 61-letniej Melissy Gilbert, którą doskonale pamiętamy z kultowego serialu.
"Domek na prerii" zadebiutował w połowie lat 70. i szybko zdobył serca fanów. Serial był luźną adaptacją książek z serii "Domek" i przedstawiał erę pionierów, którzy tworzyli podwaliny współczesnej Ameryki. Kluczem do jego sukcesu było pokazywanie prostych, podstawowych wartości: wspólnoty, współczucia dla słabszych, wiary i miłości. Prawdopodobnie dlatego produkcja była uwielbiana na całym świecie. Melissa Gilbert sama przyznała, że w jej odczuciu to "wspomnienie prostszych czasów" przyczyniło się do sukcesu serialu.
Gilbert w produkcji wcieliła się w Laurę Elizabeth Ingalls Wilder. Gdy zaczynała grać w serialu, miała zaledwie 9 lat. Pamięta, że na planie rozpierała ją energia i wszędzie było jej pełno. "Chyba nigdy nie chodziłam w serialu, zawsze wszędzie biegałam! Nawet już jako dorosła dziewczyna" - wspominała artystka, która z "Domkiem na prerii" była związana przez dekadę.
Praca na planie zdjęciowym w tak młodym wieku była dla młodej aktorki wyzwaniem. Nie zawsze ze wszystkim sobie radziła - wtedy mogła liczyć na wsparcie bardziej doświadczonych artystów. "Byłam dziewięciolatką, która musiała uczyć się w szybkim czasie wielu kart scenariusza" - wyjawia. "Kiedyś nie umiałam zapamiętać swoich kwestii. Rozpłakałam się, wpadłam w histerię. Michael [Landon, który wcielał się w postać ojca Laury - przyp. red.] poprosił wszystkich, by zostawili nas samych. Posadził mnie naprzeciwko siebie, kazał się uspokoić i uczył się ze mną. Kiedy zapamiętałam w końcu mój tekst, przytulił mnie, a zaraz potem powiedział ostro 'Niech to się więcej nie powtórzy!'. I nigdy się nie powtórzyło."
Równolegle z serialem powstawały także inne produkcje z uniwersum. Aktorka powtórzyła swoją rolę Laury Ingalls w "Dawno, dawno temu, był sobie mały domek...", "Spojrzeniu w przeszłość", "Ostatnim pożegnaniu" i "Błogosław wszystkim dzieciom". Ta rola stała się największym sukcesem w jej karierze, ale też powodem, dla którego nie kojarzymy jej z żadnego innego występu. Mimo że aktorka regularnie próbowała sił w innych produkcjach (m.in. "Cud Bożego Narodzenia", "Cudotwórczyni" czy "Pamiętnik Anny Frank"), żadna nie okazała się takim hitem jak "Domek na prerii". W pewnym momencie drzwi do różnorodnej kariery w Hollywood zamknęły się dla Melissy Gilbert na zawsze - grywała w kinie klasy B i pojedynczych odcinkach znanych seriali, potem skupiła się na występach w programach rozrywkowych w telewizji.
Tak samo jak szokujące jest to, że aktorka nigdy nie uwolniła się od roli w "Domku na prerii", jest również jej dzieciństwo. Młoda Melissa nie wiedziała, że rodzice skrywają przed nią tajemnicę. Prawda wyszła na jaw po latach i wywołała u artystki traumę.
Dzień przed swoimi narodzinami Melissa została adoptowana przez amerykańskiego aktora Paula Gilberta i jego żonę. Przez lata wychowywała się w szczęśliwej, artystycznej rodzinie i spełniała swoje marzenia. Nie wiedziała jednak, że przyszywani rodzice zataili przed nią ważną informację - jej biologiczny ojciec wciąż żył.
Biologiczni rodzice gwiazdy również byli związani z branżą rozrywkową. Matka była tancerką, a ojciec kierowcą samochodów wyścigowych i muzykiem. Oboje byli w związkach małżeńskich i mieli dzieci z ówczesnymi partnerami, lecz uczucie, które ich połączyło, okazało się silniejsze. Postanowili pozostawić poprzednie romantyczne relacje i stworzyć razem rodzinę. Zamieszkali wspólnie z szóstką dotychczasowych dzieci.
"Wszystkie ich dzieci zamieszkały z nimi, więc ja byłam numerem siedem. Wtedy podjęli decyzję o oddaniu mnie do adopcji" - wyznała Melissa Gilbert w podcaście Patricka Labyorteaux.
Biologiczna mama aktorki zmarła zanim miały okazję się poznać, ale Melissie udało się zobaczyć z ojcem. Mężczyzna przyznał, że rozpoznał ją w kultowym serialu - od razu domyślił się, że to jego córka.
Gilbert mocno też przeżyła spotkanie z rodzeństwem. "Wszyscy jesteśmy do siebie podobni. To widać od razu" - wyznała.
Zobacz też: Nie takiej przemiany oczekiwali fani? Aktor zaskakuje nowym zdjęciem